Rozdział 23-Może katar wcale nie jest taki zły?

25 4 1
                                    

Od kiedy Maggie trafiła do obozu jesień i zima zawsze były tutaj najgorszymi porami roku, zwłaszcza dla mieszkańców Jedenastki.
Domek Hermesa ze wszystkich domków w obozie przypominał typowy domek letniskowy, więc nie był przystosowany do takich warunków pogodowych. Za dnia nie było jeszcze tak źle, ale w nocy to był istny koszmar. Dzieci Hermesa przemarzały każdej nocy od jakiegoś tygodnia bo właśnie wtedy pogoda zaczęła się pogarszać.
-Zazdroszczę waszemu domkowi.-przyznała kiedy razem z Leonem szła do Bunkru 9. Oboje nic jeszcze sobie nie powiedzieli, a w zasadzie to zachowywali się tak jakby tej sytuacji z "prawie pocałunkiem" wogóle nie było.-A w zasadzie to zazdroszczę tobie. Przecież ty pewnie nie czujesz zimna.-dodała patrząc na chłopaka. Ona była cała zmarznięta i jak najszczelniej się dało zawiązała szalik i obtuliła się własnymi ramionami, a od niego wręcz emanowało ciepło.
-Kiedyś ci mówiłem, że robię za ognisko na nogach.-zaśmiał się. Tak naprawdę to odczuwał zimno, ale jakieś dwa razy mniejsze niż inni. W każdej chwili mógł przywołać ogień, albo podpalić sam siebie i zimno znikało.-Czasami jednak ta umiejętność się przydaje.
-Chciałabym urodzić się dzieckiem Hefajstosa.-westchnęła.
"Oj nie, nie. Dobrze jest jak jest i lepiej, żeby w innym uniwersum też było tak, że nie jesteś moją siostrą" pomyślał chłopak.
W Bunkrze 9 było cieplej niż na zewnątrz, ale nie na tyle by Maggie mogła zdjąć kortkę. W środku nie było nikogo poza nimi dwojgiem bo inne dzieci Hefajstosa, nie posiadające umiejętności Leona, postanowiły nie marznąć.
-Zastanawiam się po co ja tu z tobą przyszłam.-powiedziała dziewczyna siadając na swoim stałym miejscu.
-Bo mnie uwielbiarz i nie chciałaś skazywać mnie na samotność.-odparł Leo grzebiąc w skrzynce z narzędziami.
-No może, ale po co ty tu przyszłeś?
-Bo muszę to skończyć.
-Nawet nie pytam do czego ta machina i po co ci ona. Po prostu kończ ją szybko, chyba, że chcesz mieć mnie na sumieniu. Wystarczy, że nocą tak marznę.
-Chodź tu.-westchnął z rozbawieniem. Dziewczyna niechętnie podniosła się z krzesła i usiadła obok niego. Leo podpalił sobie włosy.-Lepiej?
-Ze sto razy, nie mogłeś tak od razu?-spytała przysuwając się bliżej. Na codzień biło od niego ciepło, a teraz gdy jego włosy zajęły się ogniem chłopak naprawdę był żywym ogniskiem.
-Mogłem, ale wolałe posłuchać twoich narzekań.
-Tak bardzo lubisz patrzeć jak się męczę?
-Nie, ale twoje narzekania są słodkie. Zachowujesz się wtedy jak małe dziecko.
-Ha ha ha, kto to mówi? Masz prwie 17 lat, a wyglądasz jakbyś miał 14.
-No ej, to nie moja wina, że bogowie chcą pooglądać taką buźkę, dłużej w pełnej okazałości.
-Phy!-pryknęła dziewczyna.-Narcyz.
-Wypraszam sobie! Ja się nie zakochałem we własnym odbiciu.
-Jeszcze.
-Lubisz się ze mną drażnić, przyznj to.
-Oczywiście to moje życiowe powołanie.-odparła z uśmiechem na twarzy.
Siedzieli tam z godzinę, ale mimo tego, że Leo specjalnie podpalił sobie włosy Maggie cały czas było zimno. Ku jej niezadowoleniu dostała kataru.
-Dobra to nie ma sensu zbieramy się, dokończę to kiedy indziej.-oznajmił Valdez wstając z ziemi i podał rękę blądynce, która z chęcią przyjęła pomoc.-Nie chcem przecież mieć cię na sumieniu.
-Dzięki ci, ale chyba twoje sumienie jest obciążone pretensjami mojego nosa.-odparła. Leo zaśmiał się na jej słowa, a ona tylko się uśmiechnęła.
Kiedy wracali Moon cała trzęsła się z zimna.
-No coś czuję, że się przeziębiłaś.
-Nie zauważyłam detektywie.-fuknęła szczękając zębami. Leo przewrócił oczami i objął ją ramieniem. Po ciele dziewczyny rozniosły się przyjemnie ciepło. Gdyby zrobił to wcześniej i mógł robić to ciągle to mogłaby siedzieć z nim w Bunkrze do rana.
Może katar wcale nie jest taki zły? O ile Leo będzie obejmował ją ramieniem to na pewno zły nie będzie.

Córka Hermesa/Leo Valdez Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz