Nie docierało do mnie nic, gdzieś tam w tle Aria coś do mnie krzyczała, a Enzo potrząsał moimi ramionami, ale ja tego nie czułam. W tym momencie znajdowałam się w jakiejś bańce wpatrując się w płonący bolid Charlesa. Świadomość, że szanse na przeżycie tak groźnego wypadku były wręcz zerowe wywoływała u mnie jeszcze większy szloch.
- Ja jebie, wpierdolił się w tą barierkę chyba z dwieście na liczniku.- Przeklinał gdzieś w tle Edgar, ja zaś byłam zamknięta w ramionach Ramosa, który przyciskał mnie do siebie zasłaniając widok na piekło rozgrywające się na torze.
Chciałam w tym momencie przytulić się do mojego Charlesa, chciałam, żeby zabrał mnie z tego koszmaru. Nie to nie działo się naprawdę. To tylko sen zaraz się obudzę. Jak to możliwe, że rano mnie całował i przytulał a teraz mógł stracić życie? Czemu to wszystko musiało spotykać akurat nas.
- Dlaczego pozwoliliście mu jechać!- Wykrzyczałam w stronę przyjaciół uderzając klatkę piersiową Enzo, który mnie obejmował.- Mówił, że ma złe przeczucia do tego wyścigu! On nie może umrzeć!- Ryczałam jak małe dziecko, ale nikt mi nie odpowiedział, a jedynie spuścili głowy.
Wiedzieli, że miałam rację Charles od początku miał wątpliwości i otwarcie o tym wspominał, a my pozwoliliśmy mu jechać. Moja ostatnia deska ratunku właśnie tonęła, a ja nie potrafiłam nic z tym zrobić. Kolejne sekundy były okropne, a kiedy już wszyscy stracili nadzieję spodziewając się lada moment usłyszeć tragiczny komunikat, spojrzałam w stronę pożaru i myślałam, że coś mi się zdaje, albowiem zauważyłam dłoń. Przetarłam załzawione oczy, a następnie jeszcze raz spojrzałam na pozostałości bolidu i rzeczywiście w płomieniach było widać ruszającą się dłoń, kiedy mężczyźni gaszący pojazd to zauważyli niemal od razu pomogli chłopakowi wydostać się z płomieni.
- On... on żyje!- Wykrzyknęłam odrywając się od Enzo.
Podeszłam bliżej barierek. To był cud. Pieprzony cud. Nie potrafiłam opisać emocji, jakie wtedy czułam. Żył i tylko to się liczyło. Chwilę później podbiegli do niego ratownicy medyczni i ściągnęli mu kask, aby zapewnić dostęp do powietrza, a potem na noszach przeniesiono go do karetki, która na sygnale wyjechała z toru.
- To pierdolony cud.- Skomentował zszokowany Berlin.
Nie zastanawiając się ani chwili dłużej zaczęłam biec ile siły w nogach do wyjścia. Musiałam przy nim być, gdziekolwiek go nie przewozili. Chciałam mieć pewność, że wszystko z nim w porządku i jest bezpieczny. Słyszałam zaraz za sobą krzyki dziewczyn.
- Zoe poczekaj.- Ares, który okazał się najszybszy i chwycił moją rękę zatrzymując mnie. - Uspokój się.
- Ja muszę do niego jechać.- Roztrzęsiona chciałam biec dalej, ale oni mi nie pozwolili.
- Zaraz do niego pojedziemy, Edgar z Berlinem poszli się dowiedzieć gdzie go przewożą.- Suzie ułożyła dłonie na moich ramionach. - Już jest dobrze, wyjdzie z tego.- Próbowała mi tłumaczyć przytulając mnie.
Ja też miałam taką nadzieję, ale jedyne czego w tym momencie pragnęłam to znaleźć się obok niego. Kiedy zobaczyłam chłopaków niemal wpadłam na Berlina, oczekując od niego jakiejś informacji.
- Wiozą go do głównego szpitala w centrum, nikt nie wie, w jakim jest stanie, ale prawdopodobnie przeżyje.- Na słowa Berlina wszyscy odetchnęli z ulgą, ale ja nadal się o niego bałam. Nie ufałam ludziom i wiedziałam, że stres zejdzie ze mnie dopiero wtedy gdy będę przy nim mając stuprocentową pewność, że nic mu nie grozi.
Nie zwlekając ani chwili dłużej drżącą dłonią wyjęłam z kieszeni kluczyki i ruszyłam w stronę mustanga zaparkowanego nieopodal.
- Nie będziesz kierować. Jesteś roztrzęsiona.- Starszy Lacroix chwycił drzwi samochodu uniemożliwiając mi wejście do środka.
CZYTASZ
Memento Mori
RomanceŻycie osiemnastoletniej Zoe Miller nigdy nie było idealne. Kiedy dziewczyna myślała, że po burzy nareszcie wyszło słońce okazało się, że był to dopiero początek prawdziwego huraganu, który miał nastąpić w jej życiu. Znajdując w swoim domu tajemnicz...