Rozdział 38-I na tym by się skończyło pieczenie pierników

11 2 0
                                    

Kiedy przyjechał Travis wszystkie dzieci Hermesa były w komplecie. Drużyna Hood, Hood i Moon wróciła do akcji.
Mimo, że było zimno i obozowiczów również było mniej niż zwykle to oni nie próżnowali. Przemalowali domek Afrodyty na zgniłozielono, wysadzili pół ogródka u Demeter i zwinęli nowy miecz Clarisse. Obóz dzięki nim ciut odżył.
Mieszkańcy obozu nie obchodzili Bożego Narodzenia, z wiadomych przyczyn. Nie było to po prostu święto bogów Greckich. Nie oznaczało to jednak całkowite wykluczenie tych świąt z ich kalendarza.
Niektóre dzieciaki przed trafieniem do obozu i dowiedzeniem się o istnieniu Olimpijczyków, zostały wychowane w sposób katolicki, w tym także Maggie Moon. Co roku ona i inne dzieciaki z takim wychowaniem zajmowali się małom uroczystością i przystrajanie obozu. Za zgodą Pana D i Chejrona oczywiście.
Dekorowali wielką choinkę, która dzięki dzieciom Demeter stanęła na środku obozu oraz z pomocą dzieci Hefajstosa mątowali światełka na domkach. Była również grupa, która zajmowała się pieczeniem pierników i innych ciast. W tej właśnie grupie w tym roku pomagali Moon oraz Valdez.
-Harley nie jedz tego!-fuknął na niego brat. Chłopiec również został przydzielony do robienia ciastek, ale przez swoje łakomstwo co chwila podkradał suszone owoce albo wyjadał lukier.
-Spokojnie Leo, zostało jeszcze tego dużo. W każdym razie lukier zawsze można dorobić.-odparła Maghie mieszając s misce ciasto na kolejną porcję pierników. Buźa Harleya się rozpromieniła.
-Ale on już zjadł tego za dużo. Młody idź może zobaczyć jak Nyssie idzie ze światełkami.
-Zachowujesz się jak jego rodzic, a nie starszy, fajniejszy brat.-zauważyła blądynka kiedy Harley wyszedł.
-Staram się być odpowiedzialny.
-Ten czas leci za szybko.-westchnęła Maggie.-Dopiero co byłeś nieznośnym dzieciakiem.
-Ej!-oburzył się.
-No, co? Cały czas jesteś nieznośny tylko już nie jesteś dzieciakiem.-odparła.-No przynajmniej nie z wyglądu, elfie. Kiedy Mikołaj będzie cię potrzebował?
-Ty za to wogóle się nie zmieniasz. Jesteś tak zamo zgryźliwie jak wtedy, kiedy ukradłaś mi klucz na arenie.
-A dziękuję bardzo.-zaśmiała się. Faktycznie czas leciał okropnie szybko. Niedawno jeszcze nie miała.zielonego pojęcia kim jest Leo Valdez, i że to ten właśnie chłopak będzie jej miłością. Prawdziwą miłością. Teraz to było dla niej wręcz nie realne, że mogli się kiedyś nie znać.
Z zamyśleń wyrwało ją oberwanie mąką w twarz.
-Valdez!-krzyknęła.
-Tak, słoneczko?-spytał szczerząc się głupio i oberwał lukrem w twarz.-Słodki nawet. Polecałbym więcej cukru.
-A ja bym polecała uważać.-ostrzegła go i rzuciła w chłopaka łyżką mąki. Leo dostał centralnie w twarz.
Maggie uchyliła się przed kolejnym ciosem chłopaka. Wślizgnęła się pod stół z garścią suszonych owoców. Wyszła z drugiej strony atakując Leona od tyłu.
Tak zaczęła się wielką bitwa na jedzenie. Po całej kuchni rozwalone było surowe ciasto, suszone owoce, resztki lukru i inne składniki.
Leo i Maggie tak zajęli się zabawą, że zapomnieli o piernikach. Z dobrego humoru wyrwałnich smrud spalenizny.
-PIERNIKI!-krzyknęli. Na nic. Spalili jedną z większych porcji pierniczków i narobili strasznego syfu.
-No nic. Trzeba zacząć od początku.-westchnął Leon.
-O nie, nie, nie wam już podziękujemy.-odezwał się głos Annabeth, która weszła do tego całego bałaganu.-Lepiej idźcie się umyć, a potem tu posprzątajcie. Znajdę kogoś innego na pieczenie pierników.
I na tym by się skończyło pieczenie pierników.

Córka Hermesa/Leo Valdez Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz