7

263 29 1
                                    


Jako, że przebywam obecnie na łasce swojego oprawcy to nie mam zbyt wielu przyjemności. Mogę jedynie chodzić bez żadnego skrępowania po domu. Widząc też barek postanawiam skorzystać z dobrodziejstwa tego miejsca. Moim ulubionym rodzajem alkoholu jest martini, więc jak tylko zauważam, butelkę tego płynu to od razu sobie nalewam.

Siadam na wielkiej skórzanej kanapie w salonie i powoli sączę mojego drinka.

To już osiem dni odkąd jestem w tym więzieniu. Z każdym kolejnym moja nadzieja na odzyskanie wolności maleje. I chociaż nigdy nie chciałam krzywdy Aurory to nie jestem pewna czy tak bardzo bym nalegała na naszą zamianę.

Nie wolno mi jednak tak myśleć. Czasu nie da się cofnąć, więc bez sensu jest rozmyślać co by było gdyby.

— Potrzebuje pani czegoś? — nagle pojawia się jedna z pracownic. Młoda dziewczyna, blondwłosa i szczerze to nie jestem pewna czy ją wcześniej widziałam, bo tu pracuje cała masa osób. A ja nie mam pamięci do twarzy.

— Nie dziękuje — odpowiadam miło. Nie zamierzam się wyżywać na niewinnych ludziach.

— Jeśli tylko pani będzie czegoś potrzebowała to jestem do dyspozycji — posyłam jej ciepły uśmiech, a ona na całe szczęście uświadamia sobie, że nie jest mi potrzebna i sobie idzie. Dobrze, bo mam ochotę na odrobinę samotności.

Co niestety nie jest mi dane, bo pojawia się mój porywacz. Jego ulubionym zajęciem jest dręczenie mnie.

— Może znajdziemy ci bardziej produktywne zajęcie? — pyta i zajmuje miejsce obok mnie. Dla zasady od razu się od niego odsuwam. — Rozumiem, że się tu nudzisz.

— Problem zniknie jak wrócę do domu. Dogadałeś się wreszcie z moim ojcem? — pytam się, a on ciągle zachowuje tą kamienną twarz. Ten człowiek jest bardzo tajemniczy, z całą pewnością nie da się z niego czytać jak z otwartej księgi.

— Nie — rzuca od niechcenia. Dla niego to zwykłe słowo, a dla mnie tak wiele znaczy. Na sam jego dźwięk coś ściska mi się w żołądku. Nie wracam jeszcze do domu. — Te rozmowy idą bardzo opornie, więc na twoim miejscu przyzwyczajałbym się do tego domu.

Oznajmia to z niezwykłą łatwością. Sama nie mam pojęcia czemu tak mu odpowiada trzymanie mnie tutaj. Przecież to dla niego tylko kłopot.

Odwracam głowę w jego stronę i spoglądam w jego zielone oczy.

— Po co chcesz mnie tu tyle trzymać? Nie stanowię żadnej wartości, więc już więcej na mnie nie zarobisz — staram mu się wytłumaczyć, że najlepszym sposobem będzie odesłanie mnie do domu.

Nie potrafię też zrozumieć postępowania mojego ojca. Najpierw chciał bym to ja wróciła do domu, a teraz nie może za mnie zapłacić okupu. Jestem do cholery jego jedyną córką!

— Jeśli cię oddam bez spełnienia moich warunków to wyjadę na słabego. Anno, w naszym świecie słabi ludzie giną — mówi tym swoim mrocznym tonem, a ja w porę wy chwycam aluzję. On mnie zamierzam zabić. Jeżeli nie dostanie tego co oczekuje to pożegnam się z życiem.

Biorę łyka martini na odwagę.

— Po co więc z tym zwlekasz? Od razu mnie zabij — prowokowanie go jest głupotą, ale chce już to wszystko zakończyć. Skoro nigdy mam nie odzyskać wolności to wolę umrzeć niż być na łasce tego człowieka.

On robi jednak coś niespodziewanego, a mianowicie delikatnie ujmuje moją szczękę i nakierowuje ją tak bym patrzyła mu w oczy. Jego wyraz twarzy nie wyraża złości.

— Naprawdę musisz gdzieś wyjść, bo już zaczynasz opowiadać głupoty. Jakbym miał ochotę zabić zakładniczkę to zostawiłbym tu twoją macochę. Ty jesteś zbyt wiele warta bym tak po prostu miał się ciebie pozbyć — puszcza moją szczękę, ale szybko jednak ujmuje moją dłoń i zmusza mnie do wstania. Robię to, ale wcześniej odstawiam szklankę na szklany stolik.

— Nie mam ochoty na żadne spacery — jeszcze dwa dni temu oddałabym wszystko by choć na chwilę móc opuścić ten dom.

Dziś jednak jestem tak zrezygnowana, że nie mam potrzeby się przewietrzyć.

— A ja nie chcę wysłuchiwać takich głupot. A gdybyś mnie do końca wysłuchała to wiedziałabyś, że zaplanowałem za dwa dni spotkanie z twoim ojcem. Ty też będziesz przy nim obecne — informuje jak opuszczamy dom.

Panuje dziś wyjątkowo ładna pogoda. Nie marznę chociaż mam na sobie jedynie cienkie leginsy i bluzkę na krótki rękaw.

— Naprawdę? — pytam by się upewnić.

— Tak, ale musisz wiedzieć, że to spotkanie będzie na moich warunkach i nie sądzę byś wróciła do domu — puszczam mimo uszu te słowa, bo wiem, że jak tylko tata mnie zobaczy to z całą pewnością nie będzie już się targował.

Przystanie na warunki Harry'ego i wreszcie odzyskam wolność.

Pov Aurora

Wolność nie zawsze oznacza szczęście. Ja odkąd swoją odzyskałam to nie potrafię się pozbyć wewnętrznego bólu. Anna, moja najdroższa przyjaciółka poświęciła się żebym to ja mogła wrócić do domu. Sens by w tym był o ile moje życie miałoby jakąkolwiek wartość.

A nie ma.

Mój mąż mi to uświadomił jak zamiast jego ukochanej córki pojawiłam się ja.

Przecież zwykła lalka do pieprzenia, którą jestem nie może się równać z córką. Nie wybrałam sobie męża, lecz dzięki Annie czas tu jest znośny. Ona jako jedyna nie traktuje mnie jak nic nie znaczącej rzeczy.

Kroczę przez salon i widzę jak mój mąż naradza się ze swoim najstarszym synem. Thomas zjawił się od razu po tym jak dowiedział się, że Anna nie wróciła do domu. Od tego czasu posyła mi nienawistne spojrzenia.

— Nie potrafię zrozumieć tego człowieka — oznajmia młodszy z mężczyzn. Ja powoli idę w stronę schodów. Nie mogę uczestniczyć w tych naradach, bo podobno nie ma do tego głowy. — Ilekroć spełniamy jego żądania to on chce więcej.

Na samej górze staje za ścianą tak by nie było mnie widać, a jednak bym coś słyszała.

— Te zachowanie jest na tyle dziwne, że boję się, że Anna może już nie żyć.

Nie, tylko nie to.

Liczę na waszą opinię.

ZakładniczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz