Uwaga: Ten rozdział jest nieco bardziej posrany niż zazwyczaj i zawiera opis brutalnego morderstwa, czytacie na własną odpowiedzialność. Ps. wsłuchajcie się w piosenkę jest bardzo istotna :)
Jak można się było spodziewać tamtej nocy nie zmrużyłam oka ani na moment i cały czas obsesyjnie sprawdzałam, czy wszystko na pewno zamknęłam. Ten pojebaniec wysłał mi jeszcze po tym wszystkim wiadomość o treści „Słodkich snów brzydulo", a ja myślałam, że wywalę ten telefon za okno. Samo wspomnienie jego okropnej postaci w moim pokoju przyprawia mnie o dreszcze, a przy zmywaniu jego krwi z podłogi ledwie udało mi się powstrzymać wymioty. Wmawiałam sobie, że jestem silna i się obroniłam, że przecież Charles cały czas uczy mnie kolejnych sposobów na samoobronę, ale mając świadomość tych wszystkich pojebaństw, których w ostatnim czasie dopuścił się mój prześladowca to było niewystarczające. Po tej sytuacji robiłam wszystko, aby maksymalnie zajmować swój czas i nie mieć chwili na myślenie. Przez tydzień siedziałam jak na szpilkach czekając na jego kolejny ruch, ale po tamtym ponownie się zatrzymał, zauważyłam, że Oliver atakował za każdym razem kiedy myślałam, że odpuścił więc teraz jedynie czekałam na kolejny atak. W końcu jak to Charles raz powiedział kluczem do celu było rozpracowanie przeciwnika. Od tamtej nocy nosiłam przy sobie scyzoryk wszędzie, nawet gdy szłam wyrzucić głupie śmieci miałam go w gotowości na ewentualny atak, nocą przed snem po kilkanaście razy sprawdzałam, czy wszystko jest pozamykane i miałam scyzoryk pod poduszką. Przy wszystkich starałam się zachowywać normalnie, aby nie wzbudzać potencjalnych podejrzeń i chyba się to udawało, a fałszywa maska, którą zakładałam zdawała się idealnie zakrywać moją zmęczoną twarz. Jedynym elementem tygodnia, w którym moje problemy traciły swoją wagę były momenty w warsztacie i ku mojemu zdziwieniu nocne poszukiwanie kart. Naprawa dodge'a szła nam całkiem sprawnie i naprawdę przyjemnie mi się przy nim pracowało, a dodatkowo dostawałam za to pieniądze, więc choć jeden pomysł w moim życiu się opłacił. Poza tym znajdowaliśmy następne karty w kolejnych opuszczonych miejscach. Wchodząc w to gówno z Charlesem chciałam sprawić, aby moja obecność była dla niego katorgą i sam się poddał, ale w pewnym momencie zemsta mnie opuściła i zeszła na dalszy plan. Nieświadomie polubiłam ten strach i chodzenie z nim w te dziwaczne miejsca w poszukiwaniu kolejnych kart. Zaczynałam dostrzegać w nim swego rodzaju bezpieczną przystań, bo wiedziałam, że mimo wszystko nie pozwoli mnie skrzywdzić gdy jestem przy nim, dzięki czemu chociaż przez te kilka godzin czułam się stabilnie i bezpiecznie. Z czasem zaczęłam się czuć w tych opuszczonych miejscach w jego towarzystwie bezpieczniej niż we własnym domu gdzie przewrażliwiona non stop odwracałam się za siebie.
Dzisiaj odbywał się bal dla ostatnich klas z okazji ukończenia szkoły, a ja ani trochę nie miałam ochoty na niego iść, żeby znowu czuć te cholerne spojrzenia, ale kupiłyśmy z Arią przebrania już chyba z pół roku temu i wiem, że by mi tego nie odpuściła gdybym nie przyszła. Wiedziałam też, że w związku z tym muszę mieć oczy dookoła głowy i przy tym nie zachowywać się podejrzanie. Zamierzałam posiedzieć tam z godzinę lub dwie, a później zmyć się pod jakimś pretekstem. Było mi niezmiernie głupio, że w ostatnim czasie spędzałam strasznie mało czasu z przyjaciółmi, ale to wszystko, co się u mnie dzieje spędza mi sen z powiek, przez co moje funkcjonowanie opiera się na pracy, śnie, stresie, szukaniu kart i szkole. Obiecałam sobie, że jak tylko uda mi się zyskać nad swoim życiem jakąkolwiek kontrolę skupię się na naszej przyjaźni. Wyjęłam z szafy białą falbaniastą sukienkę za kolano i chciało mi się śmiać z samej siebie, że zgodziłam się, aby się w to ubrać. Aria miała identyczną z tą różnicą, że jej była czarna, chciałyśmy ubrać się na przeciwieństwa i żałuję, że nie wzięłam tej czarnej. Tak czy siak, teraz było już po fakcie więc musiałam jakoś to przeżyć. Przynajmniej przez to, że było dużo falbanek i sięgała za kolano mogłam pod nią bez problemu ukryć scyzoryk. Założyłam na siebie materiał i zacisnęłam gorset na mojej talii, a potem wsunęłam na udo podwiązkę i włożyłam pod nią scyzoryk. Włosy spięłam w dwa kucyki, a co do makijażu nie siliłam się zbyt mocno i jedynie nałożyłam tusz na rzęsy. Po spojrzeniu w lustro mogłam szczerze stwierdzić, że wyglądałam bardziej jak mała dziewczynka lub psychopatka, a nie licealistka, która lada moment kończy szkołę, cóż za ironia. Bal miał się rozpocząć o dwudziestej, a Ares wyszedł z pomysłem, że będzie dzisiaj szoferem i po mnie podjedzie, nie miałam zamiaru dzisiaj nawet patrzeć na alkohol, ale ze względu na żal, że spędzam z nimi tak mało czasu się zgodziłam. Po wejściu do samochodu zostałam obrzucona spojrzeniami z trzech stron.
CZYTASZ
Memento Mori
RomanceŻycie osiemnastoletniej Zoe Miller nigdy nie było idealne. Kiedy dziewczyna myślała, że po burzy nareszcie wyszło słońce okazało się, że był to dopiero początek prawdziwego huraganu, który miał nastąpić w jej życiu. Znajdując w swoim domu tajemnicz...