♠ SILNIEJSZY NIŻ OGIEŃ ♠

743 46 9
                                    


Nie docierało do mnie nic, gdzieś tam w tle Aria coś do mnie krzyczała, a Enzo potrząsał moimi ramionami, ale ja tego nie czułam. W tym momencie znajdowałam się w jakiejś bańce wpatrując się w płonący bolid Charlesa. Świadomość, że szanse na przeżycie tak groźnego wypadku były wręcz zerowe wywoływała u mnie jeszcze większy szloch.

- Ja jebie, wpierdolił się w tą barierkę chyba z dwieście na liczniku.- Przeklinał gdzieś w tle Edgar, ja zaś byłam zamknięta w ramionach Ramosa, który przyciskał mnie do siebie zasłaniając widok na piekło rozgrywające się na torze. 

Chciałam w tym momencie przytulić się do mojego Charlesa, chciałam, żeby zabrał mnie z tego koszmaru. Nie to nie działo się naprawdę. To tylko sen zaraz się obudzę. Jak to możliwe, że rano mnie całował i przytulał a teraz mógł stracić życie? Czemu to wszystko musiało spotykać akurat nas.

- Dlaczego pozwoliliście mu jechać!- Wykrzyczałam w stronę przyjaciół uderzając klatkę piersiową Enzo, który mnie obejmował.- Mówił, że ma złe przeczucia do tego wyścigu! On nie może umrzeć!- Ryczałam jak małe dziecko, ale nikt mi nie odpowiedział, a jedynie spuścili głowy. 

Wiedzieli, że miałam rację Charles od początku miał wątpliwości i otwarcie o tym wspominał, a my pozwoliliśmy mu jechać. Moja ostatnia deska ratunku właśnie tonęła, a ja nie potrafiłam nic z tym zrobić. Kolejne sekundy były okropne, a kiedy już wszyscy stracili nadzieję spodziewając się lada moment usłyszeć tragiczny komunikat, spojrzałam w stronę pożaru i myślałam, że coś mi się zdaje, albowiem zauważyłam dłoń. Przetarłam załzawione oczy, a następnie jeszcze raz spojrzałam na pozostałości bolidu i rzeczywiście w płomieniach było widać ruszającą się dłoń, kiedy mężczyźni gaszący pojazd to zauważyli niemal od razu pomogli chłopakowi wydostać się z płomieni.

- On... on żyje!- Wykrzyknęłam odrywając się od Enzo. 

Podeszłam bliżej barierek. To był cud. Pieprzony cud. Nie potrafiłam opisać emocji, jakie wtedy czułam. Żył i tylko to się liczyło. Chwilę później podbiegli do niego ratownicy medyczni i ściągnęli mu kask, aby zapewnić dostęp do powietrza, a potem na noszach przeniesiono go do karetki, która na sygnale wyjechała z toru.

- To pierdolony cud.- Skomentował zszokowany Berlin.

Nie zastanawiając się ani chwili dłużej zaczęłam biec ile siły w nogach do wyjścia. Musiałam przy nim być, gdziekolwiek go nie przewozili. Chciałam mieć pewność, że wszystko z nim w porządku i jest bezpieczny. Słyszałam zaraz za sobą krzyki dziewczyn.

- Zoe poczekaj.- Ares, który okazał się najszybszy i chwycił moją rękę zatrzymując mnie. - Uspokój się.

- Ja muszę do niego jechać.- Roztrzęsiona chciałam biec dalej, ale oni mi nie pozwolili.

- Zaraz do niego pojedziemy, Edgar z Berlinem poszli się dowiedzieć gdzie go przewożą.- Suzie ułożyła dłonie na moich ramionach. - Już jest dobrze, wyjdzie z tego.- Próbowała mi tłumaczyć przytulając mnie. 

Ja też miałam taką nadzieję, ale jedyne czego w tym momencie pragnęłam to znaleźć się obok niego. Kiedy zobaczyłam chłopaków niemal wpadłam na Berlina, oczekując od niego jakiejś informacji.

- Wiozą go do głównego szpitala w centrum, nikt nie wie, w jakim jest stanie, ale prawdopodobnie przeżyje.- Na słowa Berlina wszyscy odetchnęli z ulgą, ale ja nadal się o niego bałam. Nie ufałam ludziom i wiedziałam, że stres zejdzie ze mnie dopiero wtedy gdy będę przy nim mając stuprocentową pewność, że nic mu nie grozi.

Nie zwlekając ani chwili dłużej drżącą dłonią wyjęłam z kieszeni kluczyki i ruszyłam w stronę mustanga zaparkowanego nieopodal.

- Nie będziesz kierować. Jesteś roztrzęsiona.- Starszy Lacroix chwycił drzwi samochodu uniemożliwiając mi wejście do środka.

Memento MoriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz