Rozdział 21

38 9 8
                                    

Gdy niebo spowiły ciemności, a światło latarni rozświetlało jedynie fragmenty mrocznych ulic Lerton, Eira ruszyła w stronę pałacu na wzgórzu. Kaptur jej płaszcza ukrywał twarz, a kroki były ciche jak szept. Noc przerywana była jedynie odgłosami nocnych insektów i szumem morza w oddali.

Chłodny wiatr muskał jej policzki, niosąc ze sobą słony zapach wody. Zadrżała, lecz nie z zimna. Zbliżając się do posiadłości, zauważyła, że strażnicy byli dobrze rozmieszczeni i patrolowali teren regularnie. Przylgnęła do cienia wysokiego muru, obserwując ich ruchy. Jeden z nich ziewnął głośno, opierając się o włócznię.

Postanowiła ominąć główną bramę, która była najlepiej strzeżona. Przemykała w cieniu, trzymając się jak najbliżej muru. Chłodny kamień pod jej palcami dawał jej poczucie bezpieczeństwa.

Uważnie obserwowała ruchy strażników, szukając momentu, gdy mogła się przemieścić niezauważona. Każdy krok był starannie przemyślany, każdy ruch precyzyjny. Przeszła obok wysokiego, kamiennego ogrodzenia, aż dotarła do bardziej zaniedbanej części ogrodu. Krzaki i zarośla oferowały jej trochę osłony, co z wdzięcznością wykorzystała.

Miała nadzieję na znalezienie jakiegoś ukrytego wejścia lub mniej strzeżonej bramy. W międzyczasie starała się kontrolować oddech, aby pozostał równy i cichy.

Każdy szelest liści pod jej stopami brzmiał jak głośny krzyk, choć w rzeczywistości była ledwo słyszalna. Pot spływał jej po plecach, mimo chłodnego nocnego powietrza. Nagle, jej czujne oczy dostrzegły coś interesującego.

Niewielka szczelina w murze, ledwo widoczna za stosami suchych gałęzi, przyciągnęła jej uwagę. Ktoś wyraźnie próbował ukryć to przejście, ale nie na tyle, by umknęło jej oczom. To mogła być jej szansa.

Ostrożnie odgarnęła gałęzie, starając się nie robić hałasu. Każdy trzask wydawał się głośny jak wystrzał z armaty. Położyła się na brzuchu i zaczęła przeciskać się na drugą stronę. Mur był gruby, a ostre kamienie drapały jej skórę przez ubranie. Zacisnęła zęby, ignorując dyskomfort.

Po chwili znalazła się na terenie pałacu, w cieniu niskich roślin. Rozejrzała się ostrożnie, próbując zorientować się w nowym otoczeniu. Przed nią rozpościerał się rozległy ogród, a w oddali majaczyła sylwetka głównego budynku pałacu.

Ukryła się za gęstym krzewem, próbując rozeznać w sytuacji. Jej serce wciąż biło szybko, ale oddech powoli się uspokajał. Wewnętrzny teren był o wiele mniej pilnowany niż zewnętrzny, co dawało jej pewną nadzieję.

Jej oczy przeszukiwały otoczenie, szukając wzrokiem strażników i potencjalnych dróg ucieczki. Księżyc co chwila chował się za chmurami, rzucając niepewne światło na pałacowe ogrody. Eira zastanawiała się gorączkowo, gdzie mogą przetrzymywać Willema.

Nagle usłyszała podniesione głosy dochodzące z pobliskiej alejki. Instynktownie przylgnęła do ziemi, wstrzymując oddech. Przez chwilę nasłuchiwała, upewniając się, że nikt nie zmierza w jej kierunku.

Cicho przemknęła wzdłuż budynku, stawiając stopy ostrożnie, by nie nadepnąć na żadną suchą gałązkę. Kiedy dotarła do rogu, powoli, centymetr po centymetrze, wychyliła głowę.

To, co zobaczyła, sprawiło, że krew w jej żyłach zamarzła. Na ziemi klęczała kobieta o blond włosach. Była związana i otoczona przez dwóch strażników. Jej twarz nosiła ślady wcześniejszych uderzeń, a w oczach płonął gniew.

- Gadaj! Po co tu przyszłaś? - warknął jeden ze strażników, pochylając się nad dziewczyną.

Szperaczka uniosła głowę, patrząc na niego z pogardą.

Córka Dawnego ŚwiataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz