Rozdział dwudziesty piąty

343 35 17
                                    

Deckard

Dom pogrążony jest w chaosie. Mimo późnej godziny, światła w każdym pokoju są zapalone, a ochrona przeszukuje każdy zakamarek posiadłości. Ostre rozkazy i nerwowe krzyki przerywają ciszę, która normalnie panowałaby w tym miejscu o tej porze. Każda mijana osoba ma na twarzy wyraz napięcia, a atmosfera jest ciężka.

Ojciec, stojąc w holu, z furią rzuca spojrzenia na wszystkich zgromadzonych. Jego zwykle opanowana postawa teraz została zastąpiona przez surową determinację. Każdy, kto znajdował się w domu, został natychmiast, sprawdzony i wyproszony. Nikt nie miał prawa być tutaj teraz, gdy zniknęła Lilith. Jego wściekłość odbija się echem od ścian, jakby sama posiadłość drżała pod jego gniewem, a gdy łapie w końcu Connora, podchodzę bliżej nich.

– Jak mogłeś do tego dopuścić?! – syczy przez zaciśnięte zęby, a jego głos jest tak ostry, że zdaje się ciąć powietrze na kawałki.

Conn, stoi jak sparaliżowany. Czuje na sobie ciężar odpowiedzialności, ale stara się zachować zimną krew. Jego twarz, zwykle nieodgadniona, teraz zdradza ślady zmęczenia i niepokoju. Zaciska dłonie w pięści, jakby próbował zapanować nad własnymi emocjami.

– Przysięgam, że zrobiłem wszystko, co w mojej mocy. Sprawdziłem każdą możliwą drogę ucieczki, zabezpieczyłem teren... Nie wiem, jak to się stało. Miałem być na swoim miejscu i byłem cały czas.

Ojciec nie ma zamiaru przyjmować żadnych wyjaśnień. Jego oczy płoną gniewem, a krople potu pojawiają się na skroniach.

– To nie jest wystarczające! – wrzeszczy, zbliżając się do Connora na tyle, że ich twarze są teraz prawie na tej samej wysokości. – To była twoja odpowiedzialność! To ty miałeś ją chronić! A teraz nie masz nawet pojęcia, gdzie ona jest!

Conn próbuje zapanować nad sobą, ale widząc ojcowską wściekłość, zaczyna rozumieć, że sytuacja jest bardziej poważna, niż początkowo myślał. Próbuje coś powiedzieć, ale tata nie daje mu dojść do słowa.

– Dan! – warczy. – Zajmij się nim i miej na niego oko, później się z nim policzymy.

W tym momencie do holu wchodzi Liam, którego obecność sprawia, że wszyscy milkną. Zwykle opanowany i chłodny, teraz zdradza wyraźne oznaki zdenerwowania. Wymienia szybkie spojrzenie z ojcem, a potem spogląda na Connora, który stoi tam, jakby wyczekiwał na wyrok.

– Drexel, musimy działać szybko – mówi Brown, łagodząc ton głosu, choć nadal słychać w nim wyraźne napięcie. – Wysłałem ludzi, by przeszukali całe miasto, ale czas działa na naszą niekorzyść. Musimy skupić się na działaniu, a nie szukaniu winnych. Tym zajmiemy się później.

Zaciągam się powietrzem, próbując zapanować nad gniewem, który we mnie wzbiera. Ojciec kładzie dłoń na ramieniu Liama.

– Znajdziemy je. A jeśli nie... – zawiesza głos – sam wszystkich powybijam.

Kiedy zszedłem z dachu, od razu przystąpiłem do analizy nagrań z monitoringu. Przeszukałem każdą kamerę, każdy zapis, lecz żaden z nich nie dał mi odpowiedzi. Nie wiem, jakim cudem Ash to zrobił, ale nie ma żadnych śladów Lilith. To niepojęte, że nikt jej nie widział. Próbuję pojąć, jak on mógłby to zorganizować pod naszym nosem.

W tym momencie moja komórka wibruje. Odczytuje wiadomość, od naszego medyka śledczego i wiem, że ojcu ta nowina na pewno się nie spodoba. Wstaję i podchodzę do niego. Wiem ile razy sprawdzał Martinezów, ale skoro Luke był dobry w zacieraniu śladów, nic dziwnego, że nikt nie widział, ze ma syna z nieznaną kobietą. Teraz wszystko nabiera sensu. Mam ochotę wszystkim pokazać, że ja się nigdy nie mylę i trzeba mnie słuchać. Wiedziałem, że coś z gościem jest nie tak. W szpitalu mówiłem Liamowi, żeby się dobrze zastanowił z kim puszcza córkę, to tylko prychnął. Mam mu teraz zrobić to samo?

My Secret Love Spin-off Serii HakerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz