26

144 15 0
                                    


Z wielką chęcią bym przystała na tą luźną propozycję ojca, ale wiem, że teraz nasza rodzina nie ma na to sił. Nie chce teraz rozłamu, więc muszę załagodzić sytuację.

— Tata jest bardzo zdenerwowany i dlatego opowiada te głupstwa — wtrącam zanim Harry zdąża wybuchnąć. Nie będziemy robić zamieszania w szpitalu.

— Anno — zaczyna tata, ale posyłam mu znaczące spojrzenie. Musi wiedzieć, że teraz lepiej zamilknąć. Na całe szczęście pojmuje to, bo nie wypowiada już ani słowa.

— Nie chce słuchać więcej takich aluzji. Jeśli jeszcze raz coś takiego będzie miało miejsce to nie dopuszczę do waszych kolejnych spotkań! — Harry jest na tyle wzburzony, że dziwię się iż jeszcze mnie stąd nie wyciągnął. Cholera chciałam go odesłać do domu, ale widzę, że teraz może to nie być możliwe.

— Jest bardzo późna godzina, a wy wymyślacie powody do kłótni — żaden nie ma odwagi mi odpowiedzieć. Harry jednak przysiada na miejsce obok mnie i łączy nasze dłonie. Z chęcią bym zabrała swoją rękę, ale wiem, że w owej sytuacji nie mogę.

— Może powinnaś wrócić do domu, a przyjedziemy razem — proponuje mój mąż.

— Nie ma takiej opcji — szybko ucinam ten temat. Nie ruszę się stąd póki nie zobaczę przytomnego Thomasa. — Jeśli jednak jesteś zmęczony to możesz wracać, rano przyślesz do mnie Oscara.

— Nie — Harry także odmawia.

Cztery godziny i dwie kawy później dopiero wychodzi do nas lekarz. Jako, że jest to prywatny szpital to wolałabym być informowana bardziej na bieżąco. Mimo wszystko sala operacyjna to nie jest zamknięta twierdza, do której nikt nie ma dostępu.

— Stan pacjenta jest ciężki, ale stabilny. Na całe szczęście żaden narząd nie został uszkodzony przez nóż — czyli ktoś go dźgnąć. Doktor w średnim wieku jeszcze coś tam mówi, ale ja już tego nie słucham. Zbyt mocno mi się kręci w głowie od tych kłopotów.

— Zbladłaś — szepcze mi na ucho Harry.

Cieszę się, że robi to w subtelny sposób, bo nie jest to najlepszy moment by jeszcze bardziej denerwować mojego ojca. Zbyt wiele przeżył w ostatnich kilku godzinach.

— Jest okej — odpowiadam mu półgłosem, a on owija swoje ramię wokół mojego pasa. Nie sprzeciwiam się, bo dzięki temu jest mi stabilniej.

— Może teraz wreszcie pozwolisz się zawieść do domu. Ledwo stoisz — chciałabym mu powiedzieć, że przesadza, ale nie mogę. Te kawy w ogóle na mnie nie podziałały. Oczy mi się kleją i mam wrażenie, że zaraz zasnę na stojąco.

— Okej — niechętnie się zgadzam. Wiem, że to jest czas by odpuścić.

Odsuwam się od męża i podchodzę do taty.

— Będę musiała na chwilę lecieć, jestem zmęczona i potrzebuję się przespać. Ty zresztą też — całuję tatę w policzek i się do niego przytulam.

— Teraz już wiem, że powinienem był słychać Thomasa. Uwolnię cię od niego — mówi mi tata na ucho. Posyłam mu ciepły uśmiech, bo cieszy mnie jego otwartość. Na całe szczęście już pojął, że musimy to robić po cichu.

— Jedź do domu, spotkamy się tu za jakieś trzy, cztery godziny — tata kiwa na głową na tak, więc wiem, że mogę jechać.

Mimo wielkiego zmęczenia zasypiam jedynie na dwie godziny. Nie wstaje jednak od razu po obudzeniu tylko dopijam kolejną kawę siedząc na łóżku. Jestem wykończona, ale jednocześnie zbyt zestresowana na sen.

— Chyba ograniczę ci kofeinę — oznajmia Harry widząc moje poczynania. On też jest wyraźnie zmęczony, ale stara się tego nie pokazywać. Jak zwykle gra twardziela.

— Nawet nie myśl, że posłuchałabym cię w tej kwestii.

Wstaje z łóżka i niechętnie maszeruje do garderoby. Wciągam na siebie czarne spodnie i cieniutki panterkowy golf. Od zawsze printy zwierzęce do mnie pasowały. Makijażu nie nakładam, bo nie mam na to ochoty.

Muszę jednak wymyślić jak przekonać Harry'ego do pozostania w domu.

Wracając do sypialni widzę, że mogę mieć ułatwioną sprawę, bo on zdążył przez tą chwilę zasnąć siedząc na sofie. Teraz trzeba go tylko udobruchać.

Przysiadam na jego kolana i budzę go delikatnym pocałunkiem. Malutki gest, ale sprawił, że otworzył on oczy z uśmiechem na twarzy.

— Już chcesz jechać?

— Tak, ale nie mam serca by cię ze sobą zabierać. Wyśpij się, a ja dziś pomęczę Oscara — delikatnie głaszczę jego policzek i daje mu jeszcze jednego buziaka.

— Powinienem ci towarzyszyć — mówi w ogóle nie przekonywującym głosem. Widzę, że już się zaczyna łamać.

— Chwilę sobie bez ciebie poradzę.

Nie protestuje wprost, więc korzystam z okazji i chwytam za torebkę. Szybko idę do Oscara poprosić go by mnie zawiózł do szpitala. Natrafiam jednak na niego po drodze.

— Dowiedziałem się o tym co spotkało twojego brata. Współczuje — oznajmia i mnie obejmuje. Jego zachowanie jest takie spontaniczne i co najważniejsze szczere. Harry mówił to co chciałam usłyszeć, a Oscar powiedział to co czuł.

Te słowa są więc dla mnie bardzo ważne.

— Dziękuję — odsuwam się od niego. Posyła mi on pocieszające spojrzenie. — Mógłbyś mnie zawieść do szpitala.

— Ależ oczywiście — odpowiada i chwyta mnie za dłoń.

Dużo lepiej by było gdybym musiała wyjść za Oscara. Z nim łatwiej by mi było nawiązać nić porozumienia.

ZakładniczkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz