Smok był bardzo blisko. Warczał groźnie chodząc pomiędzy drzewami. Rozglądał się czujnie i uważnie. Czuł zapach człowieka.
Oddech Maggie gwałtownie przyspieszył. Dziewczyna była przerażona. Wiedziała, że smok patrzy na drzewo, za którym się chowa. W każdej chwili mógł zionąć ogniem i z córki Hermesa zostałaby kupka popiołu.
Dziewczyna zaczęła myśleć jeszcze szybciej i intensywniej, kiedy usłyszała głośniejsze warczenie. "Już po mnie. A chciałam mieć godną śmierć, jak prawdziwy bohater. W walce na przykład, a nie spalona przez bestję w slabej kryjówce."
-Hermesie dopomóż mi.-szepnęła ze łzami w oczach. Przecież jeśli zginie zostawi tyle osób, na których jej zależy. Rodzeństwo, przyjaciół, matkę, którą mimo wszystko kocha no i Leona...
Kiedy już całkiem straciła nadzieję w jej głowie rozbrzmiał głos.
-"To jeszcze nie twój czas, Margaret. Już niedługo wrócisz do obozu. Jeszcze chwila. Bądź silna."- to był głos jej ojca. Hermes wysłuchał jej modłów.
Dziewczyna wzięła głęboki wdech i podciągnęła nogawkę spodni. Odczepiła sztylet od paska i chwyciła go pewnie w dłoń. Jeszcze raz odetchnęła głęboko i wyszła zza drzewa. Smok popatrzył na nią swoimi czerwonymi ślepiami. Był rządny krwi. Dziewczyna nie miałaby z nim sama szans nawet jeśli miałaby miecz albo łuk.
Patrzyła w oczy bestii pewnie jak jeszcze nigdy. Uwagę stwora jednak przykuł dźwięk łamanych gałęzi. Maggie wykorzystała nieuwagę smoka i szybkim ruchem przecięła mu sztyletem grubą skórę na naodze. Bestia zawyła z bólu i odskoczyła do tyłu wymijając ogonem we wszystkie strony.
Moon uchyliła się przed nim za pierwszym razem, ale straciła na chwilę koncentrację kiedy z lasu wybiegli jej bracia, a tuż za nimi dostrzegła ognistą kulę Leona i właśnie wtedy ogon smoka popchnął ją na drzewo i dziewczyna straciła przytomność.
Maggie odzyskała przytomność na chwilę, kiedy walka była zacięta. Herosi atakowali poranionego już smoka, ale bestia nie zamierzała się tak łatwo poddawać. Maggie zorjętowała się, że leży w innym miejscu niż zapamiętała, że upadła. Miała stąd dobry widok, ale nie była narażona na atak bestii. Gdzieś w wirze walki błysnęły jej Piper i Alice, a chwilę później dostrzegła Leona rzucającego ognistymi pociskami prosto w oczy stwora. Chciała wstać i im pomóc, ale nie miała zbytnio siły, a jej oczy znowu zaczęły się zamykać. Ponownie straciła przytomność.
Ocknęła się znowu, ale teraz nie widziała już walki. Ktoś niósł ją na rękach w stronę obozu. Odwróciła głowę i napotkała zielone tęczówki Percyego Jacksona.
-Percy?-spytała niepewnym głosem.
-Cześć.
-Co...smok...walka....jak?
-Spokojnie, smoka już nie ma. Twarda była z niego bestia to fakt, ale udało nam się go powstrzymać.
-Czy ze wszystkimi wporządku? Nikt nie zginął?
-Jedni są bardziej, a inni mniej ranni, ale wszyscy żyją.-odparł chłopak uśmiechając się słabo.
-Coś jest nie tak, prawda? Coś z Travisem i Connorem, albo Chrisem, Cecilem i dziewczynami?
-Nie, nie oni są cali. Trochę pokaleczeni i poobjani, ale cali. Annabeth zajmuje się mieszkańcami Jedenastki, opatruje ich i takie tam.
-To co się sta....Leo.-powiedziała przerażona.
-Smok nie mógł go poparzyć więc wynalazł inny sposób. Valdez próbował go oślepić, ale.....spokojnie Leo żyje tylko....jest w dość kiepskiej formie.
-Postaw mnie Percy, muszę go zobaczyć.-rozkazała szamotając się, ale syn Posejdona był silniejszy.
-Nie. Zaniosę cię prosto do Jedenastki gdzie zajmie się tobą, któreś z dzieci Apolla. Niektórzy zdążyli już wrócić, ale Willa jeszcze nie ma w obozie.
-Muszę do Leona.
-Zobaczycie się niedługo naprawdę. Leo jest silny poradzi sobie. To właśnie Will opatruje go na polu bitwy. Zobaczysz zaraz przyniosą go do obozu całego i zdrowego.
Maggie była przerażona. Leo był dla niej okropnie ważny i uświadomiła to sobie dopiero niedawno. Chciała się z nim zobaczyć jak najszybciej. Musiała mieć nadzieję i wieżyć Percyemu, że wszystko z nim dobrze.
CZYTASZ
Córka Hermesa/Leo Valdez
FanfictionLeo po tym jak trafia do Obozu Herosów poznaje wiele osób, ale nie zwraca zbytnio na nie uwagi. Jednak pewnego dnia po zerwaniu ze swoją pierwszą prawdziwą miłością Calipso, przechadza się z Piper po Obozie jego uwagę przykówają trzej potomkowie Bog...