15

261 15 0
                                    

Stałam przed lustrem przyglądając się sobie krytycznie.
- No nie wiem, April... - mruknęłam delikatnie acz stanowczo opuszczając czarny materiał sukienki w dół.
- No nie jęcz już, tylko leć się szybko umalować. Za dwie minuty będzie Sam. - powiedziała nie przestając tuszować rzęs.
Westchnęłam krótko. Jakieś dwie godziny temu April wpadła do mnie przygotować się na tą całą imprezę. Jak burza wleciała do mojego pokoju i zaczęła buszowania po szafie. Wynalazła dla mnie czarną obcisłą sukienkę z rozkloszowanym dołem sięgającą połowy ud bez ramiączek, a dla siebie obcisłą mini i czerwoną bluzkę z dość widocznym dekoldem. Moja czarna sukienka ostatni raz została założona na imprezę pożegnalną dla mnie w Nowym Yorku. Nie skończyła się ona zbyt dobrze. Nakryłam mojego byłego aktualnie, lecz wówczas chłopaka na szybkim numerku w łazience... Nie powiem, nie tylko dla mnie skończyło się to źle. Dziewczyna wyleciała goła z łazienki, a Mike oberwał prysznicem i również wybiegł, tylko że cały mokry. Nie mam zbyt dobrych wspomnień z tą sukienką, ale mimo wszystko posłusznie skierowałam się do łazienki.
Nałożyłam odrobinę tuszu , usta podkreśliłam czerwoną szminką, a włosy zostawiłam rozpuszczone. Oparłam się rękoma o umywalkę i spojrzałam na siebie w lustrze.
" Co ty wyprawiasz Rose? Idziesz tam tylko narażając siebie, swój tyłek i swoją godność. To nie może się dobrze skończyć... "
- ROOOOSE! - wrzasnęła April. - Sam już jest!
Ostatni raz rzuciłam na siebie spojrzenie i wyszłam z łazienki. Podleciałam do szafy i wyciągnęłam z niej czarne szpilki. Założyłam je szybko i zerknęłam na przyjaciółkę.
- I jak?
April otaksowała mnie spojrzeniem od góry do dołu , ostatecznie oceniając z satysfakcją :
- Jak milion dolców w sukience.
Zaśmiałam się cicho, porwałam kopertówkę z łóżka i razem z dziewczyną wyleciałam z domu. Sam już czekał. April podbiegła do drzwi pasażera, a ja jak zwykle usadowiłam się z tyłu. Powitał mnie szeroki uśmiech Sama i zadziorny uśmieszek Justina.
- Wyglądasz... Cie niesamowicie! - powiedział Justin oglądając mnie z wszystkich stron.
- Dzięki. - mruknęłam uśmiechając się lekko, choć czułam się odrobinę nieswojo. Justin to ekstra facet, serio, ale... Czasami... Wydaje się być troszke niepokojący. Dobra, mniejsza.
April i Sam zajęli się sobą, więc ja postanowiłam przerwać gapienie się Jusa na mój dekold, toteż skierowałam rozmowę na boczne tory.
- A Alex nie jedzie z nami?
- Nie, ona... Ma jakiś... Coś... Olimpiada chemiczna... Zadanie... Ehh.. - wydukał chłopak nadal kierując swój wzrok tam gdzie nie trzeba. Zakryłam się rękoma dając sobie spokój. I tak nic z niego nie wyciągnę. Dalej droga minęła spokojnie, zważywszy na to, że trwała bardzo krótko. Okazało się , że Styles mieszka z dwie przecznice ode mnie, czyli jakieś piętnaście minut jazdy.
Już z daleka przez szyby przedzierało się dudnienie muzyki. Kiedy się wysiadło, było jeszcze gorzej. Na podjeździe roiło się od samochodów, o ogrodzie i wnętrzu domu nie wspomnę. Z trudem udało nam się przedostać do środka. Od razu w nozdrza uderzył ciężki odór potu, alkoholu i narkotyków. Ludzie obijali się o siebie w dzikim tańcu o ile można to tak nazwać. Było po prostu... Dziko. Co jak co , ale Styles to umie imprezę urządzić. Chociaż... Moje imprezy były lepsze.
- Straszny tu tłok! - rzuciłam do Justina przekrzykując muzykę. Puki co cały czas za mną łaził. To było trochę denerwujace.
- Noo.. Najlepiej to trzymaj się mnie. Tak będzie dobrze dla... Wszystkich. - krzyknął, ale ja już uciekałam. Po pierwszych " trzymaj się mnie " jak nic postanowiłam dać dyla. Przecisnęłam się do kuchni. Miałam nadzieję rozluźnić się trochę na początku - jeden, może dwa kubeczki. Już miałam brać do ręki plastikowe coś z ciekawą zawartością w środku, kiedy czyjś NA PRAWDĘ WKURWIAJĄCY głos zatrzymał moją rękę w pół drogi.
- Rose, a cóż za miła niespodzianka! - krzyknął. Zacisnęłam usta uspokajając się w myślach.
- Styles. Wiem że cieszy cie mój widok, nie musisz tego jednak tak okazywać. - odparłam drwiącym głosem nie odwracając się.
- Twój widok zawsze mnie cieszy , kwiatuszku.
- A twój przyprawia mnie o mdłości, więc pozwolisz, że się oddale. - Coś za kulturalna dzisiaj jestem.
Porwałam swój kubeczek z wysepki i wyminęłam go zwinnie. W ostatniej chwili jednak zawartość mojego kubka, którego zdążyłam już bardzo polubić, wylądowała na podłodze. Styles klepnął mnie w tyłek.
Zareagowałam od razu. Chlasnęłam go z całej siły z liścia w twarz.
- TY PIERDOLONY SKURWIELU!
Żegnaj kulturalna Rose.

Harry Styles? No, thanks.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz