Rozdział dwudziesty siódmy

317 44 6
                                    

Isele

Budzi mnie głośny ryk silników, który zdaje się wibrować w powietrzu wokół nas. Otwieram oczy, wciąż oszołomiona, próbując ogarnąć sytuację. Spoglądam wokół i dostrzegam, że jesteśmy w dole – ziemna jama o nierównych ścianach. Światło poranka zaczyna delikatnie przenikać, rozpraszając ciemność, ale miejsce, w którym się znajdujemy, wydaje się pułapką. Lilith siedzi obok, również obudzona hałasem, zdezorientowana i przerażona.

– Lil, ktoś nas znalazł – szepczę.

Przez chwilę obie próbujemy ocenić, jak wysokie są ściany dołu. Są zbyt strome, żebyśmy mogły się wspiąć bez pomocy, ale ten hałas... Może mamy szansę, a może to oznacza koniec.

– Słyszysz to? – pyta, jej głos pełen nadziei i strachu jednocześnie. – Kto się tutaj zbliża.

– Tak – potwierdzam, wstając na drżących nogach. Zerkam w stronę krawędzi dołu.

– Może to rodzice – mówi, choć sama nie brzmi przekonująco.

– A może to ci, przed którymi uciekamy – odpowiadam gorzko.

Próbuję ocenić sytuację, ale adrenalina sprawia, że myśli plączą się w mojej głowie. Każdy dźwięk jest coraz bliżej, a ja nie wiem, czy powinnam czuć ulgę, czy przerażenie.

Silniki nagle cichną, a przez moment panuje absolutna cisza. Zamieramy, gdy nagle słychać kroki na górze, przy krawędzi dołu, jakby ktoś zbliżał się ostrożnie. Ściskam dłoń Lilith, obie instynktownie cofamy się do ściany, jakby w nadziei, że uda nam się schować w cieniu.

I wtedy go widzę. Pojawia się nad krawędzią – mężczyzna, wysoki, z krzywym uśmiechem. Spogląda na nas, a jego oczy błyszczą triumfem.

– Znalazłem je! – woła do kogoś za sobą, jego głos wypełnia przestrzeń, odbijając się echem od ścian dołu.

Serce zamiera mi w piersi. To oni. Wiedzieli, gdzie jesteśmy. Lil chwyta mnie mocniej, jej palce zaciskają się na moim ramieniu, jakby chciała mnie chronić. Ale obie wiemy, że to koniec.

– Wygląda na to, że wasza mała wycieczka dobiegła końca – mówi, kucając przy krawędzi i spoglądając na nas z kpiącym uśmieszkiem. – Myślałyście, że dacie radę przed nami uciec?

Nie odpowiadamy, nasze ciała zamierają w paraliżującym strachu. Po chwili dołącza do niego drugi mężczyzna, jeszcze większy, z bardziej poważnym wyrazem twarzy.

– Wyciągniemy je? – pyta ponuro, patrząc na swojego towarzysza.

Pierwszy mężczyzna uśmiecha się jeszcze szerzej.

– Nie, ja bym je po prostu zastrzelił – mówi z wyraźną satysfakcją.

Drugi marszczy brwi, spoglądając na niego niepewnie.

– Nie za dużo hałasu?

Pierwszy wzrusza ramionami.

– Hałas? Na takim odludziu? Nie będzie miało to znaczenia. Poza tym... – unosi pistolet na wysokość twarzy, obracając go w dłoni z pewnym siebie uśmiechem. – Lubię widzieć ten moment. Ten strach w oczach, kiedy wiedzą, że to koniec.

Drugi wyraźnie się waha.

– A co powiemy szefowi? Co jeśli je znajdzie?

– Nikt ich nie znajdzie – przerywa tamten z zimnym spokojem. – Kto będzie ich szukał w dziurze? A nawet jeśli, zanim ktoś się zorientuje, my będziemy daleko stąd, a szef załatwi już wszystko.

Przez chwilę zapada cisza. Drugi mężczyzna spogląda na ziemię, jakby chciał coś powiedzieć, ale ostatecznie tylko kiwnął głową.

– Dobra – mruczy w końcu, jakby rezygnując z dalszej dyskusji.

My Secret Love Spin-off Serii HakerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz