20

4.4K 380 15
                                    

POV: Alan
Od tygodnia nie miałem żadnych wieści na temat tego, co dzieje się z Megan. Niepokoiło mnie to, ponieważ obiecywała, że codziennie będziemy rozmawiać. W dodatku nie zdążyłem jej poinformować o ucieczce Jay'a z Tennessee. Cholera, tak wiele rzeczy się spaprało. Próbowałem nakłonić matkę Megan, aby podała mi telefon do rodziny, u której przebywała dziewczyna. Nie darzyła mnie jednak sympatią na tyle, aby mi go ujawnić.

Od kilku dni mam nie najlepszy nastrój. Wszystko leci mi z rąk, coraz częściej kłócę się z rodzicami, dla których powinienem być wsparciem w tym ciężkim okresie... I pomyśleć, że to wszystko za sprawą jednej osoby.

Zaśmiałem się cicho. Megan. Gdy tylko wspomniałem jej imię, przed oczami stanął obraz kruchej dziewczyny. Kruchej z wyglądu, bo sama nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo jest silna. Całą tą bezsilność po prostu sobie wmówiła, bo nikt wcześniej nie rozmawiał z nią tak, jak ja - szczerze, bez osądzania, za to ze zrozumieniem. 

Zrobiło mi się smutno. A co, jeśli właśnie teraz myśli o tym samym? Płacze? Może chce się ze mną podzielić szczęściem? Nawet jeśli, to nie mam możliwości się z nią skontaktować, przynajmniej dopóki sama nie zadzwoni. 

Brak kontaktu z Megan zaczynał mi działać na nerwy. Nie tak wyobrażałem sobie jej wyjazd. A jeśli gdzieś ją wywieźli? Przez ostatnią sytuację podejrzewałem jej matkę o wszystko i nie zdziwiłbym się, gdyby faktycznie tak było.

Dochodziła 1 w nocy. Od kilku godzin przewracałem się z boku na bok. dręczyły mnie wyrzuty sumienia. Powinienem coś zrobić. Gdyby okazało się, że Megan potrzebowała mojej pomocy, a ja w tym czasie wylegiwałem się w łóżku, chyba nie wytrzymałbym z samym sobą. 

Nie.

Muszę skończyć z takim myśleniem.

Wszystko jest z nią w porządku. Nie odzywa się, bo... bo...

No właśnie.

Nagle usłyszałem telefon. Spojrzałem na wyświetlacz i przysięgam, że moje serce na chwilę się zatrzymało.

POV: Megan

Byłam tu już 9 dni. Dokładnie to wiedziałam, ponieważ odliczałam czas do powrotu do Denver. Do Alana.

Spojrzałam na zegarek. Wpół do drugiej. To kolejna noc, kiedy nie mogę spać. Tak bardzo chciałabym się dowiedzieć, co u Alana, poczuć jego bliskość i wsparcie.

Nawet nie zauważyłam, kiedy z moich oczu zaczęły lecieć łzy. Wytarłam je szybko w rękaw i wstałam. Nie mogłam dłużej leżeć i się nad sobą użalać. Podeszłam do torby i wyciągnęłam bluzę. Pomimo tego, że w Nashville o tej porze roku noce były ciepłe, to wolałam ją potem trzymać w ręku niż dygotać z zimna. Zabrałam również paczkę Marlboro, telefon i zapalniczkę, a następnie po cichu wyszłam przez okno. Całe szczęście, że moja kostka była już w stanie używalności. Nie wytrzymałabym chyba kolejnego dnia spędzonego w czterech ścianach.

Ruszyłam w kierunku wzgórza, na którym poznałam Mike'a. Włączyłam latarkę w telefonie, zapaliłam papierosa i zaczęłam iść przez las. 

Kilkanaście minut później byłam na miejscu. Nashville o tej godzinie wyglądało magicznie. Usiadłam na zboczu wzgórza i w ciszy podziwiałam panoramę miasta.

Nagle przypomniałam sobie o telefonie. Wyjęłam go z kieszeni bluzy i odblokowałam ekran. Pierwszą osobą, która przyszła mi na myśl po zobaczeniu 2 kresek zasięgu był Alan. Natychmiast wybrałam jego numer i z bijącym sercem czekałam, aż odbierze. Dopiero po chwili zorientowałam się, że u niego też jest przecież środek nocy i rozłączyłam się.

Nagle moje serce podskoczyło do gardła. Poczułam wibrację i spojrzałam na telefon.

To był Alan. 


Kod kreskowy || ZAKOŃCZONE✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz