Rozdział trzynasty

307 34 3
                                    

Isele

Patrzę na jego oddalającą się sylwetkę. Wiem, że to kolejna zagrywka, ale nie dam się tak łatwo. Gdy przystaje przy jednym z drzew, podchodzę do niego.

– Masz chorobę dwubiegunową?

– Ah, tak. Ten upał musiał przyćmić mi głowę. Racja. – Zerka na mnie, a potem dodaje z uśmieszkiem. – Rosquilla fea.

Zaciskam szczękę. Mam ochotę go uderzyć, ale powstrzymuję się, gdy nagle coś błyska mi po oczach. Patrzę w tamtym kierunku i moje brwi wędrują ku górze.

– Doszliśmy – mówię rozpromieniona.

– Musimy uważać. Oni na pewno gdzieś tutaj są. – Tymi słowami gasi mój entuzjazm.

– Masz jakiś plan?

Wbija we mnie wzrok, jakby wyrosła mi druga głowa. Przewracam oczami.

– Może mi go powiesz?

– Nie musisz znać wszystkich szczegółów. Wystarczy, że będziesz robiła to, co powiem.

Prycham, a on przeciera czoło. Mierzę go wzrokiem. Czemu cały czas chodzi w bluzie?

– Nie jest ci gorąco?

Nie odpowiada na moje pytanie, tylko podciąga rękawy, ukazując tatuaże.

– Wyjdziemy stąd jak nigdy nic. Pójdziemy do głównego skrzyżowania, na którym musimy skręcić w prawo. Po dwóch kilometrach powinniśmy dojść na miejsce. Nie możemy zwracać na siebie dużej uwagi, dlatego przez ten moment, nie odzywaj się w ogóle.

– Mówi to chłopak, który ma na sobie bluzę, gdy jest prawie trzydzieści stopni.

– Nie mam nic pod spodem – rzuca i chwyta mnie za dłoń. Od razu reaguję, przypominając sobie, gdzie ostatnio one powędrowały. – Spokojnie. To nie rzuci na nas podejrzeń.

Ciągnie mnie, gdyż na początku, nie jestem w stanie się ruszyć. Jednak po wejściu na główną ulicę, kiedy kilkoro ludzi z uwagą na nas patrzy, postanawiam się zatrzymać i wyrwać dłoń z uścisku Deckarda.

Patrzy na mnie gniewnie, lecz mam to gdzieś i sięgam do bluzy, którą staram się zawiązać jak najwyżej.

– Isele...

Zamieram. Unoszę na niego zszokowany wzrok, niepewna, czy dobrze usłyszałam. Moje imię w jego ustach, brzmiało tak...

– Nie mamy czasu – warczy cicho.

Poprawiam się szybko i znowu łapię za jego dłoń. Kulejąc, próbuję dotrzymać mu kroku, lecz jest mi bardzo ciężko. Gdy dochodzimy na skrzyżowanie, dostrzegam aptekę. Przydałaby mi się jakaś maść chłodząca

– Masz pieniądze?

Deck zerka na mnie i przytakuje. Wskazuję na aptekę.

– Nie wytrzymam już. – Błagam go spojrzeniem.

Nie odzywa się, ale gdy tylko światło zmienia się na zielone, idziemy w tamtym kierunku. Przekraczając próg, chłodne powietrze owiewa moje ciało. Od razu czuję się lepiej. Na zewnątrz panuje nienaturalny upał.

– Dzień dobry, w czym mogę pomóc? – pyta farmaceutka, patrząc na nas z niepokojem. Zapewne nie wyglądamy najlepiej.

– Potrzebujemy maści chłodzącej – zaczyna Deck – i tabletki przeciwbólowe.

Kobieta dziwnie się we mnie wpatruje. Zerkam na Deckarda. Wygląda na kogoś, kto mógłby mnie chcieć uprowadzić.

– Na co pani czeka? – syczy przez zaciśniętą szczękę.

My Secret Love Spin-off Serii HakerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz