Krótkie info: ja rozumiem, że czytając możesz mieć do mnie jakieś tam wąty. Okay. I rozumiem, że komentując możesz mi wytknąć niektóre błędy. Okay. Tyle, że mój sposób pisania jest zarezerwowany wyłącznie dla mnie. Ja mam rozdziały napisane na zapas i nie zamierzam ich zmieniać. Jeśli ci się to nie podoba - nie musisz zaglądać. To tyle. Dziękuje za uwagę, życzę miłego dnia.
- ... No i wiesz, ten cały Josh po prostu wlepiał we mnie bezczelnie paczalska, jak gdyby... - gadaj sobie April, gadaj. Nie ważne, że cie nie słucham, ważne, że ty tego nie wiesz.
Na moje szczęście i szczęście Stylesa, wieść o naszym małym spotkanku przed lekcjami , nie rozniosła się po szkole. Jego kumple nie zrobili tego dla zasady. Wiadomo - jak okażę się że zadajesz się z ciotą , którą już dwa razy pobiła dziewczyna, automatycznie takową ciotą się stajesz. Jego kumple siedzieli , więc cicho, natomiast tamten chłopak - Ben, jak się później okazało - nie zrobił tego, bo najwyraźniej po prostu się bał. Nie winie, nie oskarżam. Dla mnie to lepiej. Jakby wyszło, że znowu biłam się z chłopakiem, moja reputacja byłaby... Conajmniej dziwna. Kto chciałby umawiać się z dziewczyną , która w każdej chwili może odesłać cie w stanie ciężkim na OIOM? Też tak myślę.
No więc udając, że nic nie zaszło, szłam z April na fizę. Po drodze ona jak zwykle rozpaplała się na całego. Tak już ma, potrafi gadać godzinami i nigdy nie skończy jej się temat do rozmowy. To wkurzające, ale całkiem fajne.
- ... I co myślisz? - wyjechała April. No i świetnie, wyjdzie, że jej nie słuchałam.
- Yyy...yyy... Tak. - odparowałam w przypływie paniki.
April uśmiechnęła się od ucha do ucha.
- Świetnie! W takim razie w piątek, impreza, u mnie. Załóż coś ładnego.
Przepraszam, co mnie ominęło?***
Do klasy wparowała pani Cuthbert. Ught.
- No moi drodzy, szykuje nam się projekcik! - zaskrzeczała. Matko. Nie patrz na brodawke, nie patrz na brodawkę, NIE PATRZ NA BRODAWKĘ! - ... I macie na to dwa tygodnie. Od tego zależy wasza końcoworoczna ocena. Pytania? Nie ma pytań. - dodała ignorując tak z pięć uniesionych rąk.
A to wredne babsko! W rogu zeszytu zaczęłam rysować zołzę, ku towarzyszącym co chwilę chichotom April. - I tak... Robinson z Jons. Goldberg z Paterson. Pan Styles będzie w parze z...
- oczywiście pinda , jak nikomu innemu, Stylesowi pozwoli dobrać sobie partnera. Niesprawiedliwość rządzi tym krajem... Właśnie dorysowywałam pani Cuthbert, a raczej jej karykaturze długi krzywy ząb, kiedy padły te słowa :
- Chciałbym być w parze z Rose, pani profesor...
Długopis wypadł mi z rąk i potoczył się po zeszycie. Spojrzałam zaszokowana w stronę chłopaka. To niemożliwe. To po prostu...
- CO?! - wrzasnęłam na całą klasę. Kilka osób zachichotało. Profesorka popatrzył na mnie i uśmiechnęła się złośliwie.
- Tak, panno Hathaway?
- Pani... Nie może... - wyjąkałam.
- Niby dlaczego? Styles i Hathaway : robicie projekt razem.
- Ale...
- Nie ma żadnego ale. Powiedziałam. Prosze nie dyskutować, bo wyślę panią do dyrektora.
- Na jakiej podstawie?! - wydusiłam.
- Nie wykonywanie poleceń nauczyciela.
- Ty stara, pomarszczona... - zaczęłam, ale April kopnęła mnie w kostkę, uniemożliwiając dalszą pyskówkę.
- Słucham? - wycedziła Cuthbert.
- Nie, nic. - mruknęłam.
" Zabije tego dupka. "