5

313 30 2
                                    


— Gdzie się znajdujemy? Jakie to miasto? — pytam młodej dziewczyny, która właśnie mi przyniosła jedzenie. Ona jednak zachowuje się jakby była głuchoniema. Nie zwraca na mnie żadnej uwagi. — Nie wydam cię, a postaram się odwdzięczyć — zachęcam, ale ona dalej jest nieugięta.

Po części jej się nie dziwię. Pracuje dla takiego potwora i na pewno się go boi. Szczerze to jest mi jej nawet żal, jej sytuacja życiowa musi być naprawdę trudna skoro zatrudniła się w takim miejscu.

— Powiedź mi jednak czy w tym daniu jest jakaś pietruszka, mam na nią mocną alergię i mogę nawet umrzeć — po wypowiedzeniu tych słów już wiem, że z jej słuchem wszystko w porządku.

— Nie wiem proszę pani, to nie ja gotowałam — oznajmia drżącym głosem na oko drobna dwudziestoletnia szatynka.

— To leć do kuchni się spytać, bo sądzę, że mój oprawca na razie potrzebuje mnie żywej — kiwa głową na tak i wychodzi z pokoju. Wcześniej jednak przekręca kluczem w zamku. Przez moją ostatnią wycieczkę Harry rozkazał bym była zamykana.

Odkąd widziałam się z Aurorą minęło już kilka godzin. Nawet nie mam pojęcia czy ona nadal się znajduje w tym domu. To głupie, bo sama się z nią zamieniłam, ale mimo wszystko odrobinę zazdroszczę jej, że ona to ma za sobą. Jest już bezpieczna w domu.

Dziewczyna szybko wraca i informuje mnie, że w zupie, która mi przyniosła nie ma w sobie ani grama pietruszki. Zabieram się więc szybko za jedzenie jej, bo zdążyłam już porządnie zgłodnieć. Przez chwilę nawet sądziłam, że on postanowił mnie złamać nie dając mi nic do jedzenia.

Na całe szczęście to były jedynie złe myśli.

Oprócz tej dziewczyny nikt mnie nie odwiedza przez kolejne kilka godzin. Wiem, bo godzinę wskazuje mi budzik stojący na szafce obok łóżka.

Pojawienie się więc Harry'ego odrobinę mnie cieszy, bo mam już dość tej samotność. Nie jestem do niej przyzwyczajona. Zawsze koło mnie się ktoś kręci, a teraz jestem pozostawiona sama sobie odcięta od wszystkich mediów.

— Znalazłeś wreszcie dla mnie jakiś pokój? — dopytuje, bo po tym co widzę za oknem, wiem, że będzie chciał się niedługo kłaść.

A ja nie będę przecież leżała na podłodze.

— I powiedź mi lepiej co się dzieje z Aurorą. Została już wypuszczona — ciągle milczy co muszę przyznać jest już irytujące.

Nagle jednak zaczyna się rozbierać. Ściąga swoją czarną koszulę i zabiera się za spodnie.

— Co ty robisz? — pytam wściekle i wstaje.

— Miałem ciężki dzień i chce mi się spać. A niestety nawet mój sen musi być dzisiaj czujny — pozbywa się także swoich spodni. Może się mylę, ale sądzę, że przeważnie się rozbiera w łazience. Gdyby mnie tu nie było to nie sądzę by urządził ten pokaz.

— Nie będę spać w tym samym pomieszczeniu co ty.

— Ta decyzja nie należy do ciebie — zanosi swoje ubrania do łazienki i na chwilę w niej znika. Wraca po kilku minutach i na całe szczęście dalej ma na sobie bokserki.

Kładzie się na łóżku, nachyla się w stronę szafki i ją otwiera. Grzebie tam i wyciąga czarne kajdanki.

— Chodź — woła mnie do siebie.

Nie zamierzam dać mu się skuć i leżeć z nim w tym samym łóżku. To uwłacza mojej godności.

— Ty się naprawdę zapominasz. Jestem Anna Falcone i należy mi się szacunek! — podnoszę głos, a on jedynie posyła mi znudzone spojrzenie.

Powoli się podnosi i siada na brzegu łóżka.

— Chciałem po prostu przykuć cię do mnie by mieć pewność, że nie będziesz nic kombinowała. Jeśli jednak ci to nie odpowiada to mogę cię związać i zakneblować. Możesz być pewna, że to będzie dla ciebie bardzo nieprzyjemne, ale skoro tego chcesz — wstaje i zmierza w moją stronę.

Traktuje jego groźbę bardzo poważnie i moim ciałem wstrząsa dreszcz strachu.

— Nie rób tego — mój głos przybiera spokojniejszy ton. Nie mogę go teraz denerwować. Podziałam trochę zbyt nierozsądnie.

— Nie chce zrobić nic co by cię w jakikolwiek sposób zraniło. Masz być jednak posłuszna.

Ten dobór słów działa na mnie niczym płachta na byka. Podporządkowanie nie należało nigdy w mojej naturze.

— Nie jestem twoim psem — syczę. Na jego twarzy miga wściekłość. Chwyta mnie boleśnie za nadgarstek i ciągnie w stronę łóżka. Popycha mnie na nie i skuwa moje dłonie tymi kajdankami.

— Mogłaś mieć spokojną noc. A tak to jutro z bólu nie będziesz mogła wstać — warczy i wyciąga linę z drugiej szafki.

Kurwa po co on trzyma takie rzeczy w swojej sypialni?

Krępuje moje nogi, a ja już siedzę cicho. Mam nadzieję, że zapomni o tym kneblu.

Lecz jak to w życiu bywa on wyciąga też jakiś biały materiał. Obwiązuje go wokół moich ust i chce wepchnąć trochę do środka, ale ja uporczywie trzymam zamknięte wargi.

— Jesteś cholernie uparta — naciska na moją szyję przez co rozchylam wargi, a on szybko to wykorzystuje żeby wepchnąć mi to do ust. — Mam nadzieję, że jutro będziesz trochę mądrzejsza — pcha mnie na prawy brzeg łóżka, a następnie kładzie się po drugiej stronie.

Czeka mnie bardzo długa noc.

***

— Anno — z płytkiego snu wybudza mnie głos mojego porywacza. Przez to jak mnie potraktował czuję do niego jeszcze większe obrzydzenie. — Uwolnię cię jeśli obiecasz, że przestaniesz, na każdym kroku robić mi na złość.

Jedyne o czym marzę to pozbycie się tego cholernego knebla, więc kiwam głową na tak. Chociaż mam ochotę powiedzieć mu żeby poszedł do diabła.

Powoli wyciąga mi ten materiał z ust, a ja uświadamiam sobie jak bardzo mnie boli szczęka. Chwilę później moje nogi i dłonie też zostają uwolnione. Człowiek nawet nie docenia jakie to szczęście móc poruszać własnymi kończynami.

— Mam nadzieję, że ta lekcja uświadomiła ci, że głupie zachowanie nie popłaca — odwracam się do niego plecami, bo nie chce dopuścić do kolejnej kłótni, która na mnie by się dla mnie skończyła. — Chce cię poinformować, że moje rozmowy z twoim ojcem nie układają się tak jak tego chce, więc jeszcze przez jakiś czas tu zostaniesz.

Nie, tylko nie to.

Liczę na waszą opinię.

ZakładniczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz