8

242 28 4
                                    


Jutro będzie mój szczęśliwy dzień. Wreszcie spotkam się z ojcem, który z całą pewnością zrobi wszystko co w jego mocy bym odzyskała wolność. Dziś jeszcze mnie czeka nudna kolacja z Harrym i będę mogła raz na zawsze o nim zapomnieć.

Nagle rozlega się pukanie do drzwi. Zapraszam tą osobę, a do sypialni wchodzi jedna z służących. Szatynka o imieniu Betty.

— Mam dla pani ubranie na wieczór — mówi niosąc długi pokrowiec i jestem pewna, że znajduje się w niej sukienka. Ma też ze sobą parę czarnych szpilek na platformie.

— Sądziłam, że to ma być zwykła kolacja w domu. Nikt mnie nie uprzedził, że gdzieś wychodzimy — to dziwne, że zamierza mnie zabrać w miejsce publiczne. To dość ryzykowne z jego strony.

— Kolacja będzie w domu, ale szczególnym życzeniem pana Stylesa jest to żeby się pani specjalnie przygotowała — wznoszę oczy ku górze. Nie mam pojęcia po co te zamieszanie. Ja z całą pewnością jak tylko wrócę do domu to zrobię wszystko by zapomnieć o czasie spędzonym tutaj.

— Okej — odpowiadam wymuszonym uśmiechem. Na pewno nie będę się denerwowała takimi głupstwami. Jemu wyraźnie zależy na tym by mnie zdenerwować. To mu się jednak nie uda.

Dziewczyna kładzie na sofie rzeczy, które mi przyniosła, a dalej wpatruje się w ekran wielkiego telewizora wiszącego na ścianie. To jest obecnie moja jedyna rozrywka. Betty wychodzi, a ja automatycznie wstaje i zbliżam się do tego pokrowca.

Znajduje się w niej chabrowa obcisła sukienka na ramiączka. Wydaje mi się dość krótka, ale nie sądzę żebym miała tyłek na wierzchu. No cóż jeśli ma ochotę bym tak wyglądała to niech mu będzie. Ostatni raz mogę się przemęczyć.

Trochę po osiemnastej biorę się za przygotowania. Robię sobie makijaż i ubieram ciuchy przez niego przysłane. Po skończeniu przeglądam się w wielkim lustrze w łazience. Muszę przyznać, że naprawdę dobrze wyglądam. Nawet te kosmetyki, które wczoraj mi przyniósł doskonale do mnie pasują.

— Anno — słyszę wołanie z pokoju, więc wychylam się z łazienki, i dostrzegam Harry'ego. Ubranego w czarną koszulę i tego samego koloru spodnie.

Nie widziałam go od rana, więc musiał się ubrać w innym pokoju.

— Pięknie wyglądasz — mówi uważnie skanując moje ciało od stóp do głów. — Wszystko jest już gotowe. Możemy iść.

Wyciąga w moją stronę dłoń. Mam ochotę kazać mu się pierdolić i odejść, ale oczywiście tego nie robię. Zachowuje nudny zdrowy rozsądek.

Powoli się do niego zbliżam i podaje rękę. Wolałabym by zachowywał względem mnie odrobinę dystansu, ale z tego co wiem to nie mam co na to liczyć.

— Kazałem przygotować pyszne jedzenia, a dodatkowo najlepszego szampana Ten wieczór spędzimy bardzo miło — nie chce mi się w to wierzyć, ale jak zwykle swoje myśli zachowuje dla siebie.

Schodzimy na dół, a następnie kierujemy się do jadalni. Stół jest bogato zastawiony i jestem pewna, że nie damy rady sami zjeść tego całego jedzenia. Harry zajmuje miejsce u szczytu stołu, a ja obok niego.

Zanim Harry woła służbę to ja sama nakładam sobie na talerz jakiej stojącej przede mną zapiekanki. Chce jak najszybciej zacząć by już skończyć tę farsę. Szatyn widząc moje działanie nalewa mi w kieliszek alkoholu.

— Jesteś u mnie ponad tydzień, a tak naprawdę nie mieliśmy okazji porozmawiać. Nic o sobie nie wiemy.

— Mogę mówić, ale nie wiem czy to ma jakiś sens — upijam łyka szampana. Jest naprawdę dobry. — Za chwilę wrócę do domu i już więcej się nie zobaczymy.

A przynajmniej mam taką nadzieję — te słowa mówię tylko jednak w głowie.

Biorę kęsa zapiekanki, która jest bardzo smaczna. Ciężko mi jest jednak wyczuć wszystkie smaki.

— Nic nie jest jeszcze pewne. A skoro już jesteśmy razem to nie zaszkodzi skorzystać z okazji — biorę kolejnego łyka, bo zaczyna mnie palić w gardle.

Zaczyna mnie też atakować kaszel, który zamiast ustępować to tylko się nasila.

— Anno, wszystko w porządku — wstaje i się do mnie zbliża. Ja jednak mam już tak ostry kaszel, że nie mogę już złapać oddechu.

Cholera, czyżby mnie otruł?

— Anno czy masz jakiejś alergie? — dopytuje, a ja szybko uświadamiam sobie, że ma rację. Mam przecież uczulenie na pietruszkę, a w tym daniu może się ona znajdować.

— Na pietruszkę — z ogromnym trudem udaje mi się wypowiedzieć te słowa. On gdzieś znika, a ja zostaje sama.

Zostawił mnie tu bym umarła? Nie chce umierać w samotności.

— Zaraz poczujesz się lepiej — szatyn bardzo szybko wraca i odsuwa moje krzesło. Podwija delikatnie sukienkę i wbija mi igłę w udo. — To jest adrenalina — tłumaczy.

Oczy powoli zaczynają mi się zamykać. W ostatniej chwili jednak ucisk na moje gardło znika. Mogę już pobierać powietrze.

— Teraz już będzie tylko lepiej — zapewnia mnie mężczyzna. Łapie też moje ciało, bo nie jest mi łatwo już zachować pion. Bierze mnie też na ręce i gdzieś niesie. — Ta kolacja miało zupełnie inaczej wyglądać.

Pov Harry

Zanoszę Annę do sypialni i kładę ją na łóżku. Widzę, że oczy jej się zamykają, więc szybko sprawdzam jej tętno. Na całe szczęście nie jest tragiczne. Ona po prostu potrzebuję odpoczynku. Wyśpi się i wszystko powinno być dobrze.

Podczas tej kolacji miałem zamiar chociaż odrobinę ją do siebie przekonać, a ja jestem pewien, że tego wieczora miło wspominać nie będzie. Z całą pewnością u niej nie za plusowałem.

Kurwa! Czemu w moim planie wszystko musi się pierdolić?

Całe jednak szczęście, że miałem w domu adrenalinę. Ona dostała tak mocnego wstrząsu anafilaktycznego, że bez zastrzyku najpewniej nie dałoby się jej uratować. Od dziś w moim domu będzie zakaz trzymania pietruszki.

I będę też musiał przeprosić Annę za tą dzisiejszą niedogodność i wymyślić nowy plan na zdobycie jej sympatii. Co z całą pewnością proste nie będzie. No cóż w ostateczności będę musiał się posunąć do szantażu.

Liczę na waszą opinię.

ZakładniczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz