4

310 30 3
                                    


Wchodząc do pomieszczenia widzę, że moja najdroższa przyjaciółka śpi oparta o ścianę. Biedna, nawet nie wiem ile czasu spędziła na zamartwianiu się. Ruszam w jej stronę, lecz mój porywacz ma zupełnie inny plan, bo powstrzymuje mnie przed tym łapiąc moje ramię.

— Wstawaj! — krzyczy przez co Aurora gwałtownie się budzi. W tym człowieku nie ma ani odrobiny taktu.

Niebieskie oczy blondynki zostają skierowane na mnie. Dla uspokojenia posyłam jej delikatny uśmiech.

— Specjalnie to ty nie interesujesz się losem swojej pasierbicy skoro śpisz nie mając pojęcia co się z nią mogło stać — odwracam głowę w jego stronę i ofiarowywuje mu wściekłe spojrzenie. Jak on może do niej mówić w taki sposób?

— Nic mi nie jest — mówię wszem i wobec i chce do niej podejść, lecz przeszkadza mi dłoń tego wstrętnego mężczyzny, która dalej jest na moim ramieniu.

— Ale w każdej chwili może być.

Wreszcie mnie puszcza, ale tym razem zbliża się do Aurory. Widzę, że ona cała się spina. Będący z nami mężczyzna jest wysoki, a także postawny. Jego postura sama zniewala. Mogłabym teraz spróbować go obezwładnić. Mogłoby mi się to udać, lecz i tak nie udałoby się nam stąd uciec.

Ten dom jest wielki i na pewno dobrze chroniony.

— Jedna z was jeszcze dziś wróci do domu, a druga zostanie tutaj. Jak myślisz, która z was powinna?

On zaczyna grać w jakąś grę. Ni cholery mi się to nie podoba.

Aurora dalej milczy. Cieszę się, że postępuje na tyle zachowawczo, najgorsze co teraz mogłybyśmy zrobić do dać mu się wciągnąć w tę grę. Ja z całą pewnością nie dam sobą manipulować.

— Ja zostanę, decyzja została już podjęta — oznajmiam pewnym głosem. Mężczyzna na chwilę się do mnie odwraca. Kłamstwem by było stwierdzenie, że nawet przez chwilę się nie zawahałam. Ciężko jest z własnej woli zostać w więzieniu. I to na dodatek w taki, w którym każda godzina jest niewiadomą.

— Powinien pan nas obie wypuścić, jestem pewna, że mój mąż sowicie pana za to wynagrodzi — jak zwykle stara się podejść do tego dyplomatycznie. Niestety w tym przypadku to na nic się nie zda.

— Byłbym naprawdę głupi sądząc, że jak obie was uwolnię to cokolwiek dostanę — mówi zimnym tonem do Aurory. Ona spuszcza wzrok. — Twój mąż wybrał Annę. Chce by to ona jak najszybciej wróciła do domu.

Jestem zła, że on jej to powiedział i to jeszcze w tak podły sposób. Ro mimo moich początkowych podejrzeń jest bardzo przywiązana do mojego taty. Te słowa to na pewno dla niej cios.

— Ustaliliśmy, że to ja zostaje — przerywam tę nieznośną ciszę. Dobrze wiem, że szatyn specjalnie tak potoczył rozmowę by dać jej chwilę na zbędne rozmyślanie.

— Ja tu podejmuje decyzje Anno — znów odwraca się w moją stronę. Robi też krok i znajduje się już naprzeciwko mnie. To także jest niczym innym jak ruchem psychologicznym. — A ty chyba ubzdurałaś sobie, że zostajesz tu na wakacje i dlatego tak się do tego rwiesz.

— Niech Anna wróci do domu — nagle rozbrzmiewa głos Aurory. Ciągle jej wzrok jest jednak wlepiony w podłogę. Dalej przetrawia to co usłyszała.

— Nie słuchaj j... — nie jest dane mi dokończyć, bo on łapie mnie za szczękę i mocno ściska.

— Już mówiłem, że to nie ty podejmujesz decyzję — tym razem jego głos jest ciszy. Lecz o wiele bardziej przerażający. Zielone oczy świdrują mnie tak, że nawet nie próbuje nic więcej powiedzieć. — Sam jednak postanowiłem, że to Anna ze mną zostanie. Wydaje się być cenniejsza. A zresztą wolę mieć u siebie kobietę bez zobowiązań.

Puszcza mnie i tym razem zbliża się do Ro.

— Nie zapomnij wspomnieć swojemu mężowi, że życie Anny zależy teraz od tego jak szybko zabierze się za spełnianie moich warunków.

O nie, tego to już za wiele, nie pozwolę żeby straszył moich bliskich.

— Lepiej się martw czy to ja cię nie... — nie zdążam dokończyć, bo łapie mnie za szyję i mocno zaciska dłoń. Jestem zaskoczona tym ruchem, więc jedyne co robię to rozchylam wargi.

— Skarbie ja naprawdę nie chce ci zrobić krzywdy, ale jeśli nie zaczniesz się inaczej zachowywać to na pewno się bez tego nie objedzie.

— Niech pan ją puści — prosi Aurora spanikowanym głosem.

On jednak na nic ma jej słowa, bo dalej uściskiem swojej dłoń pozbawia mnie oddechu. Moja ręką wędruje do jego i układam ją na niej. Wiem, że nie uda się jej odciągnąć, to jest bardziej gest poddania.

— Mam nadzieję, że zrozumiałaś, że wolę uległe kobiety — puszcza moją szyję i jednocześnie mnie do siebie przyciąga bym nie upadła. Nie sprzeciwiam się, bo jestem zajęta ostrym kaszlem, który mnie atakuje. — Pamiętaj by to co zobaczyłaś przekazać swojemu mężowi — oznajmia i wciąga mnie z pomieszczenia.

Jak jesteśmy już na korytarzu, to po prostu bierze mnie na ręce.

— Szczerze powiedziawszy to bardzo mi ułatwiłaś zadanie — mam ochotę zeskoczyć, ale po prostu nie mam na to siły.

Ja nic mu nie odpowiadam, bo jedyne co mogę mu powiedzieć to wiązanka obelg. A nie chce by znowu mnie dusił.

Zostaje odniesiona do jego sypialni. Układa mnie na swoim łóżku.

— No powiedź coś. To nie był na tyle mocny ucisk by uszkodzić ci gardło.

Dalej milczę. Oby zrozumiał moją aluzję i sobie poszedł. Widzę jednak, że to w ogóle nie zdaje egzaminu, bo on siada na brzegu łóżka.

— Muszę dbać o swoją zakładniczkę, więc jeśli zaraz się nie odezwiesz to zaraz sprawdzę ci gardło, a jeśli dalej będziesz się upierać to wezwę lekarza — mówi z tym swoim podłym uśmiechem.

— Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że odpowiesz za wszystko co mi się stanie — warczę.

Kładzie dłoń na mojej nodze, a jak chce ją zabrać to jedynie wzmacnia uścisk.

— Wydaje mi się, że jeszcze się nie przedstawiałem, ale nazywam się Harry.

— Teraz będę wiedziała kogo w myślach przeklinać. A teraz przydziel mi pokój — marszczy brwi na moje słowa.

— Masz najlepszą sypialnię w całym domu i jeszcze narzekasz. Ciesz się lepiej z tego co masz, bo twoja sytuacja może się bardzo pogorszyć — mówi to w taki sposób, że nie jestem pewna czy to jest groźba.

Liczę na waszą opinię.

ZakładniczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz