Rozdział 14-Hamadriady

21 3 0
                                    

Maggie po tym jak pokłiciła się z Leonem nie patrzyła dokąd biegnie. Po prostu pędziła przed siebie nie zauważywszy, że zboczyła ze śmieszki. Odsyskała orjętację dopiero wtedy gdy była już głęboko w lesie. Jeszcze żaden obozowicz nie zawędrował tak daleko w las.
Dziewczyna rozejrzała się dookoła przerażonym wzrokiem. Nie miała pojęcia co zrobić. Zaczynało się ściemniać, a ona była zupełnie sama w środku lasu.
-HEJ JEST TU KTO?!-krzyknęła pełna nadzieji. Nic. Żadnego odezwu.
Maggie wystraszyła się teraz nie na żarty. W tym lesie zwłaszcza w nocy można natknąć się na Piekielne ogary, albo i smoki. Dziewczyna nie wiedziała co ma robić. Jeszcze nigdy w życiu nie znalazła się w takiej sytuacji.-Dlaczego nie szłam śmieszką?! To wszytko wina Valdeza!-mówiła kopiąc kamień. Była wykończona tym całym dniem. Płacz spotęgował to zmęczenie i dziewczyna poczuła nagłą senność. Nie zważając na konsekwencje położyła się pod jednym z drzew i zasnęła.

*****

Od samego rana w Obozie Herosów panowała napięta atmosfera. Odczuwali to zwłaszcza mieszkańcy Jedenastki i kilku innych domków, w których mieszkali znajomi Maggie Moon.
-Nie wróciła na noc z lasu.-szeptały pomiędzy sobą obozowicze.
Bracia Hood i Leo Valdez mijali się bez żadnych kąśliwości. Zbyt byli zmartwieni zniknięciem dziewczyny.
-Leo, co jest?-spytała Piper, która dopiero co dowiedziała się o zaginięciu koleżanki.-Podobno była wtedy z tobą.
-Tak, pokłuciliśmy się, a ona pobiegła ścieżką do obozu. Myślałem, że wróciła, ale najwidoczniej musiała zboczyć że ścieżki. Na bogów Piper, jak jej się coś stanie to ja sobie tego nie wybaczę!
-Spokojnie nie zakładajmy od razu najgorszego scenariusza. Może zaraz wróci i okaże się, że chciała to wszystko przemyśleć i...co ja gadam? Jeśli przeżyła noc w tym lesie to musiała mieć kupę szczęścia, albo spotkała driady.
-To znowu jest moja...
-Nie kończ tego zdania Leonie Valdez. To nie twoja wina. Każdy po kłutni jest zdenerwowany. Wszystko będzie dobrze. Mam taką nadzieję.
Maggie obudziła się kiedy słońce było już wysoko na niebie. Podniosła się z ziemi i rozejrzała dookoła. Przeżyła noc. Nic nie wskazywało na to, że jakieś niebezpieczne stworzenie było w pobliżu, ale wolała dmuchać na zimne. Jej uwagę przykuła duża i gruba brzoza. Postanowiła się na nią wspiąć i sprawdzić czy widać stąd obóz.
Gałęzie drzewa były grube i pięły się bardzo wysoko. Dziewczyna zwinnie się po nich wspinała. W dzieciństwie chorzenie po drzewach było jej ulubionym zajęciem. Zawsze kiedy była u dziadków, którzy mieli gospodarstwo w Luizjanie, wspinała się na drzewa żeby uciec matce. Kobieta była wtedy tak bardzo zdenerwowana, że zostawiała córkę z dziadkami, a sama wracała do Nowego Jorku. Dziewczynka wtedy spędzała u ukochanych dziadków cały weekend, albo nawet tydzień.
Z czubka drzewa rozciągał się widok na korony drzew. Nigdzie nie było śladu po obozie. Zrezygnowana dziewczyna zaczęła schodzić z brzozy.
Kiedy była już na dole usłyszała szelest. Przerwżona odwróciła się, ale nic nie zobaczyła. Potem szelest dobiegł z drugiej strony. Obróciła się, ale również nic nie zobaczyła. Najgłośniejszy szelest dobiegł ją dopiero po chwili.
-Kto..kto tam jest?-spytała niepewnie. W krzakach słychać było cichutkie chichoty i po chwili wyszły z nich trzy driady. Wszystkie trzy miały zieloną skórę, ale różniły się korami włosów. Jedna miała włosy w kolorze płomieniście rudym, druga czerwonym, a trzecia miała włosy niemalże białę.
-Nie bój się nas.-odezwała się cichym ale pewnym głosem ruda driada.-Nie zrobimy ci krzywdy.
-Chcemy ci pomóc wrócić do obozu.-odezwała się driada z białymi włosami.-Kimże jesteś półboska dziewczyno?
-Maggie....znaczy Margaret Moon, córka Hermesa.-przedstawiła się nastolatka, a driady delikatnie się uśmiechnęły.
-

Ja jestem Lavenda.-przedstawiła się driada z białymi włosami.-To są Ofelja i Oktawia.-przedstawiła najpierw czerwonowłosą, a później rudowłosą.-Jesteśmy Hamadriadami. Miałaś dużo szczęścia tej nocy. Ostatnio po okolicy kręci się młody smok, który niszczy wszystko na swojej drodze. Zawędrowałaś głęboko w las córko Hermesa. Jeszcze nigdy, żaden półbóg nie odwiedził naszego terenu.
-Wybaczcie mi jeśli zakłuciłam wasz spokój. Tak naprawdę znalazłam się tutaj przypadkiem.
-Nic się nie stało, naprawdę cieszymy się z twojej wizyty, ale musisz wrócić do obozu. Twoje rodzeństwo, przyjaciele i na pewno Chejron martwią się o ciebie.-powiedziała Oktawia.
-Nie możemy odprowadzić cię do obozu czego żałujemy, ale damy ci wskazówki byś mogła wrócić.-dodała Ofelja.
-Dziękuję wam opiekunki drzew.
-Musisz kierować się na wschód od tego miejsca, aż spotkasz ścieżkę, która rozgałęzia się, w dwie strony. Skręcisz w lewo, a później natrafisz na wielki dąb. Musisz skręcić na prawo od dębu, aż trafisz na ścieżkę, którą tutaj przyszłaś. Wtedy z łatwością trafisz do obozu. Tylko pamiętaj strzesz się smoka i Piekielnych ogarów. Tej nocy może i ich nie spotkałaś, ale następnym razem możesz nie mieć tyle szczęścia, Margaret.-wyjaśniła Lavenda.
-Dziękuję wam wspaniałe Hamadriady. Nigdy nie zapomnę o was i waszej pomocy. Żegnajcie.
-Żegnaj córko Hermesa i pomyślnej drogi.-pożegnała ją Oktawia.

Córka Hermesa/Leo Valdez Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz