Rozdział dziesiąty

395 36 17
                                    

Isele

Pablo Novacci, Smolak – Po francusku

Usnęłam dość późno, zagłębiając się w sprawę. Odpuściłam logowanie się do sieci. Wiem, że mam się ukrywać, więc to mogłoby nas narazić, dlatego włączyłam tryb samolotowy i zajęłam się pracą.

Jestem niewyspana i markotna, a na domiar mam boleści brzucha. Możliwe, że mogę dostać miesiączkę, a najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie wzięłam ze sobą żadnych podpasek ani tamponów. Muszę mieć coś na wszelki wypadek. Nie mam telefonu, w którym miałam zapisany cykl, a teraz nie mogę sobie przypomnieć, kiedy miałam okres ostaniem razem.

Ubieram się w strój do biegania: legginsy, top, który utrzyma moje piersi, i szeroką bluzę, nie będzie przeszkadzała moim plecom. Postanawiam odwiedzić sklep. Lasem powinnam dobiec do niego w jakieś trzydzieści minut. Sięgam do brzegu torby, gdzie zawsze mam ukryte pieniądze, i wkładam je za gumkę bielizny.

Wychodzę z pokoju i zerkam na drzwi Deckarda. Podchodzę cicho i przystawiam ucho, lecz nic nie słyszę, więc wnioskuję, że jeszcze śpi. To jest dla mnie świetna wiadomość.

Schodzę na dół i na wszelki wypadek rozglądam się, ale na szczęście tutaj również go niema. Z lekkim uśmiechem podchodzę do lodówki i ją otwieram. Muszę sobie wziąć na drogę wodę, tym bardziej że jeszcze nic dzisiaj nie jadłam, abym przypadkiem nie opadła z sił, a sądząc po tym, jak ciepło jest w domku, na zewnątrz jest jeszcze gorzej.

Może ta bluza to zły pomysł?

Rozbieram się z niej i rzucam na krzesło przy stoliku, po czym wracam do lodówki. Dostrzegam, że nasze posiłki zostały dostarczone i są podpisane. Sięgam po ten z napisem „śniadanie Isele" i uśmiecham się, widząc owsiankę.

– Jedzenie dla zwierząt. – Słyszę nagle głos Deckarda.

Spinam się. Nawet nie wiem, kiedy wszedł do kuchni.

– Nikt nie prosił cię o komentarz – odpyskowuję, zabieram posiłek i zamykam drzwi lodówki.

Rozchylam usta na jego widok. Opiera się o blat. Sunę wzrokiem w dół, na jego nogi, okryte dresami, które są skrzyżowane w kostkach. Podążam w górę i zauważam, że ma na sobie tylko podkoszulek. Jego włosy są jeszcze wilgotne po prysznicu. Rzadko widuję go w takim wydaniu, a raczej wcale. Zazwyczaj chodzi w czarnej bluzie z kapturem zarzuconym na głowie albo czapce z daszkiem.

– Zamknij usta – mruczy, zbliżając do mnie twarz. – Albo możesz otworzyć szerzej, zobaczymy, do czego jeszcze mogą się nadać.

Czar pryska, gdy tylko otwiera tę swoją niewyparzoną paszczę. Zaciskam szczękę i okładam jedzenie na blat, po czym odwracam się na pięcie i ruszam w stronę wyjścia.

– Ani jednej riposty, Rosquilla? – rzuca za mną.

Zatrzymuję się, kiedy wymawia to głupie przezwisko. Czuję jego wzrok na plecach, zimny pot oblewa moje ciało, a cała energia ulatuje. Jestem za bardzo odsłonięta. Serce wali mi jak młot, ale nie mogę tego tak zostawić. Zerkam przez ramię i rzucam najbardziej pewnym siebie głosem, jaki tylko mogę wydusić:

– Powiesz mi, czemu w ogóle się urodziłeś? Byłoby o jednego idiotę mniej na świecie i średnia IQ byłaby trochę wyższa.

Zadowolona z siebie chwytam za klamkę, ale w ułamku sekundy pojawia się obok mnie i chwyta mnie za nadgarstek. Podskakuję na ten gest.

– Gdzie się wybierasz? – niemal warczy.

– Ała! – Wyrywam rękę, ale on mnie nie puszcza. Przez ten ruch, wpadam na jego klatę.

My Secret Love Spin-off Serii HakerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz