Rozdział 31-Zależy od sytuacji

18 3 0
                                    

Leo chodził po obozie szukając Maggie. Chciał ją przeprosić i powiedzieć, że  jej ufa, że jest idiotą i kocha ją. Bardzo ją kocha i nie chce jej stracić.
Nie wyobrażał sobie teraz życia bez niej, a przez jego głupotę i bezpodstawną zazdrość mógł zniszczyć to, na co czekał tak długo, to co dawało mu szczęście, stabilność i było jego przystanią. Związek z Maggie był jedyną rzeczą, w jego życiu, która dawała mu nadzieję, że wszystko może być dobrze nawet jeśli jest się herosem.
Dostrzegł Maggie, która siedziała na schodkach przed domkiem 11. Nawet z takiej odległości było widać jej zaszklone oczy.
Dziewczyna jednak nie była sama. Martin siedział obok i obejmował ją ramieniem. Wyraźnie robił to na siłę bo dziewczyna starała się od niego odsunąć. W pewnym momencie szatyn nachylił się i chciał pocałować blądynkę, ale ona od razu go odepchnęła gwałtownie wstając.
W Leonie się zagotowało. I to dosłownie. W oczach pojawił się ognisty płomień, a niektóre pasma włosów i końcówki szpiczastych uszu się podpaliły.
Bez zastanowienia w bardzo szybkim tempie podszedł do syna Apollina i z całej siły udeżył go w twarz.
-Zgłupiałeś?!-krzyknął szatyn trzymając się za krwawiący nos.
-Nie tyka się cudzych dziewczyn. A tym bardziej nie tyka się mojej dziewczyny. Jeszcze raz się do niej zbliżysz, a zobaczysz, że staniesz w płomieniach i zginiesz w męce.-ostrzegł Valdez patrząc na Martina z wyzwaniem w oczach. Pomimo tego, że syn boga sztuki był wyższy, nie zamierzał podpadać Leonowi. Wiedział, że latynos wypełniłby swoją groźbę i na pewno spaliłby go za pomocą pstryknięcia palca. Mimo tego, że Maggie bardzo mu się podobała, była wręcz idealna w jego mniemaniu, to nie chciał ryzykować spalenia się.
-Jesteś idiotą.-fuknęła Moon do Leona, kiedy Martin odszedł.-Chyba złamałeś mu nos. Jak jest mściwy to może się zemścić i będziesz miał kłopoty.
-Nie obchodzi mnie to. Jest natrętny i jakiś niedorozwinięty umysłowo. Nie miał prawa cię całować bez twojej zgody.
-A jakbym się zgodziła?-spytała spowrotem siadając na schodkach.
-To też by oberwał, bo jesteś moją dziewczyną.
-Aha, czyli teraz skoro jestem TWOJĄ dziewczyną to żaden chłopak ma się do mnie nie zbliżać?
-Maggie..
-Nie, Leo. Nie jestem twoją własnością, mogę robić co chcem. Jeśli mnie kochasz to powinieneś mi ufać, a nie strzelać focha i krzyczeć na pół obozu.
-Ja wiem, przepraszam. Nie powinienem tego robić. Oczywiście, że powinienem ci ufać i zrozumiem jeśli ze mną zerwiesz po tym wszystkim, ale wiedz, że żałuję tego, ,e na ciebie nakrzyczałem i wybuchłem zazdrością. Po prostu dotarło do mnie, że mogę cię stracić przez jakiegoś innego chłopaka. Jesteś przepiękna i inni się za tobą oglądają. Nie powinienem wtedy robić takiej afery.
-Imbecyle.-westchnęła uśmiechając się lekko.-Kocham cię, debilu i pomimo twoich wielu wad to się nie zmieni. Nie zamierzam z tobą zrywać, bo chyba bym tego nie zniosła. Masz mi tylko obiecać, że nie uderzysz więcej żadnego chłopaka z mojego bliskiego otoczenia i nie będziesz wybuchał zazdrością.
-Zależy od sytuacji.-odparł szczerząc się jak głupi. Blądynka pokręciła głową z niedowierzaniem, a chłopak wbił się w jej usta.
Tęskniła za jego bliskością. Był jak jej światło bez, którego by nie mogła żyć i był też jedyną osobą, która ją w pełni rozumiała i akceptowała. Jej rodzeństwo może i było do niej podobne, ale nie rozumieli pewnych spraw. Leon był jej miłością, powiernikiem i przyjacielem.
-Te amo, chica.
-Ehh...te amo.- westchnęła z uśmiechem.-Imbecyl.
-Słoneczko.-zaśmiaĺ się Valdez.

Córka Hermesa/Leo Valdez Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz