Rozdział 26-Życie jest wspaniałe

29 4 0
                                    

-Zabawne.-przyznał Leo z rozbawieniem.-Oboje baliśmy się odrzucenia drugiej osoby, a tak naprawdę nie było się czego obawiać.-dodał, a dziewczyna lekko się uśmiechnęła.
Siedzieli na jakiejś łące oparci o spirzowego smoka i rozmawiali bardzo długo. Opowiedzieli sobie ich wszystkie obawy związanie z wyznaniem miłości, a potem się z tego śmiali, bo tak naprawdę nie mieli się czego obawiać.
Cała noc rozkoszowali się swoją obecnością jak jeszcze nigdy przedtem, bo od teraz nie byli już tylko przyjaciółmi. Od teraz byli parą i to taką, która kocha się miłością bezgraniczną, bo oboje w przeszłości doznali odrzucenia, i oboje wiedzieli jak to jest stracić ukochaną osobę.
-Jak myślisz, jak inni przyjmą nasz związek?-spytała Moon opierając się o tors chłopaka. Było zimno, a oni siedzieli tam nie zwracając na to wcześniej uwagi. Od Leona zawsze biło ciepło, więc dziewczyna postanowiła się do niego przytulić jak tylko się da najmocniej. Ale nie tylko dlatego. Wreszcie nie musiała się kryć z tym, że go kocha, wreszcie nie bała się, że jakiś ruch jest nie właściwy i go spłoszy. Nareszcie mogła zachowywać się przy nim normalnie.
-Myślę, że będą zachwyceni. No, a na pewno Piper i Percy. Nie wiem jak z Hoodami, ale Connor to chyba już ma to gdzieś.-odparł oplatając ją ramionami. Leo zamknął oczy i wziął głęboki wdech. Czuł zapach róży. Był tak szczęśliwy jak jeszcze nigdy w życiu.
Siedzieli w ciszy, ale ta cisza była potrzebna. Nie była niezręczna, mogli się nacieszyć chwilami razem w spokoju, bo kiedy wrócą do obozu to już takiego spokoju mieć nie będą.
-Chyba czas wracać, co?-spytał chłopak kiedy niebo zaczęło się czerwienić. Dziewczyna jęknęła niezadowolona.-Jeszcze kiedyś tu przylecimy. Obiecuję, chica.
-No dobra.-westchnęła i niechętnie podniosła się z ziemi otrzepując spodnie. Valdez nie odrywał od niej wzroku nawet na sekundę.-No, co?
-Mówił ci ktoś kiedyś, że jesteś piękna?-spytał z nieprzeniknionym wyrazem twarzy, ale jego oczy mówiły wszystko. Ubóstwiał tą dziewczynę i wszystko co ona robiła.
-Nie, a jeśli tak to nie na poważnie.-odparła z lekkim uśmiechem i zaczęła niezdarnie wspinać się na Festusa. Może i była dzieckiem Hermesa i odziedziczył zwinność, ale do tego smoka nie do końca była przekonana i sprawiało jej trudność wspięcie się na niego.-Leo pomóż.-jęknęła w końcu, a chłopak ze śmiechem ruszył jej z pomocą.

*****

-Zobaczymy się później.-oznajmiła Maggie kiedy, Leo odprowadził ją pod samiutkie drzwi Jedenastki. Była tak wczesna godzina, że jeszcze żaden obozowicz nie kręcił się po okolicy.
-Już tęsknię.-odparł ze śmiechem i złączył ich usta. Pocałunek miał być pożegnaniem, ale przedłużali go, bo nie chcieli się rozstawać, no ale cóż teraz musieli.
-Adios.-szepnęła jeszcze Moon i z niechęcią nacisnęła klamkę od drzwi. Po chwili zniknęła za nimi bezszelestnie.
Leo westchnął i uśmiechnął się najszeżej jak tylko potrafił, a potem z rękami w kieszeniach odszedł do Dziewiątki. Nic nie mogło mu teraz zepsuć humoru. Nie teraz kiedy na reszcie jest z ukochaną.

*****

Moon obudziła się dopiero popołudniu. W domku nie było nikogo, więc miała chwilę spokoju. Już przygotowała się na to, że rodzeństwo zrobi jej wywiad. Dzieci Hermesa były okropnie ciekawskie i jak to już wiadomo nie dało się ukryć przed nimi żadnego sekretu.
Maggie przebrała się w czyste ciuchy i miała zamiar wyjść, kiedy do Jedenastki wpadł Connor.
-Dziewczyno, gdzieś ty była?!-krzyknął orjętując się, że siostra jest w środku.
-Tu i tam, ale najwspanialsze jest to, że nie byłam sama.
-Taaa, wiem. Alice wczoraj oznajmiła, że będziemy mieć nową parę w obozie.
-No i miała rację.-odparła rozmażonym głosem, co wogóle nie było w jej stylu.-Życie jest wspaniałe Hood, nie marnuj go.-dodała i cała w skowronkach wyszła z domku zostawiając Connora w szoku.

Córka Hermesa/Leo Valdez Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz