Po matmie miałam jeszcze biologię z panią Smith i fizę z panią Cuthbert. Ta druga niezbyt przypadła mi do gustu. Już w samym jej spojrzeniu było cos niefajnego... Do tego posiadała ogromną brodawkę na samym czubku nosa. FUJ. Całą lekcję skupiałam się jedynie na tym, aby nie patrzeć na to ohydztwo. Ale nie t było najgorsze. Okazało się , że Styles ( którego zdążyłam już znielubić ) jest jej pupilkiem! Dotychczas nawet lubiłam fizykę , ale po tej lekcji już wiem, że będzie to przedmiot z którego będę się starać najczęsciej urywać.
Na przerwie obiadowej April poznała mnie ze swoją paczką. W jej skład wchodzili: Sam ( jej chłopak ) - wysoki i przystojny kapitan drużyny footballowej ; Alex - niska dziewczyna o krótkich ciemnych włosach, zielonych oczach oraz dużych okularach w czarnych oprawkach , redaktorka gazety szkolnej i Justin - przystojny szatyn o niebieskich oczach ( wolny! ) , napastnik w drużynie Sama. Wszyscy byli bardzo mili i ciepło przyjęli mnie do siebie. Umówilismy się dzisiaj do kina na wieczór.
Po lunchu czekały mnie dwie godziny historii z nudnym belfrem - panem Greenem oraz wuef. Okazało się, Bogu dzięki, że prawie wszystkie lekcje w ciągu tygodnia mam z April , toteż razem - już przebrane - szłysmy w kierunku sali gimnastycznej. Niestety nic nie jest idealne. Wychowanie fizyczne miałam również ( a jakżeby inaczej! ) ze Stylesem. Ale to na szczescie tylko dwa razy w tygodniu... Czułam na jego spojrzenie podczas rozgrzewki.Przy skłonach miałam ochotę zapasć się pod ziemię. Fakt, że miałam na sobie spodenki ledwo zasłaniające tyłek , tylko pogorszyły sprawę. Bogu dzięki - po raz drugi - dzisiejszą grą była siatkówka. Kocham tę grę! Chodziłam do wszystkich klubów sportowych , kilka razy moja drużyna dostała się na mistrzostwa stanowe. Ucieszył mnie też fakt, iż zostałam wybrana na kapitana. Co do mojego przeciwnika......................... Tak zgadza się , był nim Styles. Użył jakigos swojego czaru i przekonał wuefistę , że tak będzie najlepiej. Zaczynały mnie już wkurzać te sytuacje z nim w roli głównej...... Normalnie jakby mnie przesladował...
Do swojej drużyny zgarnęłam Justina i April oraz ( z ich pomocą ) Toma , Cassey i Michaela. Ostatnia dwójka zajęła ławkę, a ja, April, Justin i Tom ustawilismy się do gry. Podeszłam do siatki, gdzie po drugiej stronie już czekał Styles.
- Nie masz szans , kwiatuszku - oznajmił.
- Nie bądź taki pewny siebie. Jeszcze zmiotę ci ten durny usmieszek z twarzy, skarbie. - usmiechnęłam się zadziornie. Podalismy sobie dłoń i rozpoczęła się gra.
Zaserwowałam. Gracz z drużyny przeciwnej przyjął. Ktos obok odbił. Podbiegł Styles i zrobił scinę. . Ku jego ogromnemu zaskoczeniu przyjęłam. Tom odbił. Ja scięłam. I zdobyłam punkt.
***
Decydujące starcie. Cały mecz szlismy łeb w łeb. Aktualnie mamy remis. Piłkę serwuję ja. Widzę zaciętosć na twarzy Stylesa. Widać, że zależy mu na wygranej. Usmiecham się łobuzersko i odbijam piłkę. Przyjmuje Styles. Odbija chyba Derek. Piłka przelatuje do nas. Odbija Cassey , Justin podaje mi i...........................................................................................................................................................TAK! SCIĘŁAM! WYGRAŁAM! Podbiegają do mnie moi zawodnicy i biorą mnie na ręce. Smieje sięgłosno i patrzę w stronę Stylesa. Jest wsciekły. Na co smieje się jeszcze głosniej.
" Dwa- zero dla mnie, Styles".