15

5.4K 438 6
                                    

Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Pomimo częstych spotkań i prób przekonania Jay'a, chłopak pozostawał nieugięty. Traktował biologicznych rodziców jak obcych ludzi i nie chciał słyszeć o zamieszkaniu razem z nimi. Dla wszystkich ten okres był bardzo trudny i burzliwy. Częściej bywałem w domu Megan niż swoim, bo ze względu na panującą tam atmosferę, nie byłem w stanie spędzić z rodzicami więcej, niż kilka godzin.

Minęło parę miesięcy. Jay utrzymywał kontakt z biologicznymi odzicami, jednak nadal nie uważał się za ich syna. Pogodził się już z faktem, że chłopak nigdy nie będzie mi tak bliski, jak powinien. No cóż, 13 lat zrobiło swoje...

POV: Megan

-Megan, musimy porozmawiać. Dzwoniła ciocia Susan, ta z Tennessee, abyś przyjechała do nich na kilka tygodni. Pomyślałam, że taki wyjazd z dala od Denver i problemów dobrze Ci zrobi... - mama uśmiechnęła się pokrzepiająco, po czym wstała od stołu i zalała herbatę.

-Pomysł sam w sobie jest świetny, ale... Co z Alanem? Może jechać ze mną? - zapytałam z nadzieją w głosie. Nie wyobrażałam sobie miesiąca bez codziennego kontaktu z nim. W ostatnim czasie w pewnym sensie się od niego uzależniłam, a wyjazd daleko stąd byłby dla mnie jak odwyk.

-Właśnie o tym chciałam z Tobą porozmawiać. Widzisz, Megan... Uważam, że ten chłopak nie jest odpowiedni dla Ciebie... Wiem, że jesteś z nim szczęśliwa, ale chyba nie do końca do siebie pasujecie. A taki odpoczynek od siebie dobrze Wam zrobi, naprawdę.

-Żartujesz, prawda? Przez pół roku nie miałaś nic przeciwko i nagle stwierdzasz, że Alan nie jest dla mnie odpowiedni? Świetna z Ciebie matka, nie ma co. - powiedziałam i wyszłam z domu.

Nie miałam pojęcia dokąd ani po co się kieruję. Wiedziałam natomiast jedno: jeśli zaraz się nie uspokoję, będzie źle, a ucierpią na tym albo moje ręce, albo płuca. Po krótkim namyśle stwierdziłam, że płuc Alan mi nie sprawdzi i wyciągnęłam paczkę Marlboro z kieszeni jeansów. Ostatnie 3 sztuki. Cholera, kiedy to wszystko poszło z dymem?

Gdy poczułam charakterystyczny smak i zapach, który tak dobrze poznałam przez ostatnie 2 miesiące, zaczęłam się uspokajać. Może wakacje w Tennessee nie są najgorszym pomysłem? Z Alanem mogę rozmawiać za pomocą Skype i mnóstwa innych rzeczy. To tylko kilka tygodni, dam radę. A przynajmniej mam taką nadzieję...

Zaciągnęłam się przyjemnym dymem po raz ostatni i stwierdziłam, że wypadałoby wrócić do domu. Nie zamierzałam rozmawiać z mamą. Potrzebowałam świętego spokoju, dlatego też od razu skierowałam się na strych. Odpaliłam komputer i włączyłam Tumblr'a. Scrollowałam przez chwilę stronę główną, kiedy nagle rozległ się dźwięk mojego telefonu. Spojrzalam na wyświetlacz. Dzwonił Alan. Pewnie się martwił, bo od rana nie dałam znaku życia. Podniosłam telefon i przesunęłam palcem w celu odebrania połączenia.

-Co tam? - odprałam na powitanie.

-Jesteś w domu? - zapytał.

-Jestem. Coś się stało...?

Zamiast odpowiedzi usłyszałam sygnał zakończonej rozmowy.

Kod kreskowy || ZAKOŃCZONE✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz