15. Michael Burn

32 8 4
                                    

To dziś. Dziś właśnie nadszedł ten dzień, kiedy mała dziewczynka, która samodzielną ciężką pracą osiągnęła to co ma, i co potrafi, stanie twarzą twarz z Michael'em Burnem.

Ta sama dziewczyna kilka dni temu otworzyła list, który otrzymała od pewnego chłopaka, a on poniekąd jest dla niej tak samo wspaniały, tak jak ten list... List na który czeka każdy wybitny jeździec, list niesamowicie ważny, a także wyjątkowy.

A tą dziewczynką byłam, i jestem ja. Mała Clarie która pewnego dnia odmieniła swoje życie przez siwego kucyka.

Kto by pomyślał, że jej wielki dzień, jest właśnie dzisiaj?

🖤

Zeskoczyłam z Somalie i czule pogłaskałam ją po szyi, przez którą zaraz przerzuciłam wodze. Złapałam za nie i poprowadziłam ją do stanowiska aby zdjąć z niej sprzęt po jeździe.

Przez moje ciało nieustannie przepływało przyjemne uczucie spowodowane dzisiejszym wydarzeniem. Jeszcze nikt, oprócz Ashera nie wie, że dostałam się do klubu Burna. Postanowiłam, że ogłoszę to po moim dzisiejszym spotkaniu z Michaelem.

Przede wszystkim, jak wrócę z wizyty w ośrodku jeździeckim Eclipse, muszę poinformować o wszystkich zdarzeniach moją przyjaciółkę. Nie odpuściła by mi tego. Niestety.

-Co ty taka wesoła dzisiaj jesteś?
Zerknęła na mnie Sophia powoli unosząc kąciki ust w szerszy uśmiech.

-Czasem trzeba, co nie?
Ściągnęłam siodło z klaczy, i zawiesiłam je na przedramieniu, wspierając tylny łęk drugą ręką.

Obróciłam się w stronę Sophii i odwiesiłam siodło na belkę z szerokim uśmiechem na twarzy. Zerknęła na mnie i również się uśmiechnęła, bo w sumie nie miała innego wyboru.

Zlałam wodą nogi Somalie, a także wyczesałam plecy, poniekąd je masując. Założyłam na jej głowę kantar, i zaprowadziłam ją na pastwisko. Zgarnęłam z niego Money Makera, a następnie ponownie udałam się do stajni.

Przywiązałam konia do stanowiska i zaczęłam go oporządzać. Sophia właśnie siodłała Sir Herculesa, także było pewne, że będziemy towarzyszyć sobie podczas treningu.

Skończywszy czyścić czarną sierść Makera, i gdy moja przyjaciółka opuściła stajnie zabrałam się za siodłanie wałacha. Zarzuciłam na niego treningowy czaprak, czarne siodło i wszystko pozapinałam. Z głowy zdjęłam mu kantar, a następnie założyłam czarne, anatomiczne ogłowie.

Ubrałam na moje blond włosy, upięte w kucyk czarny kask z ciemno srebrnymi ozdobami. Na moje nogi aktualnie odziane w szare bryczesy i czarne podkolanówki, zamiast air forców ubrałam skórzane oficerki tego samego koloru co reszta skórzanego sprzętu Makera. Udałam się w stronę placu do jazdy, dosiadłam M-Makera i ruszyłam stępem.

Aktywnie angażując konkretne partie ciała mojego kompana, toczyłam dyskusje z Sophią na końskie tematy. Skorzystałyśmy z okazji, że byłyśmy same na ujeżdżalni i obgadałyśmy kilka osób z stajni.

Ah, standardowe stajenne ploteczki.

Minęło kilka minut, także rozdzieliłyśmy się, i ruszyłyśmy kłusem. Czarna grzywa wałacha falowała pod wpływem jego ruchów i wiatru, anglezowałam zgodnie z jego tempem i zadałam mu kilka zajęć aby szedł rozluźniony, a także w dobrym ustawieniu.

Był bardzo grzeczny, a mnie dopadła myśl, że jest to jedna z naszych ostatnich jazd w tej stajni. Dostanie się do klubu Burna wiąże się z tym, że trzeba przenieść się do jego ośrodka. Także czeka mnie przeprowadzka, i nie będzie ona łatwa. Chociaż tyle w tym dobrego, że nie mam tam wcale dalej niż do mojej obecnej stajni. Mogła bym rzec, że nawet i bliżej.

Try Me if you canOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz