Nie mogę zrozumieć jak on może w takim spokoju mówić o tym, że ktoś z moich bliskich został ranny. Jesteśmy teraz rodziną do cholery i powinien o nas dbać.
— Który oberwał? — dopytuje chociaż jestem prawie pewna, że chodzi o Thomasa. To on przeważnie głupio się naraża.
— Ten który ciągle do ciebie dzwoni — czyli Thomas. Czuję jak moje ciało zaczyna się trząść. Kurwa, czemu w moim życiu ciągle musi dziać się coś złego. — Kochanie?
Nagle czuję jego dłoń na ramieniu. Mrugam kilka razy by powrócić do rzeczywistości.
— I ty tu tak po prostu stoisz? Ktoś zaatakował mojego brata, a ty zamiast szukać winnego to nic nie robisz — mówię wściekle, a on wydaje się być zdezorientowany. Czyżby się spodziewał się pochwał. Za bezczynność na pewno ich nie dostanie.
— Anno to nie jest nasza sprawa. Kładźmy się spać, bo jestem wykończony — po prostu nie wierzę, że to słyszę. On dalej udaje, że nic się nie stało. Naprawdę sądzi, że za chwilę położymy się spać. Niebywałe.
— Jak chcesz to idź sobie spać, ale ja muszę jechać do swojej rodziny — informuje i idę do garderoby. Nie zastanawiam się zbytnio nad strojem tylko wkładam na siebie pierwsze lepsze spodnie i bluzkę. — Idź budzić Oscara — rzucam jak wchodzi do pomieszczenia.
Niech się wreszcie na coś przyda.
— I tak na nic się tam nie przydasz. Zresztą o tej porze do szpitala jest utrudnione wejście — opuszczam wieszak słysząc te słowa.
Jaki szpital? Sytuacja jest na tyle poważna, że trzeba było przetransportować mojego brata do szpitala.
— Teraz to na pewno nie odpuszczę, a ty wreszcie powiadom Oscara, bo nie ma tu czasu do stracenia — warczę w jego stronę, bo nie potrafię mówić spokojnie. Jestem na to zbyt wzburzona.
— Skoro już tak się upierasz to ja z tobą pojadę. Nie chce byś po nocy gdziekolwiek jeździła z moim siostrzeńcem — odpowiada w swój charakterystyczny irytujący sposób.
Mam ochotę mu powiedzieć, że nie chce jego towarzystwa, ale wiem, że przez to wywiązałaby się tylko niepotrzebna dyskusja przez, którą straciłabym tylko więcej czasu. A teraz liczy się każda chwila.
— Chodźmy już — idę przodem, a on głośno wzdycha jakbym kazała mu nie wiadomo co zrobić.
Jedziemy prosto do jedynego prywatnego szpitala w mieście. Szczerze to samo to, że Thomas pozwolił się zawieść do takiego miejsca świadczy o tym, że nie czuje się dobrze.
— Liczę na to, że dokonasz wszelkich starań żeby znaleźć winnego. — oznajmiam jak zatrzymujemy się na parkingu. Harry już otwiera usta żeby coś mi odpowiedzieć, ale ja nie zamierzam tego słuchać. Wysiadam i maszeruję w stronę ogromnego budynku.
Harry jest wyższy i bez żadnego problemu mnie dogania.
Mój mąż jako bardzo ważna persona od razu dostaje informację o tym gdzie przebywa mój brat. Prawie nogi się przede mną uginają jak słyszę, że znajduje się na sali operacyjnej. Przez chwilę jeszcze miałam nadzieję, że chodzi o zwykłe złamanie ręki lub nogi.
Biorę się jednak w garść i zmierzam na chirurgię gdzie spotykam swojego ojca. Wygląda na bardzo roztrzęsionego.
— Cieszę się, że przyjechałaś Anno — mówi tata gdy się do niego przytulam. Ostatni raz tak wyglądał jak byliśmy w kawiarni i Harry dyktował nam warunki.
— Dobrze by było jakbyś ją teraz przekonał, że powinna wracać do domu. Anna nie musi się przejmować takimi sprawami — odsuwam się delikatnie od ojca i kątem oka na niego spoglądam. Widzę, że takie gadanie też go denerwuje.
Cieszę się, że nie jestem w tym samotna.
— Od razu chciałem o wszystkim poinformować moją córkę, ale byłeś przeciwny i jak ona już tu przyjechała to sądzisz, że odeślę ją do domu. Ty najlepiej stąd wyjdź! — cholera musi być naprawdę źle skoro mój przeważnie opanowany ojciec pozwala sobie na takie ataki złości.
Łapię więc tatę za rękę żeby dodać mu chociaż odrobinę otuchy.
— Powinieneś usiąść — radzę mu i prowadzę go na stojące na korytarzu krzesła.
— Pohamuj też swoją złość, bo nie zamierzam słuchać pretensji — oznajmia Styles także poddenerwowanym tonem. On bardzo nie lubi jak ktoś mu cokolwiek wypomina. Dotyczy to także prawdy o nim.
Tata jest jednak mocno zdenerwowany, że aż podrywa się ze złość, zdążam jednak na czas mocniej ścisnąć go za dłoń. Posyłam mu także znaczące spojrzenie.
— Najlepiej będzie jak to ty stąd wyjdziesz. To nasza sprawa rodzinna — mówi tata, ale o wiele spokojniejszym tonem, lecz to bez znaczenia, bo te słowa akurat rozwścieczają mojego męża.
— Niczyją winą nie jest, że jeszcze nie nauczyliście się na błędach i nie wiecie jak się zabezpieczać. Nie zostawię też mojej żony samej, cholera wie ilu jeszcze sobie wrogów narobiliście.
Nie, jeśli to dłużej tak ma wyglądać to najpewniej oszaleje.
— Możecie wreszcie przestać się kłócić, to nie jest na to czas ani miejsce.
— Okej —zgadza się niechętnie Harry. Cieszę się, że mam chociaż odrobinę na niego wpływu.
— A ja nadal chce byś wyszedł — jednak tata nie zamierza ustąpić. W innym wypadku może bym się cieszyła, że wreszcie przestał przytakiwać Styles'owi, lecz w takiej chwili wolałabym żeby się nie kłócili. — A co więcej chce byś zniknął z naszego życia — mówi wpatrując się w jedno miejsce.
O kurwa. Wiele razy marzyłam żeby to usłyszeć.
— Co? — Harry także nie może uwierzyć w to co się dzieje.
— To co słyszałeś — tata wstaje i do niego podchodzi. — To małżeństwo nikomu nie przynosi żadnych korzyści, więc lepiej od razu je rozwiązać.
CZYTASZ
Zakładniczka
FanfictionRzadko kiedy sprawy toczą się takim torem jaki to zaplanowaliśmy. Tym razem jednak wszystko wymknęło się spod kontroli.