Rozdział szesnasty

221 29 6
                                    

Isele

Jego słowa obudziły we mnie coś nieznanego. Nigdy nie sądziłam, że to się stanie naprawdę. Nagle, jakby wszystko do mnie dotarło. Spałam z Deckardem, bez zabezpieczenia! A jeśli... o nie! Jak mogłam być tak nieodpowiedzialna!

– Muszę iść do lekarza – oznajmiam oschle.

– Dlaczego?

– Mogłeś mnie czymś zarazić! – krzyczę, wymachując rękami.

– A miałaś podobno wymiotować – prycha.

Zaciskam szczęki.

– W ostatniej chwili się powstrzymałam – mówię z wyrzutem.

– Tak, jasne. Widziałem w twoich oczach, że ci mało. Chciałaś mnie i nadal chcesz – stwierdza z dumą.

– Chyba coś ci się pomieszało – mówię z drwiną. – Muszę iść do lekarza – powtarzam jak mantrę.

– Jasne, idź, ale weź przy okazji receptę na tabletki. Nawet nie wiesz, jak bardzo chcę spuścić się w tobie – chrypi, patrząc na mnie z taką determinacją, że aż mi zasycha w ustach. Przenosi dłoń i chwyta moją wargę. – Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałbym też tutaj wejść.

Moje oczy zachodzą mgłą. Też tego chcę, ale odtrącam tę myśl, bo nie mogę. Co ja wyprawiam. Otumanił mnie. Przestałam racjonalnie myśleć. Czuję ukłucie w sercu. Czy Ash mi jest wierny? On pewnie na mnie czeka, jak wierny chłopak, a ja zachowuję się jak zwykła szmata.

– Co się dzieje?

– Ja... ja... – Nawet nie wiem, jak mam zacząć ten temat. Patrzę na niego z poczuciem winy wymalowanym na twarzy. – To się nie wydarzyło – kręcę głową i pokazuje na nas. – Ja mam...

– Nie wrócisz do niego – warczy, patrząc na mnie złowrogo. – Żaden leszcz nie będzie cię dotykał.

Mam ochotę wybuchnąć śmiechem.

– Nie mów tak o nim! To jest mój chłopak!

– Stephanie mówiła co innego.

– Moja mama nie wie co jest między nami. Mamy po prostu chwilową prze...

– Czyli nie jesteście razem – kwituje, a następnie nie daje mi już odpowiedzieć. – Poza tym dziwny jest.

Łączę ku sobie brwi.

– Dlaczego?

– Źle mu patrzy z oczu.

– Widziałeś go raz – zauważam – w szpitalu.

– I to wystarczyło, bym go rozgryzł. Powiedziałem ojcu, że ma go sprawdzić.

Krew we mnie buzuje.

– Co zrobiłeś?! Mój tata wielokrotnie go prześwietlał! Możecie dać sobie już spokój!? To jest zwykły student, który nie rzuca się na każdego, nie bije się bez przyczyny i nie pieprzy wszystkiego, co się rusza!

Deck zerka na mnie.

– Właśnie się obraziłaś. – Uśmiecha się bezczelnie.

Zaraz nie wytrzymam i coś mu zrobię. Zaciskam ręce w pięści, zamykam powieki i liczę do dziesięciu. Biorę uspokajające oddechy, czując że jedzie dalej. Otwieram oczy, i nawet nie zwracając uwagi na tego degenerata, włączam radio. Akurat leci Cher – Believe. Przykrywam się kocem i odwracam do niego tyłem. Przełącza piosenkę. Rzucam mu piorunujące spojrzenie.

– Słucham tego! – warczę.

– Ja pierdolę, wolałem cię, gdy jęczałaś na moim fiucie.

Zaczyna lecieć nowa piosenka Eminema.

My Secret Love Spin-off Serii HakerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz