18

194 13 1
                                    

Nadal czekam...

- Ostrzegam cie. Wypuść mnie natychmiast. Mój... Mój chłopak będzie się niepokoić... I spuści ci wpierdol...
- Oboje dobrze wiemy, że nie masz chłopaka, słonko.
- Co nie zmienia faktu, że spuści ci wpierdol.

Opadłam bezwładnie na czarne otapicerowane siedzenia. Co mogłam zrobić? Próbowałam już wszystkiego. Krzyczałam, kopałam, próbowałam przejąć kierownicę, wyskoczyć przez okno, płakałam, groziłam i nic! Chłopak tylko się zaśmiewał patrząc na moje poczynania, ale widziałam w jego oczach, że coś go niepokoiło. No ale kurcze zostałam porwana! Co znowu zrobiłam nie tak?! ... Właśnie? Co zrobiłam..?
- Dlaczego mnie porwałeś? - zapytałam cicho.
Chyba zdziwiło go, że już nie próbuje się wydostać , bo spojrzał na mnie krótko w lusterku.
- Wiesz... Nie nazwał bym tego tak.
A jak, kurwa?!
- No widze, że wyprowadziłem cie z równowagi.
Co? Powiedziałam to na głos?
- Nadal mówisz. - zaśmiał się. - Nie porwałem cie. Raczej... Pożyczyłem.
- Co? - mruknęłam już całkiem skołowana.
- No... Nie zamierzam cie zamknąć w piwnicy i trzymać żądając okupu, jeśli to masz na myśli.
- No to czego ty chcesz?!
- Dowiesz się na miejscu, słonko. Wszystkiego się dowiesz.

Zamilkłam wpatrując sie w okno. Jechaliśmy już dobre pół godziny i na zewnątrz zaczęło się ściemniać. Latarnie rozświetlały mrok ulicy, dlatego mogłam zauważyć, że chłopak wywiózł mnie na obrzerza miasta. Z każdą minutą drogi ulice stawały się coraz bardziej obskurne. Ściany przedstawiały malownicze graffiti, wszędzie walały się śmieci, a ja na prawdę się bałam.
- Niall...
- Jesteśmy.
Chłopak zatrzymał samochód przed jednym z takich budynków. Od samego patrzenia czułam dziwny ścisk w żołądku, nie podobało mi się to.
- Wysiadaj księżniczko. - wysiadł, otworzył drzwi po mojej stronie i wyciągnął rękę. - Chyba, że wolisz zostać tu sama.
Przełknęłam głośno ślinę i ignorując Nialla, sama wygramoliłam się z samochodu. Od razu dmuchnął we mnie ostry wiatr. Opatuliłam się rękoma i podążyłam za chłopakiem.

W środku budynek prezentował się równie pięknie co na zewnątrz. Od ścian odchodziła farba, a całość tonęła w nikłym świetle jednej tylko żarówki. Przeszliśmy dwa piętra i zatrzymaliśmy się przed mieszkaniem nr. 7. Chłopak wyciągnął z kieszeni pęk kluczy i otworzył drzwi. Wszedł do środka, a ja podążyłam za nim.

Mieszkanie w stosunku do całości różniło się ogromnie : całe było nowocześnie wyposażone. Telewizor plazmowy, konsola, skórzana kanapa... Skórzana kanapa. Skórzana kanapa, na której ktoś siedział. Trzech ktosiów. Obrócili się w naszą stronę...

-TY?! - wrzasnęliśmy oboje.

Styles zmierzył mnie szybko wzrokiem i przeszedł na Nialla.

- Co ona tu robi?!

- Ty... Czemu... Co się dzieje do cholery?! - krzyknęłam i rzuciłam się na Nialla. Złapałam go za koszulkę i przysunęłam do siebie. - Czemu mnie tu przywiozłeś?! Co ON ma z tym wspólnego?! - wskazałam na Stylesa.

- Zamknąć się! -warknął Styles. - Louis, Liam weźcie ją do kuchni. My pogadamy w cztery oczy.

- Luzuj majtasy Harold. - powiedział Louis, jak się orientuje.

Podeszli do mnie obaj i odciągnęli od Nialla. Nie protestowałam. Byłam zbyt skołowana by małym palcem kiwnąć. Pod eskortą chłopaków weszłam do równie nowocześnie umeblowanej kuchni. Opadłam na krzesło i ukryłam twarz w dłoniach.

O co tu chodzi?

- Hej, maleńka jesteś głodna? - zagadnął Louis.
- Lou, jesteś idiotą. Ona jest pewnie przerażona a ty się pytasz, czy jest głodna!- oburzył się drugi.
- Chciałem być miły...
- Okay - powiedziałam. - Nie jestem głodna.

Nie będę oschła. Próbował być miły...

- Jestem Louis, a to jest Liam. - podszedł uśmiechając się lekko.

- Rose. Czy wy... To wy jesteście ta ekipa Stylesa? Ta co nabija się ze wszystkich tak jak on? - uniosłam brwi.

- Nie do końca.. Jeśli chodzi ci o szkołę, to my do niej nie chodzimy. Harry jest z nas najmłodszy i kończy liceum, a Zayan kibluje, dlatego siedzi z nim.

- Aha...

- Co ty pierdolisz Horan?!... Black?!... Ona nie... Kurwa. Idź po nią.. Trzeba to wyjaśnić... - krzyczał Styles.

Po chwili w drzwiach zjawił się Niall.

- Rose? Możesz na momencik...?

Wyszłam z nim do salonu, gdzie rozjuszony Styles łaził w te i wewte przeczesując co chwila włosy.

- Black. Max Black. Mówi ci to coś?

Harry Styles? No, thanks.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz