Do pomieszczenia pewnym krokiem wchodzi na oko czterdziestoletni napakowany mężczyzna. Przyglądam mu się, ale jego twarz nic mi nie mówi. Intuicja jednak podpowiada mi, że jest on zwykłym wykonawcą. Nie sądzę by podejmował decyzję.
— Przyślij tu swojego szefa, bo chce się dowiedzieć po jaką cholerę nas tu ściągnęliście — warczę w jego stronę, a Aurora ostrzegawczo ściska moje ramię. Tu akurat jej ostrożność jest zbyteczna. Gdyby nie to, że chcą coś uzyskać od mojego ojca to już na pewno byłybyśmy martwe.
A skoro nawet mnie nie odstrzelili po tym co odjebałam to znaczy, że krzywda nam się nie stanie. O ile nie zażądają od ojca czegoś tak cennego, że uzna i żona i córka nie są warte ratowania. Staram się nie dopuszczać takiej myśli, lecz już tak jest, że człowiek w najcięższych chwilach ma najczarniejsze przemyślenia.
— Nie jesteś tu od wydawania poleceń — oznajmia niskim głosem. — Jak jesteś taka wygadana to wstawaj, pierwsza pójdziesz do szefa.
— Anna jest jeszcze słaba. Nie powinna nigdzie chodzić — to miłe, że Aurora zawsze jest gotowa by mnie bronić. Tym razem jest to zbyteczne. Muszę się dowiedzieć kto odważył się na taki krok by nas porwać.
— Poradzę sobie — szepcze tak by tylko ona mnie usłyszała.
Powoli aczkolwiek z godnością się podnoszę do pozycji stojącej. Nie jest to proste, bo czuję jak wszystko mi w głowie wiruje. Nie okazuje jednak ani grama słabości, na pewno nie pozwolę by się przed nimi upokorzyć. Zmierzam w stronę drzwi i w porę zauważam, że ten facet chce mnie złapać za ramię. Szybko odskakuje na bok.
— Nie pozwalaj sobie — warczę w jego stronę. Niech wie, że nie ma prawa mnie dotykać.
— Nie znasz drogi, więc sama nie trafisz — odpowiada mi złym tonem.
— To będziesz szedł przodem — już ma coś znowu powiedzieć, ale jego smartwatch wydaje krótki dźwięk. Widocznie szef się niecierpliwi.
— Jeśli znowu coś odpierdolisz to tym razem oberwiesz mocniej!
Ten śmieć ma czelność mi grozić. Mi Annie Faclone. Jak tylko wyrwę się z tego miejsca to pierwszą rzeczą, którą zrobię będzie zemszczenie się na nim. Sprawię, że nauczy się kultury względem kobiet.
Nie przedłużam jednak i nie wdaje się z nim w dyskusję, a jedynie powolnym krokiem za nim ruszam. Na całe szczęście nie idzie jakoś szybko, więc udaje mi się nadążyć.
Korytarz jest dość ponury. Panują tu różne odcienie brązu. Podłoga jest drewniana. Ten dom chyba też nie jest jakichś imponujących rozmiarów, bo szybko jesteśmy na miejscu. Nie wchodzi on jednak od razu tylko puka czekając na pozwolenie, a gdy już je otrzymuje to po prostu wpycha mnie do środka.
Przy dużym dębowym biurku siedzi mężczyzna. Ma na sobie czarną koszulę i coś mi podopowiada, że to on jest tym szefem.
— Żona czy córka? — pyta głębokim i silnym głosem. Gdyby nie okoliczności to zrobiłby na mnie wrażenie.
— A jakie to ma znaczenie? Wypuść nas obie!
Delikatnie się uśmiecha. Nie ma w tym jednak nic przyjemnego. Ten uśmiech ten uśmiech kojarzy się jednak z diabłem.
