Dzwoń.
Rozkazuje ci dzwonić!
W tej chwili...
Albo poznasz mnie od złej strony...
A tego, mój drogi nie chcesz.
Dzwoooooń!!!!
Dryyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyń!
- Niebiosom chwała! - mruknęłam i pędem rzuciłam się w stronę wyjścia. Po drodze niemalże staranowałam kilkoro uczniów, ale to nie ważne, bo w praktycznie ostatnim momencie udało mi się złapać go za rękę. Odwrócił się ukazując swoje boskie oblicze ( czujesz ten sarkazm, prawda? ) i mierząc spojrzeniem. Uśmiechnął się cwaniacko.
- Roooose. - powiedział.
- Styles. Ty. Wredna. Mała. Łajzo. Co ty sobie wyobrażasz?!
- Nie rozumiem o co ci chodzi. - odparł jak gdyby nigdy nic. Nieeeno, ten człowiek doprowadza mnie do szału.
- Nie rozumiesz o co mi chodzi?! - warknęłam z ironią. - O ten cholerny projekt mi chodzi!
- No, ale... W czym rzecz? - uniusł brwi i oparł się o ścianę po prawej.
Arrrrrrrrrrghtw!
- Jaki ty jesteś beznadziejny! Dobrze wiem, że nie chcesz robić tego projektu ze mną. Ba! Cierpiałbyś katusze, gdyby ci ktoś kazał! Więc idź teraz i odkręć to, bo nie bawią mnie takie żarty. - syknęłam.
- A kto powiedział, że nie chce robić tego z tobą?
- I w ogó... Czekaj. Co?! - czy ja usłyszałam to , co myślę, że usłyszałam?
- No.. Kto powiedział, że nie chce robić projektu z tobą?
- Nie żartuj. Nie znosisz mnie. Prawie równie bardzo jak ja ciebie. Nie wmówisz mi, że chcesz go robić ze mną.
- Nigdy nie powiedziałem, że cie nie znoszę. - Wzruszył ramionami.
- Ale...
- Nie ma ale, Rose. - chłopak zrobił krok do przodu zmniejszając przy tym dzielącą nas odległość. Normalnie odsunęłabym się dwa kroki do tyłu, ale byłam zbyt zszokowana, by nawet małym palcem ruszyć.- Och, daj spokój. Przecież widzę, że ci się podobam. - wymruczał mi do ucha. Rozdziawiłam szeroko oczy, nie zdolna cokolwiek z siebie wydusić. On tylko zaśmiał się krótko, i już go nie było.
Matko... Co się przed chwilą na kompot mojej babci, stało?!
***
Na stołówce jak zwykle przysiadłam się do April, Sama, Alex i Justina. Dzisiejszego dnia Styles wystarczająco wytrącił mnie z równowagi. Miałam ochotę przegryźć ścianę z wściekłości. Jak mogłam w ogóle wdać się z nim w tak beznadziejną dyskusję? I jak na Boga, dałam mu możliwość całkowitego zagięcia mnie? Zazwyczaj w ciągu sekundy miałam w głowie ułożone tak na oko ze sto ciętych ripost na każdego. A tu co?! Tak po prostu dałam mu się zrobić! Ale nie. Postanowiłam zrobić coś zupełnie innego niż zazwyczaj. Postanowiłam udawać, że zupełnie nic się dzisiaj nie wydarzyło i zachowywać się naturalnie. Działało. Do pewnego czasu.
- Hej, Justin. - odezwałam się. - Co tam wkuwasz?
Chłopak od dłuższego czasu siedział z nosem w książce, co jak na footballistę i jednego z największych ciach w szkole, było dość rzadko spotykanym zjawiskiem.
- Chemię. - jęknął naburmuszony. - Kompletnie nie ogarniam! Atomy, pierwiastki, duperele po cholerę! Jak nie zdam tego testu za miesiąc, obleją mnie! - krzyknął rozhisteryzowanym głosem i walnął głową o stolik.
- Spokojnie, to nie takie trudne, przecież. - zaśmiałam się klepiąc go po głowie.
- Gupoty pieprzysz. Nikt nigdy chemii nie ogarnął.- wymruczał do stolika.
- Ja ogarnęłam. W zeszłym roku miałam na koniec pięć. - wyszczerzyłam się.
Justin poderwał głowę do góry i spojrzał na mnie z nadzieją.
- Powaga?
- Całkowita.
-Roooose, kobieto ja cie błagam! Dasz mi korki?
- Jasne. Nie ma problemu. - uśmiechnęłam sie lekko.
- Jest malutki problem. - rozległ się głos tuż za nami. Nie musiałam się odwracać; dobrze wiedziałam kto to.
- Styles. - warknął Sam. - Czego chcesz?
- A czy ją mówiłem do ciebie, White? - syknął Styles. - Zamknij morde, rozmawiam. No więc co ja to... A tak. Wybacz Henderson, ale nie zamoczysz. Rose jest aktualnie zajęta. Przez całe najbliższe dwa tygodnie. A kto wie... Może i więcej? Prawda, Rosie?
- Ty szujo. - warknęłam.
Styles tylko perfidnie puścił mi oczko i odszedł. Cała się zagotowałam. Cały plan o wydawaniu, że nic się nie stało, wziął w łeb!
- O co mu chodziło? - zapytał Justin marszcząc brwi.
- O nic. - ucięłam.
" Szykuje się Styles. Odpłace ci się. I to słono. "
