Czas leciał nieubłagalnie. Od rozpoczęcia wakacji minął już prawie miesiąc! Co nie zmienia faktu, że Hoodowie i Maggie byli w niezłej formie.
Mimo tego, że Moon dużo czasu spędzała z Valdezem to nie zaniedbywała też braci, a Leo nie miał nic przeciwko temu. Oczywiście chciał spędzać z nią każdą wolną chwilę, ale rozumiał, że dziewczyna chce też pobyć trochę z braćmi, z którymi już niedługo będzie musiała się rozstać na czas roku szkolnego.
Jednak dziś wieczorem chłopak chciał spędzić z nią trochę czasu sam na sam.
-Co ty kombinujesz, Leo?-spytała roześmiana blądynka, kiedy szła z zawiązanymi oczami, a Valdez ją prowadził.
-Zobaczysz.-odparł dumnie chłopak.-W sumie wiesz co, tak będzie o wiele szybciej.-dodał i niespodziewanie wziął dziewczynę na ręce.
-Każdego dnia mnie zadziwiasz.-powiedziała śmiejąc się i wtulając w tors chłopaka.
-Właśnie za to mnie pokochałaś.
-Kto ci to niby powiedział?
-Sam tak uznałem, bo niby za co innego?
-Za bycie fantastycznym człowiekiem.-odparła całując go w policzek.-No i za to w sumie też.-dodała na co Leo się zaśmiał.
Gdy dotarli na miejsce Valdez ostrożnie postawił dziewczynę i zdjął jej z oczu opaskę.
Maggie otworzyła szerzej oczy. Znajdowali się na małej leśnej polanie oświetlonej ognikami, które wisiały w powietrzu jak pochodnie. Mieniły się kolorami złota i czerwieni. Na środku polany rozłożony był koc piknikowy, a na nim stał koszyk wypełniony po brzegi jedzeniem.
-Piper i Annabeth pomogły mi z jedzeniem, ale pomysł był mój.-oznajmił dumnie latynos.-Podoba ci się?
-Podoba?! To jest fantastyczne!-krzyknęła dziewczyna rzucając się mu na szyję i całując jego rozgrzane wargi.
Ten chłopak naprawdę zadziwiał ją z dnia na dzień. Bogowie stworzyli ideał kroczący po ziemi, a ona miała olbrzymie szczęście, że ten ideał pokochał właśnie ją.
-Jesteś wspaniały, Valdez.-powiedziała w końcu się od niego odrywając i uśmiechnęła się szeroko.-Nikt nigdy nie zrobił dla mnie czegoś takiego. Nawet nie wyobrażałam sobie czegoś tak wspaniałego.
-Dla ciebie mogę nawet wskoczyć w ogień.-zaśmiał się, a dziewczyna pokręciła głową z uśmiechem.
-Ogień nic ci przecież nie zrobi, geniuszu.-odparła i trzepnęła go w tył głowy.
-No racja, to słabe potwierdzenie miłości. Wymyślę coś innego.
-Nie musisz nic wymyślać. Wiem, że mnie kochasz i nie musisz skakać w ogień czy się utopić żeby mi to udowodnić.
-Bogowie zesłali mi tutaj największe cudo świata.-powiedział i pocałował ją.
Zabrali się za jedzenie śmiejąc się i rozmawiając. Czas, który spędzili wtedy był jednym z najwspanialszych momentów ich związku.
Ogniki, które świeciły nad nimi, w pewnym momencie zaczęły tańczyć co było spowodowane przez Valdeza, a jego dziewczynie bardzo się to podobało. W pewnym momencie utworzyły kulę, która po chwili wybuchła tworząc ogniste serce.
-Kocham cię, Valdez.-powiedziała dziewczyna leżąc obok niego na kocu i patrząc w gasnące już serce. Chłopak chwycił jej dłoń i ją ucałował. To był jeden z tych drobnych gestów, które pokazywały jak wielką miłością Leo darzy tę dziewczynę. Nie musiał dla niej wygrywać z potworami(co nie znaczyło, że by tego nie zrobił) jej po prostu wystarczały najdrobniejsze gesty.
-Ja ciebie też chica.-odparł i zerwał rosnącą obok niego stokrotkę, a potem włożył ją dziewczynie we włosy, co sprawiło, że ta się uśmiechnęła. Jej uśmiech zwłaszcza tak niewinny i delikatny sprawiał, że wnętrzności Leona robiły fikołka, a policzki zalewał rumieniec. Mimo tego, że byli parą od kilku miesięcy do tej pory rumienił się na ten uśmiech, a czasami znów zapalały mu się uszy, czy nos. Ona umiała go onieśmielić, a on nic na to nie mógł poradzić.
CZYTASZ
Córka Hermesa/Leo Valdez
FanficLeo po tym jak trafia do Obozu Herosów poznaje wiele osób, ale nie zwraca zbytnio na nie uwagi. Jednak pewnego dnia po zerwaniu ze swoją pierwszą prawdziwą miłością Calipso, przechadza się z Piper po Obozie jego uwagę przykówają trzej potomkowie Bog...