— Córka ma wrócić natychmiast do domu, a żona zostaje w ramach zabezpieczenia — przyznaje, że się takiego obrotu sprawy nie spodziewałam. Ojciec wie, że jestem wytrzymalsza od Aurory. Ona nie poradzi sobie sama w niewoli.
— Jestem żoną — odpowiadam pewnie. Szatyn przez chwilę się na mnie przygląda i wybucha głośnym śmiechem przez co mimowolnie wzdrygam. Wstaje i wolnym krokiem się do mnie zbliża.
— Z tego co mnie poinformowali to córka jest brunetką — kurwa.
Przymykam na chwilę oczy i zaciskam pięści ze złości. Nie jestem jakąś nawiedzoną altruistką, która martwi się o cały świat. Lecz Aurora jest dla mnie ważna, była przy mnie, w każdej ciężkiej chwili i nie chce by tu została.
Łapie mnie za nadgarstek i ciągnie w swoją stronę, wyraźnie też mi się przygląda. Ja też mam chwilę czasu by mu się przyjrzeć i od razu zauważam te zielone oczy.
— Od swoich ludzi jednak słyszałem, że brunetka jest o wiele ładniejsza i właśnie mogę się o tym przekonać.
Szybko jednak odzyskuje rezon i się mu wyrywam.
— Nie masz prawa mnie tak traktować! — warczę w jego stronę.
Ciemnowłosy mężczyzna spogląda na mnie z politowaniem.
— Niech moja zakładniczka się lepiej zamknie, bo już mnie łeb boli od tego jazgotu.
— W ramach zabezpieczenia powinieneś zatrzymać nas obie — to co robię w obecnej chwili jest głupie. A może nawet najgłupsze co zrobiłam w całym życiu.
— Ależ ty masz dobre serduszko — jego głos aż ocieka ironią. — Ciężko uwierzyć, że zabiłaś jednego z moich najlepszych ludzi.
Znów chce mnie dotknąć, więc robię krok do tyłu. Postępuje jednak zbyt gwałtownie, bo przez mój uraz znów kręci mi się w głowie. I gdyby nie to, że łapie mnie w pasie to miałabym bardzo bolesne spotkanie z podłogą.
Cicho syczę z bólu gdy czuję jego palce na mojej ranie.
— Ja pierdole czemu nikt mi nie powiedział, że aż tak mocno oberwałaś.
Czuje jak unosi mnie i gdzieś niesie.
— Wezwijcie lekarza — woła do kogoś. — Lepiej byś szybko wydobrzała Anno — kładzie mnie na czymś miękkim. Odrobinę uchylam ociężałe powieki i zauważam, że znajduje się teraz w innym miejscu. Tu za to panuje szarość.
— Jeśli umrę to nigdy nie dostaniesz tego na co liczysz.
— A wtedy zabiję też tą drugą — odbija piłeczkę. — Więc nie opłaca ci się umierać.
Chce mu odpowiedzieć, że nie zamierzam, ale moje oczy same się zamykają.
***
Budzi mnie poklepywanie w policzek. Otwieram oczy i widzę przed sobą jakiegoś starszego mężczyznę.
— Ma pani wstrząśnienie mózgu, proszę nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów — po tym co mówi od razu wnioskuję, że jest lekarzem. Odwraca głowę w stronę mojego porywacza. — Pani powinna zostać przewieziona do szpitala. '
— Musi zostać tutaj — z jednej strony się cieszę, bo nie znoszę takich miejsc, ale stamtąd byłoby o wiele łatwiej uciec.
Chociaż i tak nie zamierzam się nigdzie ruszać bez Aurory.
— Będzie potrzebowała dużo spokoju i odpoczynku — zaznacza doktor.
— Dobrze, osobiście o to zadbam.
Nie wydaje mi się.
Liczę na waszą opinię.
CZYTASZ
Zakładniczka
FanficRzadko kiedy sprawy toczą się takim torem jaki to zaplanowaliśmy. Tym razem jednak wszystko wymknęło się spod kontroli.