Rozdział 12

749 29 0
                                    

~Alexander~ (czekaliście na to - wiem o tym ;) )

Nie wiedział co się z nim dzieje.

Od momentu kiedy ujrzał ją w tej cholernej restauracji nie mógł wybić sobie z głowy tych zielonych oczu. Przez moment go sparaliżowało przez co gdy zorientował się, że wypadało by pomóc dziewczynie posprzątać rozbite szkoło, było już za późno.

Skaleczyła się w dłoń. I to wprawiło go w zachwyt to udawanie, że zdarzenie nie miało miejsca i pracowanie dalej. Mimo krytyki jakiej otrzymała. To była druga kwestia do wyjaśnienia. Gdy dziewczyna odeszła od ich stolika to było pierwsze co należało zrobić.

- Co to miało być?! - Zapytał z hukiem mężczyznę, który miał czelność nazwać Rosalie "niekompetentną".

- Przepraszam Panie Santorio. Zwolnię ją w trybie natychmiastowym. Ta niezdara...

- Zamknij się. -odparł zaciskając z całej siły pięści.

- Jeśli dotrze do mnie jakakolwiek informacja, że została zwolniona, to więcej nie zobaczysz swojej restauracji rozumiesz? Spalę ją w drobny mak. - nawet powieka mu nie mrugnęła kiedy wypowiadał te słowa.

- Oczywiście. - odparł, jąkając się.

- I jeszcze jedno. - zagaił kiedy właściciel chciał odejść. - Ma dostać podwyżkę, w trybie natychmiastowym.

- Oczywiście panie Santorio.

- A teraz spierdalaj.

Uśmiechnął się delikatnie sam do siebie. Był królem, każdy o tym wiedział i biada temu co śmiał mu się sprzeciwić. Cały wieczór szukał dziewczyny wzrokiem. Co jakiś czas mignęła mu wśród stolików. Gdy jednak w końcu podeszła do ich stolika od razu w oczu rzucił mu się wyjątkowo mizerny opatrunek na jej dłoni. Gdy chciała odejść, ten złapał ją za nadgarstek i przyjrzał się dokładnie.

Słowa nie były tutaj potrzebne. Gdy tylko dziewczyna odeszła dał znać ochroniarzowi o aptece dla pięknej brunetki.

Na ponowne spotkanie swojej piękności nie musiał długo czekać. Jakże miłym zaskoczeniem było ujrzeć ją w jego własnym domu.

Tu gdzie powinna być... - pomyślał

Gdy jest w emocjach i wpada do domu nic innego go nie interesuje. Tylko cel, który obrał. Jakże więc sam siebie przeklinał w sposób jaki ją potraktował.

Jak na dżentelmena przystało na drugi dzień dostała od niego kwiaty. Najpiękniejsze jakie znalazł. I nie, nie wysłał po nie nikogo, pojechał, wybrał i sam kupił. Dla takiej kobiety było warto.

Rosalie była dla niego jak narkotyk. Mimo, że zdawali się kompletnymi przeciwieństwami, wiedział, że z nią może w końcu odkryje co to zaufanie i miłość.

Dziewczyna jednak była bardzo zamknięta w sobie. Cicha i nieufna. Bała się prosić kogoś o pomoc lub mówić o swoich potrzebach.

Wypracujemy to... - pomyślał.

Traktował ją jakby była jego. A w zasadzie prawie jego. W stu procentach traktowana by była jak królowa. Jego królowa.

Nie potrafił odpuścić. Może gdyby faktycznie widział niechęć do jego osoby, odpuściłby. Jednak pomiędzy tym znudzonym, zmęczonym wyrazem twarzy widać było iskierkę radości jaką wprowadzał do jej życia.

Dlatego stwierdził, że będzie walczył. Tamtego dnia gdy wrócił do domu był wyjątkowo zły. A sytuacja z Natalie nie pomagała. Jednak obraz, który dostała wywołały w nim inne, niepoznane dotąd emocje. Koniecznie chciał poznać autora lub autorkę tego obrazu i odwdzięczyć się najlepiej jak tylko potrafił.

Pamiętaj, mama zawsze będzie z tobą, nie na zdjęciu, ale w twoim sercu.

P.S. Masz jej oczy.

Bez podpisu. Dlaczego akurat bez podpisu?!

- Kto przyniósł tę paczkę?! - Podniesionym głosem krzyknął na mężczyznę, który przyniósł pakunek.

- Jest piękny, co nie Alex. Powieszę go w pokoju nad kominkiem. Co myślisz? - zapytała Natalie patrząc na brata z wielkim uśmiechem.

- Oczywiście kochanie. Zaraz ktoś ci go tam przywiesi.

Uśmiech zniknął i skierował swój wzrok na jednego ze swoich ludzi.

- Doczekam się odpowiedzi na pytanie?

- Nie wiemy szefie. Mark mówił, że stało pod bramą.

- Sprowadź go.

- Co zamierzasz zrobić? - usłyszał cichy głos Olivii.

- Znaleźć autora.
- Dlaczego ci tak zależy. Ktoś miał dobre serce.
- Chce podziękować.

Ciszę przerwał odgłos jego telefonu. Wystarczyło, że usłyszał kilka słów.

- Panienka Rosalie zemdlała.

I jak proca wyleciał z domu, wpadł do samochodu i powiedział do kierowcy.

- Do naszej kliniki.

- Zabierz ją do Świętej Marii. - powiedział tym razem do osoby pilnującej dziewczyny, zanim się rozłączył.

_________________________________________________________________________

Po pierwsze czekaliście na jego perspektywę, wiem o tym.

Przepraszam za późną porę rozdziału jednak musiałam zostać dłużej w pracy <3

W ramach rekompensaty jutro wlecą dwa rozdziały!

Zostawcie coś po sobie i do jutra!

Buziaki <3

Miłość na płótnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz