Rozdział 39-Niemiła niespodzianka

16 3 4
                                    

Przerwa świąteczna w obozie minęła naprawdę dobrze. Maggie i Leo wspaniale spędzili czas z rodzeństwem oraz razem.
Poza tą walką na mąkę i lukier Moon wraz z Hoodami rąbneli dzieciom Apollina kilka lir i "przypadkiem" je troszkę zepsuli, ale dzieci Hefajstosa szybko zajęli się naprawieniem instrumentów i mieszkańcy Jedenastki nie mieli aż tak wielkich kłopotów.
Jednak to co dobre szybko się kończy i Moon oraz Valdez musieli już wracać do szkoły. Travis też szykował się na opuszczenie obozu, co spotkało się z protestami Connora.
-Puszczaj to!-krzyknęła Maggie kiedy siłowała się z młodszym Hoodem o jakąś koszulkę. Była już prawie spakowana tak samo jak Travis, ale Connor skutecznie uniemożliwiał im dokończenie tego.
-Nie ma mowy. Nigdzie nie jedziesz, ani ty, ani Travis.
-Connor ogarnij się.-fuknęła na niego siostra.
Dzrwi Jedenastki się otworzyły i do domku wszedł Leo z wielką torbą podróżną. Chłopak widząc męki swojej dziewczyny i Connora postanowił wykorzystać okazję, że Hood stoi do niego tyłem. Podszedł do niego i ostrożnie podpalił sobie palca, a później przeniusł płomyk na włosy Connora.
Hood czując ciepło z tyłu głowy momentalnie odskoczył puszczając koszulkę siostry. Maggie upadła z hukiem na ziemię, ale zaraz się podniosła.
Connor biegał po domku spanikowany jak w jakimś amoku. Minęło może z 40 sekund a na jego głowę wylała się szklanka wody. Ogień zgasł, a mokre włosy przysłoniły mu widoczność.
-VALDEZ ZABJIĘ CIĘ!-ryknął Leo chwycił swoją torbę, a Meggie swoją i oboje pędem wybiegli z domku.
-Kocham cię, Hood. Na razie!-krzyknęła jeszcze na pożegnanie dziewczyna i ze śmiechem biegła do wyjścia z obozu.

*****

Maggie i Leo szli na skróty uliczką do internatu. Powoli robiło się już ciemno więc postanowili nie wydłużać sobie drogi, tylko szybciej dotrzeć na miejsce. Mieli niemiłe wspomnienia z ciemnymi uliczkami, ale nie było już odwrotu.
Nie śmieli się do siebie odzywać, ponieważ oboje mieli dziwne wrażenie, że coś ich obserwuje, śledzi każdy ich krok, albo nawet najmniejszy ruch.
Kiedy widzieli już wyjście z ciemnego zaułka ktoś zastawił im drogę.
-Jesica?-zdziwili się oboje. Zwykle spokojna twarz dziewczyny przybrała teraz niespokojnie przerażający wygląd.
Oboje wiedzieli co zaraz się stanie więc wyciągnęli swoje długopisy, które po chwili zamieniły się w miecze. Byli gotowi na walkę z empizą, która tak długo udawała ich przyjaciółkę.
Teraz wszystko zaczęło się układać w całość. Jesica mało czasu spędzała ze współlokatorkami, a cały czas kręciła się obok Leona. Chciała go w sobie rozkochać, a potem pożreć i szukała dogodnego momentu.
Empuza rzuciła się na herosów wściekle wymachując szponami i szczerząc ostre kły. Chciała jak najszybciej pozbyć się Maggie, by później delektować się mordowaniem Leona.
-Leo trzymaj się od niej z daleka!-krzyknęła Moon odbijając mieczem ciosy ostrych pazurów potworzycy.
-Nie ma nawet takiej mowy Moon!-odparł i pstryknął guzik na rączce miecza. Znów trzymał w rękach długopis, który schował do kieszeni. Zamierzał walczyć ogniem. Teraz gdy groziło im niebezpieczeństwo mógł, go użyć z czystym sumieniem, więc ciskał w wampirzycę ognistymi pociskami starając się by nie zranić przy okazji blądynki.
Oboje nie wiedzieli, że z wielkim przerażeniem i jednocześnie podnieceniem obserwują ich dwie osoby. Jedną z nich była Sue. Dziewczyna była przerażona widząc scenę, która rozgrywa się właśnie przed jej oczami. Ale też podekscytowana ponieważ zawsze wieżyła w to, że gdzieś na świecie dzieją się jakieś niezwykłe i nieprawdopodobne rzeczy.
Drugą osobą był David, współlokator Leona i jego bliski przyjaciel. Chłopak nie wiedział co się właściwie dzieje. Nie wiedział, czy śni, czy to wszystko dzieje się naprawdę.
Oboje nie zamierzali wychylić nosa z kryjówki, ale bali się o bezpieczeństwo przyjaciół.
Leo i Maggie jakoś sobie radzili, ale opadali już powoli z sił. Dziewczyna ledwo utrzymywała broń w rękach, a chłopak powili tracił energię na przywoływanie ognia. Empuza natomiast była w pełni sił. Wiedziała, że jest już coraz bliżej zwycięstwa i za chwilę będzie mogła rozkoszować się smakiem krwi latynosa.
Leo nie zamierzał się tak łatwo poddawać. Może i energii do przywołania ognia miał mało, ale pokryjomu udało mu się wyciągnąć długopis i gdy pstryknął miecz pojawił się w jego ręce.
Maggie już słabła. Szykowała się na swój koniec, nie miała siły dłużej walczyć. Wampirzyca wykorzystała tę okazję i pchnęła dziewczynę na ścianę robiąc sobie dogodne przejście do Leona.
-Maggie!-krzyknął chłopak i z impetem w ułamku sekundy władował ostrze miecza w klatkę miersiową potworzycy. Ta osunęła się na ziemię i padła bez życia.
-Niemiła niespodzianka, co?-spytała Moon podnosząc się z ziemi, z pomocą Valdeza.
-Nic ci nie jest?
-Nie. Przeżyję.-odparła uśmiechając się krzywo.
-Co tu się właśnie wydarzyło?!-krzyknął David wyłaniając się zza ściany.

*****

Witajcie kochani!
Oto przedostatni rozdział tej historii. Dziś lub jutro wstawię ostatni rozdział i z bólem serca pożegnam Córkę Hermesa.
Jeśli jednak będę miała pomysł i wenę to napiszę one short to tej opowieść, ale niczego nie obiecuję.
Do następnego!😊

Córka Hermesa/Leo Valdez Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz