Dom był ogromny. Prawie tak ogromny jak mój. Z pięknym ogrodem, którego nie zauważyłam na imprezie, i klasycznym wystrojem w środku. Było tu bardzo ładnie.
Drzwi otworzyła mi gosposia, której również wcześniej nie było i kazała iść schodami w górę. Trzymając się dębowej balustrady dotarłam na górę i otworzyłam pierwsze drzwi po prawej.
Cały pokój był w ciemnych kolorach. Ciemne meble, dywany, czarna ściana i łóżko z ciemną pościelą na której leżał Styles brzdąkając na krwistoczerwonej gitarze.
-Wow. - wyrwało mi się. Nie powiem, pokój był świetny, a zważając na fakt, że kiedyś byłam punkówą, robiło to jeszcze większe wrażenie.
- Zazwyczaj słyszę te słowa na mój widok. - powiedział Styles odkładając gitarę. Założył ręce za kark i błysnął ząbkami.
Wywróciłam oczami i rzuciłam torebkę na krzesło. Podeszłam do łóżka , na którym leżał chlopak i usiadłam na nim. Łóżku, nie Stylesie dla jasności.
- No..? - spojrzałam na niego pytająco.
- No co? - odparł zdezorientowany.
- No nasz projekt.
- Co z nim?
- Tępy pustak. - mruknęłam. - Musimy go zrobić!
- Ale... To takie... Męczące.. - westchnął i zakrył głowę poduszką.
- Nie bądź dzieckiem, Styles!
- A mogłabyś skończyć mówić do mnie po nazwisku? Mam imię, królewno. - wyjąkał zagłuszony poduszką.
- Nie.
- Próbować można.
- Rusz dupę Harold! - warknęłam.
Chłopak zdziwiony moją postawą odrzucił poduszkę i spojrzał na mnie tak... Dziwnie.
- Zdecydowanie lepiej.***
Przyznam, nie pomyślałabym, że czas spędzony ze Stylesem kiedy się nie kłócimy, bijemy i wyzywamy minął mi całkiem fajnie. Jak widać Styles to tylko pozory. Pod maską okrutnego, wkurwiającego bad boya Stylesa, kryje się zabawny i inteligentny Harry. I choć na prawdę trudno przebić się przez tą pierwszą powłokę, warto.
- Okay teraz trzeba tylko napisać wniosek. - powiedział opierając głowę o łóżko.
Siedzieliśmy na podłodze już ponad dwie godziny kąńcząc ten cholerny projekt dla Cuthbert. Harry był na prawdę dobry z fizyki i przynajmniej nie musiałam odwalać sama całej roboty. Wyciągnęłam kartkę i długopis i wzięłam się do pisania. Harry rozwalił się na podłodze bawiąc frędzlami od mojej torby.
- Widziałaś się z Hemmingsem? - zapytał nie zaprzestając pleść na nich warkoczyki.
Długopis zatrzymał mi się w połowie zdania. Zamarłam na sekunde porażona pytaniem. Odgarnęłam szybko kosmyk włosów, który zasłonił mi pole widzenia i jak gdyby nigdy nic wróciłam do pracy.
- Mówisz o Maxie?
- Jak zwał, tak zwał.
- Ugh, nie.
- To.. Dobrze. - westchnął.
Przez ,chwilę nikt się nie odzywał. Dało się słyszeć tylko moje zawzięte skrobanie po kartce.
- Eh.. Harry?
- Mmm?
- Kiedy... Byliśmy u ciebie w mieszkaniu... Powiedziałeś, że...- zająknęłam się. To nie łatwe gadać o takich rzeczach, wierzcie.
- Mi na tobie zależy? - dokończył.
- Uhm. To... Prawda?Harry nie odpowiedział od razu. Przez chwilę analizował pewnie całą naszą chorą znajomość i zastanawiał się co powiedzieć. Rozumiałam to. Lepiej powiedzieć tak i chodzić z mega świrniętą dziewczyną , która kilka razy dała ci po mordzie, czy wywalić za drzwi? A z resztą! Kto tu mówi o jakimkolwiek chodzeniu? Ja i Styles to wrogowie! Ja tylko chce znać odpowiedź... Podpowiadało mi to coś w głowie.
- Och, zamknij się! - mruknęłam.
- Co? - zapytał chłopak marszcząc brwi.
- Eeee... Nie, nic.Brawo Rose! Zepsułaś tą chwilę!
Harry zaśmiał się cicho.
- Tak, Rose.
- No ale że co?
- Że mi na tobie zależy, Rosie.