Rozdział 11-A wiesz, zwiedzam sobie

30 3 0
                                    

Maggie czuła się lepiej już po dwóch tygodniach, ale Will powiedział, żeby poleżała jeszcze przez 3 dni.
-Valdez mógł cię lepiej pilnować.-powiedział Connor.
-Przecież to nie jego wina. On mi uratował życie! Gdyby nie to, że się od niego odłączyłam tej sytuacji by nie było.-powiedziała dziewczyna lekko poddenerwowana tą sytuacją.-Ile razy mam wam to powtarzać?!
-Zgadzam się z nią. To nie jest wina Valdeza. Nie wiem co wy sobie ubzduraliście, ale on uratował ją przynosząc do Willa.
-Nie wtrącaj się Alice.-warknął Travis.
-Chamuj się Hood. To tak samo moja siostra jak wasza.-odparła dziewczyna. Kłutnie w domku Hermesa nie były nowością, ale teraz kłutnia nie była o to co komu zginęło, ale o to czy Leo Valdez faktycznie ponosił jakąś winę za wypadek Maggie. Dziewczyna wiedziała, że nie, ale nie przerywała rodzeństwu. Niech się trochę pokłócą przynajmniej będzie widać, że domek Hermesa jest w formie.

*****

3 dni później Maggie mogła już swobodnie spacerować i rozrabiać. Hoodowie starali się ją pilnować na każdym kroku, ale pewnego wieczoru udało jej się niepostrzeżenie wymknąć. Skierowała się do domku Hefajstosa gdzie miała nadzieję spotkać Leona. Zanim jednak zdążyła zapukać drzwi się otworzyły ukazując Harleya.
-Maggie!-ucieszył się chłopiec.-Wszystko już z tobą dobrze?
-Tak, dzięki, że pytasz.-odparła z uśmiechem.-Jest Leo?
-Tak, wejdź. Na pewno się ucieszy na twój widok.
-Harley wróciłeś już z tym mieczem?-spytała Nyssa wychodząc z piwnicy. Kiedy dostrzegła Maggie w jej oczach pojawił się dziwny błysk.-Cześć Moon.
-Cześć Nyssa.-przywitała się Maggie. Nie wiedziała jaki jest stosunek córki Hefajstosa do niej. Kiedyś razem z Connorem ukradła jej bardzo potrzebne części do jakiejś machiny i w zamian za to Nyssa nie chciała przyjmować napraw, o które prosili mieszkańcy Jedenastki.
-Przyszłaś do Leona?
-Tak.
-W takim razie miłej wizyty.-odparłan i wróciła do piwnicy.-Ale wiedz, że po twoim wyjściu sprawdzę dokładnie czy nic nie zginęło, więc się pilnuj!-krzyknęła jeszcze.
Domek Hefajstosa miał o wiele więcej drzwi niż inne domki co sprawiało, że przypominał pomniejszoną wersję prawdziwego domu z mini korytarzem. Harley otworzył jedne drzwi, które okazały się wejściem do sypialni mieszkańców Dziewiątki. Na jednym z łóżek siedział Leo i dłubał śrubokrętem w mechanicznym smoku, który właśnie plunął ogniem.
-Leo, ktoś do ciebie.
-Powiedz Piper, że mnie nie ma.-bąknął nie patrząc na brata.
-Oj nie ładnie Valdez. Żeby tak potraktować biedną Piper. Ona pewnie się tak stara, a ty co?-spytała Maggie ze śmiechem. Valdez gwałtownie poderwał głowę, a w jego zmęczonych, brązowych oczach zapaliły się ogniki.
-Co ty tutaj robisz?
-A wiesz co, zwiedzam sobie.-odparła z uśmiechem. Sekundę później stała zamknięta w mocnym uścisku latynosa. Harley wycofał się z pokoju zamykając drzwi z małym uśmiechem.
-Martwiłem się, tęskniłem.-powiedział Leo odsuwając się od niej lekko.-Starałem się cię odwiedzić, ale Hoodowie mi to utrudniali.
-Wiem. Przepraszam cię za nich, wiesz doskonale jacy oni są. Próbują mnie pilnować cały czas, ale jakoś udało mi się wyrwać.-odparła siadając na łóżku, a chłopak usiadł zaraz obok niej.
-Wtedy po ataku cyklopów myślałem, że już nigdy w życiu nie usłyszę twojego śmiechu.-wyznał chłopak bawiąc się rękoma.-Bałem się, że umrzesz mi na rękach.-dodał, a jego oczy się zaszkliły. Dziewczyna złapała go za rękę.
-Tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. Dopiero się zaprzyjaźnimy i nie zamierzam zostawić cię w spokoju.-odparła uśmiechając się. Leo był słodki. Musiała to w końcu przyznać. I niespodziewanie zaczęło jej się to podobać. Był inny niż Percy, ale to właśnie było w nim użekające. On był Leonem Valdezem i drugiego takiego na pewno nie znajdziesz.

Córka Hermesa/Leo Valdez Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz