-Megan, chodź! Wszystko Ci zaraz ostygnie! - zawołała ciocia Mary. Zerknęłam po raz ostatni na zdjęcie i zeszłam na dół. Usiadłam obok wujka i zaczęłam jeść przygotowany posiłek.
W głowie kłębiło mi się mnóstwo myśli. Jakim cudem? To przecież ponad 1000 mil! Musiałam pogadać o tym z Alanem. Jak najszybciej.
Kilkanaście minut później zakomunikowałam cioci, że idę na spacer po okolicy i wyszłam. Ruszyłam w kierunku niewielkiego lasku, za którym (jeśli dobrze pamiętam) znajdowało się wzgórze. Miałam nadzieję, że złapię tam zasięg i będę mogła zadzwonić do Alana.
Szłam już dobre 10 minut, a końca lasku nie było widać. Już myślałam, że pomyliłam drogę, kiedy nagle moim oczom ukazała się rozległa panorama Tennessee. Nie mogłam uwierzyć, że w ciągu kilkunastu lat tak bardzo się zmieniła.
Nagle usłyszałam krzyk.
-Uważaj!
Odwróciłam się w stronę źródła dźwięku i zauważyłam konia pędzącego wprost na mnie. W ostatniej chwili odskoczyłam w bok. Upadłam na chropowate zbocze wzgórza i sturlałam się po nim kilkanaście metrów. Spróbowałam wstać, ale ból w kostce mi to uniemożliwił. Chwilę później zobaczyłam chłopaka mniej-więcej w moim wieku, schodzącego ostrożnie do miejsca, gdzie upadłam.
-Nic Ci nie jest? - zapytał i pomógł mi wstać. -O rany, kulejesz... - zauważył, kiedy próbowałam wejść na górę.
Gdyby nie szybka reakcja nieznajomego, upadłabym ponownie. Podziękowałam cicho i zaczęłam zastanawiać się, co mam teraz zrobić. Dom wujka oddalony był od wzgórza jakieś pół mili, a zadzwonić zbytnio nie miałam jak...
Wspierana przez chłopaka, wdrapałam się na górę. Kostka coraz bardziej mnie bolała, a opuchlizna zmieniła barwę z zaczerwienionej na fioletową. Mam nadzieję, że jest tylko skręcona...
-Jak masz na imię? - zapytał nieznajomy.
-Megan. - odparłam.
-Mike, miło poznać. - powiedział i obdarzył mnie przyjaznym uśmiechem, po czym zajął się oglądaniem mojej kostki. -Hmm... Lekarzem nie jestem, ale nie wygląda to dobrze. - odparł kilka minut później.
-Dzięki, pocieszyłeś mnie, Mike. - rzuciłam z sarkazmem.
-Nie bądź niemiła, chcę Ci pomóc. - powiedział i wziął mnie na ręce.
-Zwariowałeś? Nie doniesiesz mnie do domu wujka!
-Megan, uwierz mi. Pracując przy koniach, dźwigałem większe ciężary. Tak więc siedź cicho i nie utrudniaj mi zadania.
-Okey, okey.
Nie odzywałam się do momentu, w którym ujrzałam dom Mason'ów.
-O Boże, Megan! Co Ci się stało?! - ciocia wybiegła z domu i zaczęła oglądać mnie z każdej strony. Po chwili dołączył do nas wujek.
-Nic jej nie będzie, to tylko skręcenie. - powiedział obojętnie i ruszył w kierunku stajni. - Ah, Mike! - odwrócił się nagle. - Co z tym mustangiem? Złapałeś go?
-Nie, pognał w stronę farmy Williams'ów. Jutro spróbuję go złapać.
-Chwila... To wy się znacie? - zapytałam zdezorientowana.
-Mike jest naszym stajennym - odparła ciocia. - Chodź, muszę obłożyć Ci tę nieszczęsną kostkę lodem. - powiedziała i pomogła mi dojść do domu.
***************
Czy jest tu osoba, która mogłaby wykonać okładkę do tego opowiadania? :))
CZYTASZ
Kod kreskowy || ZAKOŃCZONE✔
Teen FictionSamookaleczanie to bagno, z którego się nie wychodzi. Dobrze wie o tym 16-letni Alan, dlatego postanawia pomóc Megan - intrygującej sąsiadce z ławki. Żeby jeszcze cięcie się było ich jedynym zmartwieniem... Kiedy myślą, że wyszli na prostą, na ich...