19

4.4K 392 18
                                    

Lekarz potwierdził przypuszczenia wujka - kostka była skręcona. Czekało mnie wiec kilka kolejnych dni, spędzonych w domu. Cudownie.

Gdy tak leżałam i rozmyślałam, do pokoju weszła ciocia Mary ze śniadaniem. W pomieszczeniu momentalnie rozniósł się zapach jajecznicy i świeżo zaparzonej kawy.
-Jak się czujesz, Maggie? - zapytała z troską.
-Trochę lepiej. Nie sądziłam, że brak możliwości chodzenia będzie mi tak doskwierał. - odparłam i uniosłam się na poduszce.
-To tylko kilka dni. - powiedziała pocieszająco ciocia i wyszła.

Pokuśtykałam do swojej torby i wyciągnęłam niedoczytaną książkę. Usadowiłam się wygodnie na łóżku i zaczęłam czytać, co jakiś czas popijając kawę.

Niecałą godzinę później usłyszałam puknie do drzwi.
-Proszę. - odparłam i wróciłam do czytania. Kątem oka dostrzegłam Mike'a wślizgującego się do pokoju.
-Jak kostka? - zapytał i usiadł na krześle.
-Lepiej, niż wczoraj. Ale jestem uziemiona do końca tygodnia. - westchnęłam i odłożyłam książkę na stolik nocny.
-Hm... Nie chciałabyś się gdzieś przejść? - zaproponował. Spojrzałam na niego jak na idiotę.
-Bardzo śmieszne, Mike. - odparłam z przekąsem.
-Serio. Mogę załatwić Ci kulę. Widziałem ostatnio jakieś w składziku pana Mason'a.
Pokręciłam przecząco głową.
-To chyba nie jest dobry pomysł. Miałam jej nie nadwerężać przez pierwsze dwa dni.
-No nie daj się prosić. Pomogę Ci. Jeśli tylko zacznie Cię boleć, wrócimy do domu, okey?

Zastanowiłam się przez chwilę. W sumie lepsze to, niż bezczynne siedzenie przez kolejne kilka dni.
-Eh... Ale jeśli coś mi się stanie, będzie na Ciebie. - powiedziałam i z pomocą chłopaka zeszłam na dół.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Pogoda była cudowna. Wiał delikatny wiatr, słońce przyjemnie grzało... Do pełni szczęścia brakowało mi tylko sprawnej nogi.

-Co z tym koniem, który wczoraj Wam uciekł? Złapaliście go? - zapytałam, kiedy znaleźliśmy się w stajni. Obserwowałam go podczas karmienia zwierząt. Bez względu na to, czy było ono stare, czy też młode, za każdym razem robił to z ogromnym oddaniem. Widać było, że bardzo się do nich przywiązał.

-Jeszcze nie. Pytaliśmy okolicznych farmerów, ale nikt go nie widział w promieniu kilkunastu kilometrów. - odpowiedział smutno Mike.
-Przykro mi... Od jak dawna tu był? - zapytałam z ciekawością.
-Jest dzikim koniem. Złapaliśmy go kilka dni temu i chcieliśmy oswoić, a następnie wytrenować. Zresztą, tak jak z każdym koniem tutaj. Jednak nie pozwalał się nikomu do siebie zbliżyć i gdy tylko nadarzyła się okazją, uciekł.
-Jeździcie z nimi na jakieś zawody?
-Nie. Trenujemy je, ponieważ potencjalni kupcy chętniej nabywają wyszkolone konie. Za takiego, jak nasz uciekinier, moglibyśmy zgarnąć sporo kasy...- westchnął.

Mieliśmy iść dalej, kiedy usłyszeliśmy głos ciotki wołającej nas na obiad.

Kod kreskowy || ZAKOŃCZONE✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz