♥ KOLACJA ♥

1.1K 46 3
                                    


Będąc na kacu świeżo po tym całym cyrku, który miał miejsce w barze nie do końca byłam świadoma co tak właściwie do tego doprowadziło i dopiero gdy w czwartek naprawiałam w warsztacie samochód dotarło do mnie w jak bardzo chujowej sytuacji aktualnie się znajduję i szczerze mówiąc już chyba wolałam żyć w błogiej nieświadomości. Nadal nie wiedziałam, co mam zrobić z tym pierdolonym filmikiem, który miał Oliver i podczas którego oglądania chciało mi się ryczeć z bezsilności i obrzydzenia. Poza tym robił coraz bardziej pojebane rzeczy i zaczynałam się bać za każdym razem gdy wychodziłam z domu. To, że dogadał się z Sophie nie świadczyło o niczym dobrym i jak na szpilkach czekałam na ich kolejny atak. Właśnie zbierałam się do wyjścia z Charlesem na naszą nocną schadzkę i planowałam go poprosić, aby dziś pokazał mi więcej sposobów samoobrony i ataku, pod pretekstem zainteresowania, jakie wzbudziłam wygraną w „Jedź albo zgiń" co poniekąd było prawdą, lecz to chyba było w tym momencie moje najmniejsze zmartwienie. Zabrałam jedynie potrzebne rzeczy i tradycyjnie przemknęłam niezauważona w miejsce, gdzie czekał na mnie Charles. Dziś całe szczęście nie kombinował z jazdą motorem i czekał na mnie w swoim mustangu dosyć blisko mojego domu. Nie musiał stawać aż tutaj, lecz na szczęście nie było go widać, bo zaparkował za drzewem, ale i tak myślałam, że będzie czekał na przystanku jak zazwyczaj.

Wsiadłam na miejsce pasażera i od razu natknęłam się na spojrzenie ciemnobrązowych oczu wybijających się na tle czerni okrywającej jego ciało. Mimo mroku dostrzegłam na jego wargach ten chytry uśmieszek będący zapowiedzią mojej nerwicy.

- Jak tam wredny naleśniku, przyszłaś mnie dopaść za wczoraj? - Zakpił wyjmując ze schowka w podłokietniku moje klucze.

- Weź mnie nawet nie wkurwiaj dzisiaj.- Syknęłam.

- Oho ktoś tu nie ma humoru. Obraziłaś się za naleśnika bestial?- Bardziej stwierdził niż zapytał bawiąc się moimi kluczami.

- Nie, jak ja ci dzisiaj nic nie zrobię to będzie cud.- Zjechałam go wzrokiem gdy ruszał.

- Dobra już, bo mnie zaraz zabijesz tym spojrzeniem. Masz te klucze.

Na chwilę uniósł dłonie w obronnym geście, po czym rzucił w moją stronę klucze do mojego domu.

- Dlaczego ty je tak właściwie masz?- Zapytałam próbując sobie przypomnieć moment, w którym mu je daławałam, lecz w mojej głowie panowała jedna wielka pustka.

- Byłaś tak pijana i naćpana, że musieliśmy cię zabierać z tego baru siłą i zanosiłem cię do łóżka, a żeby nikt ci nie wszedł wziąłem klucze i zamknąłem drzwi. Jeszcze gdy wychodziłem powiedziałem ci, że kolejnym razem ci je oddam, na co przytaknęłaś.- Opowiadał.

Rzeczywiście jak tak teraz się zastanowiłam przypomniało mi się, że gdy byłam na granicy snu Charles mówił coś niezrozumiałego o kluczach.

Włożyłam klucze do kieszonki i przyszło mi do głowy pewne pytanie.

- Skąd ty się tam w ogóle wziąłeś w tym barze?- Zapytałam trochę z wyrzutem.

- Musiałem zamienić parę słów ze znajomym, z którym współpracuję w robocie, a potem wpadł na mnie jakiś napruty brązowowłosy krasnal i musiałem pomóc biednej Smith.- Oznajmił, a ja miałam ochotę mu za to przypieprzyć w tą buźkę.

- Gdybyś nie prowadził właśnie dostałbyś za to w ryj, ale, jako że nie chcę zginąć w twoim towarzystwie powstrzymam się aż wysiądziemy. To, że ciebie matka natura stworzyła na takiego mutanta to nie znaczy, że masz nazywać mnie krasnalem.- Założyłam ręce na piersi.

- Oj no dobra nie obrażaj się maluchu.- Poklepał mój policzek, za co ugryzłam go w palec.

- Ała. Ty żmijo jedna.

Memento MoriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz