♥ DOM DEMONÓW ♥

1.5K 40 4
                                    


Pierwszym co rzuciło mi się w oczy po wejściu do tego przeklętego samochodu był chamski uśmieszek jego właściciela idioty kryjącego się pod czernią.  Nietrudno było odgadnąć, że prawdopodobnie był to jego ulubiony kolor, bo podczas tych naszych kilku konfrontacji ani razu nie włożył innego koloru. Dzisiaj do jego czerni dołączył jednak srebrny akcent w postaci łańcucha na szyi oraz krzyżyka zwisającego z nadgryzionego ucha. 

Widząc go automatycznie przypomniałam sobie jak bardzo irytował mnie swoją obecnością, jednak ja postanowiłam sprawić, aby żałował, że wpadł mu do głowy pomysł głupiego układu i planowałam się nie hamować z odpowiedziami na jego zaczepki i doprowadzić do tego, że będzie miał mnie dosyć i sam się wycofa.

- Spóźniłaś się dziesięć minut bestial, oj nie dobrze.- Pokiwał zawiedziony głową.

- Ciesz się, że w ogóle się zgodziłam na to szaleństwo.- Oparłam się na fotelu mając ochotę pieprzyć to i zdać się na furię matki niż jego towarzystwo.

- Nikt nie powiedział, że się nie cieszę, ale żeby mi to było ostatni raz.

- Ty mi nie będziesz warunków stawiał, równie dobrze mogłam cię wystawić i byś sobie czekał.- Założyłam ręce na piersi i nieco się skrzywiłam, gdyż zahaczyłam o świeżo zasklepioną ranę.

- Nie byłbym na twoim miejscu taki pewien to nie ty rozdajesz tu karty.

Ruszył w tylko sobie znanym kierunku, a ja korzystając z chwili kiedy postanowił obdarować mnie spokojem od swojego bezsensownego gadania napisałam tacie, żeby się nie martwił i żeby gdy wróci uspokoił matkę. 

Na razie nie wspominałam o tym co mi zrobiła, gdyż nie do końca byłam pewna co może się stać gdyby postanowił ją o to zapytać, zanim zdążyłabym wrócić i możliwe, że miałaby wtedy idealną okazję do odwrócenia kota ogonem, chciałam przy tym być i mieć jakąkolwiek możliwość obrony. Dopiero teraz zaczynały do mnie spływać wszystkie wiadomości i nieodebrane połączenia od Ari, a nawet jedno od Ramosa. 

Chyba moje czyny rozniosły się po szkole bardzo szybko. Nie musiałam długo czekać na kolejny odzew, gdyż ujrzałam na telefonie połączenie od Smith. Nie chciałam dawać jej więcej powodów do zmartwień, które zważając na ilość połączeń i wiadomości zapewne miała dlatego, aby bardziej się martwiła więc odebrałam połączenie.

- Halo?

Zaczęłam cicho, choć w samochodzie nie grała żadna muzyka więc Charles od razu rzucił na mnie spojrzenie.

- Jezus Maria Zoe tak się martwiłam! Od sześciu godzin próbuję się do ciebie dodzwonić, a te plotki wcale mi nie pomagają.- Wypaliła tak głośno, że pewnie nawet Charles to słyszał.

- Nie miałam zasięgu.

Ze względu na to w czyim towarzystwie się aktualnie znajdowałam wiedziałam, że chcąc uniknąć chamskich komentarzy tego idioty muszę uważać na słowa i jak najszybciej zakończyć rozmowę, jutro jej to wytłumaczę.

- Co się tam odjebało, że wszyscy trąbią o tym, że wdałaś się w bójkę z Singh i połamałaś jej nadgarstek.

Widzę coraz lepsze plotki zaczynały się rozchodzić, może jutro ktoś mi powie, że kogoś zabiłam i tego nie pamiętam. Westchnęłam zastanawiając się jak to pokrętnie wytłumaczyć.

- Jutro ci to wytłumaczę w porządku? Teraz nie bardzo mam jak.- Odpowiedziałam delikatnie.

- Okej, ale potwierdź mi teraz, chociaż, że to nieprawda. Wiem, że nigdy byś tego zrobiła ale może musiałaś się bronić.

Memento MoriOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz