25

150 18 0
                                    


Nie mogę zrozumieć jak on może w takim spokoju mówić o tym, że ktoś z moich bliskich został ranny. Jesteśmy teraz rodziną do cholery i powinien o nas dbać.

— Który oberwał? — dopytuje chociaż jestem prawie pewna, że chodzi o Thomasa. To on przeważnie głupio się naraża.

— Ten który ciągle do ciebie dzwoni — czyli Thomas. Czuję jak moje ciało zaczyna się trząść. Kurwa, czemu w moim życiu ciągle musi dziać się coś złego. — Kochanie?

Nagle czuję jego dłoń na ramieniu. Mrugam kilka razy by powrócić do rzeczywistości.

— I ty tu tak po prostu stoisz? Ktoś zaatakował mojego brata, a ty zamiast szukać winnego to nic nie robisz — mówię wściekle, a on wydaje się być zdezorientowany. Czyżby się spodziewał się pochwał. Za bezczynność na pewno ich nie dostanie.

— Anno to nie jest nasza sprawa. Kładźmy się spać, bo jestem wykończony — po prostu nie wierzę, że to słyszę. On dalej udaje, że nic się nie stało. Naprawdę sądzi, że za chwilę położymy się spać. Niebywałe.

— Jak chcesz to idź sobie spać, ale ja muszę jechać do swojej rodziny — informuje i idę do garderoby. Nie zastanawiam się zbytnio nad strojem tylko wkładam na siebie pierwsze lepsze spodnie i bluzkę. — Idź budzić Oscara — rzucam jak wchodzi do pomieszczenia.

Niech się wreszcie na coś przyda.

— I tak na nic się tam nie przydasz. Zresztą o tej porze do szpitala jest utrudnione wejście — opuszczam wieszak słysząc te słowa.

Jaki szpital? Sytuacja jest na tyle poważna, że trzeba było przetransportować mojego brata do szpitala.

— Teraz to na pewno nie odpuszczę, a ty wreszcie powiadom Oscara, bo nie ma tu czasu do stracenia — warczę w jego stronę, bo nie potrafię mówić spokojnie. Jestem na to zbyt wzburzona.

— Skoro już tak się upierasz to ja z tobą pojadę. Nie chce byś po nocy gdziekolwiek jeździła z moim siostrzeńcem — odpowiada w swój charakterystyczny irytujący sposób.

Mam ochotę mu powiedzieć, że nie chce jego towarzystwa, ale wiem, że przez to wywiązałaby się tylko niepotrzebna dyskusja przez, którą straciłabym tylko więcej czasu. A teraz liczy się każda chwila.

— Chodźmy już — idę przodem, a on głośno wzdycha jakbym kazała mu nie wiadomo co zrobić.

Jedziemy prosto do jedynego prywatnego szpitala w mieście. Szczerze to samo to, że Thomas pozwolił się zawieść do takiego miejsca świadczy o tym, że nie czuje się dobrze.

— Liczę na to, że dokonasz wszelkich starań żeby znaleźć winnego. — oznajmiam jak zatrzymujemy się na parkingu. Harry już otwiera usta żeby coś mi odpowiedzieć, ale ja nie zamierzam tego słuchać. Wysiadam i maszeruję w stronę ogromnego budynku.

Harry jest wyższy i bez żadnego problemu mnie dogania.

Mój mąż jako bardzo ważna persona od razu dostaje informację o tym gdzie przebywa mój brat. Prawie nogi się przede mną uginają jak słyszę, że znajduje się na sali operacyjnej. Przez chwilę jeszcze miałam nadzieję, że chodzi o zwykłe złamanie ręki lub nogi.

Biorę się jednak w garść i zmierzam na chirurgię gdzie spotykam swojego ojca. Wygląda na bardzo roztrzęsionego.

— Cieszę się, że przyjechałaś Anno — mówi tata gdy się do niego przytulam. Ostatni raz tak wyglądał jak byliśmy w kawiarni i Harry dyktował nam warunki.

— Dobrze by było jakbyś ją teraz przekonał, że powinna wracać do domu. Anna nie musi się przejmować takimi sprawami — odsuwam się delikatnie od ojca i kątem oka na niego spoglądam. Widzę, że takie gadanie też go denerwuje.

Cieszę się, że nie jestem w tym samotna.

— Od razu chciałem o wszystkim poinformować moją córkę, ale byłeś przeciwny i jak ona już tu przyjechała to sądzisz, że odeślę ją do domu. Ty najlepiej stąd wyjdź! — cholera musi być naprawdę źle skoro mój przeważnie opanowany ojciec pozwala sobie na takie ataki złości.

Łapię więc tatę za rękę żeby dodać mu chociaż odrobinę otuchy.

— Powinieneś usiąść — radzę mu i prowadzę go na stojące na korytarzu krzesła.

— Pohamuj też swoją złość, bo nie zamierzam słuchać pretensji — oznajmia Styles także poddenerwowanym tonem. On bardzo nie lubi jak ktoś mu cokolwiek wypomina. Dotyczy to także prawdy o nim.

Tata jest jednak mocno zdenerwowany, że aż podrywa się ze złość, zdążam jednak na czas mocniej ścisnąć go za dłoń. Posyłam mu także znaczące spojrzenie.

— Najlepiej będzie jak to ty stąd wyjdziesz. To nasza sprawa rodzinna — mówi tata, ale o wiele spokojniejszym tonem, lecz to bez znaczenia, bo te słowa akurat rozwścieczają mojego męża.

— Niczyją winą nie jest, że jeszcze nie nauczyliście się na błędach i nie wiecie jak się zabezpieczać. Nie zostawię też mojej żony samej, cholera wie ilu jeszcze sobie wrogów narobiliście.

Nie, jeśli to dłużej tak ma wyglądać to najpewniej oszaleje.

— Możecie wreszcie przestać się kłócić, to nie jest na to czas ani miejsce.

— Okej —zgadza się niechętnie Harry. Cieszę się, że mam chociaż odrobinę na niego wpływu.

— A ja nadal chce byś wyszedł — jednak tata nie zamierza ustąpić. W innym wypadku może bym się cieszyła, że wreszcie przestał przytakiwać Styles'owi, lecz w takiej chwili wolałabym żeby się nie kłócili. — A co więcej chce byś zniknął z naszego życia — mówi wpatrując się w jedno miejsce.

O kurwa. Wiele razy marzyłam żeby to usłyszeć.

— Co? — Harry także nie może uwierzyć w to co się dzieje.

— To co słyszałeś — tata wstaje i do niego podchodzi. — To małżeństwo nikomu nie przynosi żadnych korzyści, więc lepiej od razu je rozwiązać.

ZakładniczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz