Na pierwszej lekcji miałam matmę. Udałam się więc do swojej szafki po potrzebne rzeczy. Wyjmując podręcznik usłyszałam ciche chrząknięcie po mojej lewej. Zamknęłam szafkę i zobaczyła dziewczynę niedbale opartą o szafki obok. Była średniego wzrostu, o ładnych krągłościach, śniadej cerze, blond włosach i niebieskich oczach. Była bardzo ładna.
- Widziałam twój wyczyn na korytarzu. Gratuluje odwagi.- powiedziała.
- Odwagi? To przecież nic takiego. Pogoniłam gościa i tyle. - odparłam zdziwiona.
- Dla ciebie to nic takiego, bo jesteś nowa. Nikt kto jest tu co najmniej tydzień nie postawiłby się Stylesowi. Zwłaszcza dziewczyna.
- Bo co? - spytałam z pogardą. - Bo jest niegrzeczny i uważa się za nie wiadomo kogo? Och, błagam. On mi może najwyżej naskoczyć. Nie boje się go.
Dziewczyna przygryzła policzek i marszcząc brwi chwilę mi się przyglądała.
- Lubię cię. - stwierdziła w końcu uśmiechając się zadziornie. - Jestem April.
- Rose. - uścisnęłyśmy sobie dłonie.
- No to, Rose. Co masz teraz? - zapytała.
- Matmę- jęknęłam. April zaśmiała się.
- Nie jęcz, ja też. Choć pokaże ci gdzie jest sala.
***
Pan Beneth był niskim, pulchnym gościem z wyraźnymi oznakami siwizny. Nosił gigantyczne okulary, przez co jego oczy powiększały się tak z szećset razy. Był na prawdę uprzejmy, ale widać było, że nie da sobie znaleźć za skórę. Od razu kiedy mnie zobaczył uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Widzę, że mamy nową uczennicę. Choć na środek i przedstaw się nam.
Wyszłam z ławki i ruszyłam w stronę nauczyciela. Gdzieś tak w połowie mojej drogi, drzwi otwarły się i stanął w nich chłopak, z którym chwilę temu miałam do czynienia. Za nim stało jeszcze kilku chłopaków i dziewczyna. Nasze spojrzenia zetknęły się na moment, po czym grupka z chłopakiem na czele jak gdyby nigdy nic usiadła do ławek.
- O! Widzę, że szanowny pan Styles i reszta w końcu łaskawie postanowili do nas dołączyć. Jakże nam miło!
- Nam też jest miło, Ben. - odparł Styles uśmiechając się. Przez salę przetoczył się cichy śmiech. Nauczyciel przymknął oczy uspokajając się.
- Spóźnienie, moi drodzy! - zagrzmiał. Chłopak niewzruszony założył ręce na kark i wlepił we mnie wzrok. Wytrzymałam jego spojrzenie. Niech sobie nie myśli, że się go boje, co to to nie! - No dobrze, a więc kontynuując... Nazywasz się...? - dopiero na pytanie pana Benetha odwróciłam wzrok od chłopaka.
- Rose Hathaway. - odpowiedziałam.
- A przybywasz do nas z...? - kontynuował nauczyciel.
- Nowego Jorku.
- O, Nowy Jork! Doprawdy wspaniałe miasto.
- Tak, jest wspaniałe...- uśmiechnęłam się na wspomnienie domu.
- To co cię tutaj w takim razie sprowadza Rose?
- Firma dziennikarska mojego taty podpisała duży kontrakt z Anglikami i trzebabyło przenieść siedzibę firmy. Dlatego musieliśmy się przeprowadzić.
- Mhm, mhm - mężczyzna podrapał się po brodzie - No cóż, mam nadzieję, że będzie ci tutaj dobrze. Siadaj.
- Dziękuje.
Wróciłam do April.
" Ja też mam taką nadzieję Ben. Ja też."
