Rozdział 38

28 5 9
                                    


Ostatnie dni dla Eiry były jedną, niekończącą się męką monotonii. Ciasne, kamienne pomieszczenie, z którego wilgoć sączyła się jak krople potu na skroni, zdawało się być jej całym światem. Codziennie to samo - dwa krzesła, stół, i dwóch mężczyzn w wyblakłych, błękitnych szatach. Z początku odróżniała ich rysy twarzy, ale teraz, po tylu dniach, ich postacie zlały się w jedną, bezimienną sylwetkę, której towarzyszyły niekończące się pytania. Wciąż te same.

Westchnęła głęboko, próbując znaleźć wygodniejszą pozycję na twardym, drewnianym krześle. Jej nadgarstki piekły od metalowych obręczy, a pulsujący ból przypominał jej o beznadziejnej sytuacji. Czuła, jak suchość w gardle wzbiera coraz bardziej, każda próba przełknięcia kończyła się niemożliwym do opanowania kaszlem.

- Opowiedz nam jeszcze raz o swoim pierwszym spotkaniu z Sercem Talmhain - zażądał jeden z mężczyzn, jego głos był chłodny, beznamiętny, jakby mówił do kawałka mebla, a nie człowieka.

Eira przymknęła oczy, czując, jak gniew wzbiera w niej niczym fala.

- Ile razy mam to powtarzać? - odparła ostro, nawet nie starając się ukryć irytacji. - Powiedziałam wam już wszystko, co wiem.

Drugi mężczyzna pochylił się nad stołem, a jego lodowate spojrzenie wwiercało się w jej duszę.

- Każdy szczegół jest ważny - stwierdził cicho, ale w jego słowach kryła się groźba.

Dziewczyna otworzyła oczy i spojrzała na niego z mieszanką zmęczenia i złości. Była na granicy wytrzymałości.

- Dobrze - westchnęła z rezygnacją, wiedząc, że nie ma sensu walczyć. Każda próba oporu kończyła się tylko kolejnymi godzinami przesłuchań. Z każdym dniem czuła się coraz bardziej wyczerpana, ale też... coraz bardziej zdeterminowana.

Nadszedł jednak dzień, gdy atmosfera w pomieszczeniu zmieniła się. Drzwi celi otworzyły się z głośnym skrzypnięciem, a mężczyźni weszli z nową, niepokojącą energią. W rękach jednego z nich spoczywało małe, kunsztownie zdobione pudełko.

Serce Eiry przyspieszyło, a przeczucie przeszło przez nią jak zimny dreszcz. Zanim jeszcze otworzyli wieko, wiedziała, co jest w środku. Jej ciało zadrżało z napięcia, gdy lśniący klejnot spoczął na stole przed nią.

Ale nic się nie stało. Zamiast znajomego mrowienia magii, które zwykle przechodziło przez nią jak błyskawica, poczuła pustkę. Spojrzała na swoje nadgarstki, na metalowe obręcze, które odcięły ją od mocy klejnotu. Te przeklęte kajdany tłumiły magię, blokując jej naturalne połączenie z Sercem.

- Zdejmiemy ci obręcze - oznajmił jeden z mężczyzn. Jego oczy błyszczały niebezpiecznym, niemal obłąkanym światłem. - Ale pamiętaj, żadnych sztuczek. Rozumiemy się?

Groźba w jego głosie była oczywista. Za jej plecami pojawił się strażnik, którego obecność czuła na sobie jak zimny oddech. Uzbrojony, gotowy do działania, jeśli tylko wykonałaby jakiś podejrzany ruch.

Przez jej myśli przemknęła iskra buntu. Czy naprawdę odważyliby się ją skrzywdzić? Przecież była jedyną osobą, która mogła w jakimś stopniu kontrolować Serce Talmhain. Bez niej ich plany były niczym - pustym marzeniem.

Ale równie szybko, jak ta myśl się pojawiła, zgasła. Oni byli zbyt zdeterminowani, zbyt zdesperowani. A Eira wciąż miała nadzieję, że ten moment, ta chwila mogła przynieść coś więcej niż cierpienie.

- Zgoda - powiedziała cicho. Spojrzała w oczy człowieka, który trzymał klucz do jej kajdan. - Będę współpracować.

Zgrzyt metalu odbił się echem w ciasnym pomieszczeniu, gdy obręcze opadły na podłogę. W tym samym momencie poczuła, jak fale mocy wlewają się w jej ciało, jakby ktoś otworzył śluzę, która dotąd blokowała cały strumień energii.

Córka Dawnego ŚwiataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz