Leo chodził po obozie szukając Maggie. Chciał ją przeprosić i powiedzieć, że jej ufa, że jest idiotą i kocha ją. Bardzo ją kocha i nie chce jej stracić.
Nie wyobrażał sobie teraz życia bez niej, a przez jego głupotę i bezpodstawną zazdrość mógł zniszczyć to, na co czekał tak długo, to co dawało mu szczęście, stabilność i było jego przystanią. Związek z Maggie był jedyną rzeczą, w jego życiu, która dawała mu nadzieję, że wszystko może być dobrze nawet jeśli jest się herosem.
Dostrzegł Maggie, która siedziała na schodkach przed domkiem 11. Nawet z takiej odległości było widać jej zaszklone oczy.
Dziewczyna jednak nie była sama. Martin siedział obok i obejmował ją ramieniem. Wyraźnie robił to na siłę bo dziewczyna starała się od niego odsunąć. W pewnym momencie szatyn nachylił się i chciał pocałować blądynkę, ale ona od razu go odepchnęła gwałtownie wstając.
W Leonie się zagotowało. I to dosłownie. W oczach pojawił się ognisty płomień, a niektóre pasma włosów i końcówki szpiczastych uszu się podpaliły.
Bez zastanowienia w bardzo szybkim tempie podszedł do syna Apollina i z całej siły udeżył go w twarz.
-Zgłupiałeś?!-krzyknął szatyn trzymając się za krwawiący nos.
-Nie tyka się cudzych dziewczyn. A tym bardziej nie tyka się mojej dziewczyny. Jeszcze raz się do niej zbliżysz, a zobaczysz, że staniesz w płomieniach i zginiesz w męce.-ostrzegł Valdez patrząc na Martina z wyzwaniem w oczach. Pomimo tego, że syn boga sztuki był wyższy, nie zamierzał podpadać Leonowi. Wiedział, że latynos wypełniłby swoją groźbę i na pewno spaliłby go za pomocą pstryknięcia palca. Mimo tego, że Maggie bardzo mu się podobała, była wręcz idealna w jego mniemaniu, to nie chciał ryzykować spalenia się.
-Jesteś idiotą.-fuknęła Moon do Leona, kiedy Martin odszedł.-Chyba złamałeś mu nos. Jak jest mściwy to może się zemścić i będziesz miał kłopoty.
-Nie obchodzi mnie to. Jest natrętny i jakiś niedorozwinięty umysłowo. Nie miał prawa cię całować bez twojej zgody.
-A jakbym się zgodziła?-spytała spowrotem siadając na schodkach.
-To też by oberwał, bo jesteś moją dziewczyną.
-Aha, czyli teraz skoro jestem TWOJĄ dziewczyną to żaden chłopak ma się do mnie nie zbliżać?
-Maggie..
-Nie, Leo. Nie jestem twoją własnością, mogę robić co chcem. Jeśli mnie kochasz to powinieneś mi ufać, a nie strzelać focha i krzyczeć na pół obozu.
-Ja wiem, przepraszam. Nie powinienem tego robić. Oczywiście, że powinienem ci ufać i zrozumiem jeśli ze mną zerwiesz po tym wszystkim, ale wiedz, że żałuję tego, ,e na ciebie nakrzyczałem i wybuchłem zazdrością. Po prostu dotarło do mnie, że mogę cię stracić przez jakiegoś innego chłopaka. Jesteś przepiękna i inni się za tobą oglądają. Nie powinienem wtedy robić takiej afery.
-Imbecyle.-westchnęła uśmiechając się lekko.-Kocham cię, debilu i pomimo twoich wielu wad to się nie zmieni. Nie zamierzam z tobą zrywać, bo chyba bym tego nie zniosła. Masz mi tylko obiecać, że nie uderzysz więcej żadnego chłopaka z mojego bliskiego otoczenia i nie będziesz wybuchał zazdrością.
-Zależy od sytuacji.-odparł szczerząc się jak głupi. Blądynka pokręciła głową z niedowierzaniem, a chłopak wbił się w jej usta.
Tęskniła za jego bliskością. Był jak jej światło bez, którego by nie mogła żyć i był też jedyną osobą, która ją w pełni rozumiała i akceptowała. Jej rodzeństwo może i było do niej podobne, ale nie rozumieli pewnych spraw. Leon był jej miłością, powiernikiem i przyjacielem.
-Te amo, chica.
-Ehh...te amo.- westchnęła z uśmiechem.-Imbecyl.
-Słoneczko.-zaśmiaĺ się Valdez.
CZYTASZ
Córka Hermesa/Leo Valdez
FanficLeo po tym jak trafia do Obozu Herosów poznaje wiele osób, ale nie zwraca zbytnio na nie uwagi. Jednak pewnego dnia po zerwaniu ze swoją pierwszą prawdziwą miłością Calipso, przechadza się z Piper po Obozie jego uwagę przykówają trzej potomkowie Bog...