21. Chicago

62 19 3
                                    

Sobota, i tym samym drugi dzień zawodów międzynarodowych w Chichago. Wczorajszą, pierwszą kwalifikację razem z 777 Money Maker'em pokonaliśmy bezbłędnie, dzięki temu uplasowałam się na piątym miejscu, no a zawodników było naprawdę sporo. Także imponujący wynik.

Nie chciałam zbytnio przemęczać mojego konia, ponieważ ostatni start w niedziele jest najważniejszy, to on decyduje o ostatecznym wyniku. Także staram się aby w każdy dzień zawodów był w jak najlepszej kondycji.

Dzisiaj mój konkurs zaczyna się o czternastej, a ja jadę jako dwudziesta, czyli gdzieś pośrodku listy startowej. Michael pojawi się dopiero jutro na finał, ale za to dzisiaj zjawi się inna osoba. Oczywiście nikt inny niż Asher rzecz jasna.

Wczoraj, specjalnie z względu na moje zawody ogarnął sprawy które załatwiał by jeszcze do rana szybciej, i wyruszył w prawie trzystu milową trasę. Słodziak. Znając go na tyle dobrze, zamiast ponad czterech godzin przyjedzie tu w niecałe trzy. Wariat. Ale to właśnie w nim uwielbiam.

Zanim wyjechałam do Chicago, podarowałam mu specjalną przepustkę która upoważnia go do wstępu na ,,backstage" zawodów. Na teren stajni, rozprężalni itp. Dostał opaskę z napisem ,,LUZAK". Także ciekawe czy jako mój nowy luzak jutro zaplecie Makerowi koreczki, wyczyści go przed startem i osiodła. Szczerze mówiąc, narazie bym się bała powierzyć mu takie zadania, ale kiedyś go wszystkiego nauczę!

Teraz co najwyżej, mogę mu powierzyć zrobienie pudełek z jedzeniem dla koni, i przy tym stać nad nim aby podpowiadać mu co, gdzie i ile czego nasypać. Ale jak już wspomniałam, chłopak wejdzie w wprawę.

Na moim srebrnym zegarku właśnie wybiła dwunasta, także powoli zaczęłam się ogarniać do swoich startów. Na nogach jestem już od 7, no bo ktoś musiał nakarmić konie. Sophia ma się ze mną zdecydowanie za dobrze bo nakarmiłam jej także Sir Herculesa. Sophie pokonało wczorajsze riders party, i za chuja nie chciała wstać z łóżka. A wspomnę tylko, że konkurs ma dzisiaj przede mną, no i właśnie się on rozpoczynał także pomału szykowała się do startu.

Z względu na upał ubrałam na siebie krótkie luźne spodnie które potem przebiorę na cienkie białe bryczesy. Górę mojego ubioru stanowiła czarna ozdobna i przylegająca do mojego szczupłego ciała koszula konkursowa z białą stójką oraz krótkim rękawem. Na stopach znajdowały się moje białe stajenne air force'y.

Opierałam się właśnie o plastikowe ogrodzenie za którym na kwarcowym piasku skakało i biegało kilka koni. Na jednym z nich, tym siwym i wysokim jechała moja przyjaciółka która zaraz miała wyjechać na arenę. Wszystko minęło ekspresowo, pani organizująca porządek na rozprężalni zawołała Sophię do wjazdu na arenę.

Ja i jej trenerka udałyśmy się na specjalny taras gdzie podczas przejazdu luzacy, trenerzy czy rodzina zawodnika mogła go obserwować bez robienia hektarów w drodze na trybuny. Brunetka chwilę zaczekała pod ekranami układającymi się w wielkie wrota. Wyświetlało się na nich imię i nazwisko zawodnika, barwy klubowe i narodowe, a także imię konia.

-Przed nami zawodniczka Sophia Shawn i dziesięcio letni wałach Sir Hercules.
Sophia wyjechała spod ekranów i znalazła się w centrum wydarzenia. Na parkurze z przeszkodami o wysokości metra trzydzieści pięć. Ukłoniła się i pogalopowała do pierwszej przeszkody. Kiedy ją skakała razem z Melanie, jej trenerką podnosiłyśmy jedną nogę, tak jakbyśmy to my skakały. I tak za każdym skokiem. Wsparcie najważniejsze!

-I-i-i... HOP! Tak kurwa jest!
Nadzwyczaj wysoko uniosłam nogę kiedy Hercules pokonał ostatnią przeszkodę, i uniosłam głos sama do siebie, żeby nie wyjść na świra. Przybiłam piątkę Melanie po czym zeszłyśmy z tarasu. Brunetka i siwy koń z powrotem wjechali do ,,tunelu" którym wjechali na arenę.

Try Me if you canOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz