Pierwszy dzień w nowej szkole! Kto się cieszy? Nie ja. Głupia Anglia, głupia nowa szkoła, głupie to wszystko! Dlaczego? Dlaczego musiałam opuscić mój ukochany Nowy Jork? Z jakiej racji? Tam było wszystko. WSZYSTKO. Przyjaciele, ulubione kawiarnie, szkoły aktorskie najlepsze na całym zakichanym swiecie! A co jest tutaj? Tylko beznadziejna pogoda, nic więcej!
- Rose, skończyłas? - zapytał tata nie odrywając wzroku od gazety.
- Życie jest do bani! - zakończyłam swój wywód i teatralnie westchnęłam. - Tak tato, skończyłam.
- I dobrze. Od prawie piętnastu minut nic tylko się użalasz i pastwisz nad Bogu ducha winnym płatkom.
Fakt. Teraz moje płatki to jedna, wielka, nienadająca się do spożycia breja. No cóż, nic nie poradzę. Nie mam worka treningowego , za to płatków pod dostatkiem. Odstawiłam miskę na bok i porwałam z talerza tosta z dżemem. Wlepiając wzrok w blat przeżuwałam swój posiłek w slimaczym tempie. Cholernie mi się nie usmiecha ta przeprowadzka. To wszystko przez mojego tatę. Jego największa w Ameryce firma dziennikarska postanowiła podpisać kontrakt z anglikami na kilkaset milionów i mój tato musiał zmienić siedzibę firmy. Jakby nam było mało forsy! Mieszkamy w gigantycznej willi z basenem i kortem tenisowym na najbogatszej dzielnicy Londynu, mamy lokaja, gosposię i szofera, chodzimy w markowych ciuchach i mnie to w zupełnosci wystarcza! Niestety moim rodzicom nie.
- Rose, Luke spóźnicie się do szkoły - odezwała się mama przerywając mój - tym razem duchowy - wywód.
Zerknęłam na nią spode łba, lecz posłusznie sięgnęłam po torbę od Prady, porwałam z talerza jabłko i ruszyłam w stronę drzwi. Skinęłam Benowi na powitanie i otworzyłam garaż. Oprócz czarnego bentleya ojca, żółtego kabrioletu mamy i limuzyny , stał tam mój skarb - czerwone porshe , które nad życie kochałam. Wsiadłam do niego , zapięłam pasy , włożyłam czarne okulary przeciwsłoneczne i odpaliłam silnik.
