*Lucy*
Po dotarciu do szpitala udaliśmy się do recepcji. Musieliśmy wypełnić jakieś dokumenty, a po tym pozostało nam tylko czekać, aż wywołają chłopaka.
-Luke, dobrze się czujesz? -zapytałam blondyna w trakcie oczekiwania.
-Tak mamusiu -zasmiał się, podnosząc wzrok.
Wlanęłam go lekko w ramię, usmiechając się pod nosem, na co objął mnie ciasno ramieniem. Nie przeszkadzało mi to, a wręcz przeciwnie. Siedzieliśmy tak chwilę, do momentu, aż z sali naprzeciwko nas wyszedł łysy, niewysoki lekarz.
-Pan... -tu spojrzał na kartkę, którą trzymał w ręce -Luke Hemmings
-To ja -blondyn wstał gwałtownie i podszedł do doktora. Zaraz już zniknęli za drzwiami.
Usiadłam ponownie na krześle i patrzyłam zaniepokojona w podłogę. Bałam się, że to coś poważnego. Czekałam tam około 30 minut, gdy nagle z pomieszczenia wyszedł Luke. Głowę miał owiniętą bandażem, a w ręce trzymał jakiś papierek. Od razu do niego podbiegłam.
-I co? -spytałam zdenerwowana.
-Mam brać jakieś leki, a tak poza tym to nic poważnego -uśmiechnął się szeroko.
Odwzajemniłam uśmiech, a po chwili poczułam jak chłopak zamyka mnie w uścisku.
Po wyjściu ze szpitala było już naprawdę ciemno. To trochę dziwne, ale bałam się tego, że Luke nie trafi do domu. Zazwyczaj to chłopak martwi się tak o dziewczynę, ale tu było na odwrót.
-Na pewno wszystko jest dobrze i możesz iść do domu? -podniosłam na niego wzrok.
Musiałam się nieźle wysilić, bo serio był wysoki. Gdybym go nie znała, zadzwoniłabym do zoo i poinformowała ich, że im żyrafa z klatki uciekła.
-Wszystko okay, a teraz jeśli pozwolisz, odprowadzę cię do domu -usmiechnął się, tym samym ukazując mi swoje cudowne dołeczki i podał mi rękę.
-Oczywiście -splotłam nasze palce i ruszyliśmy w stronę mojego domu.
Szliśmy w trochę niezręcznej ciszy. Chciałam się odezwać, rozpocząć jakiś temat, ale znając życie wypaliłabym coś głupiego. Tak, to cała ja...
-To tu -zatrzymałam się i wskazałam na domek znajdujący się po naszej prawej stronie.
-A więc to tu mieszkasz... Tyle razy tędy przechodziłem -mówił, kiwając głową.
-No tylko nie napadaj mnie czy coś... -uniosłam jedną brew.
-Wolę do ciebie pisać... Chociaż z tym napadaniem to też niezły pomysł... -zasmiał się głośno, na co pokręciłam tylko głową.
-Chyba musimy się pożegnać... -przerwałam panującą od kilku minut ciszę.
-Nie chcę się żegnać... -popatrzył na mnie smutno.
-Ja też, ale musimy -powiedziałam stanowczo.
-No trudno -westchnął głęboko.
-No... To pa -uśmiechnęłam się niepewnie.
*Luke*
Teraz był ten moment. Teraz mogłem to zrobić. Wcześniej mi coś przeszkodziło, ale teraz na to nie pozwolę.
-No... To pa -uśmiechnęła się lekko. Jak ja kocham jej uśmiech.
-Pa... -odpowiedziałem po chwili. Jednak zabrakło mi odwagi. Już powoli odchodziła.
Luke bądź facetem!
Zrób to!
Uda ci się!
Moje serce biło, jakby zaraz miało wyskoczyć mi z klatki piersiowej. Wziąłem głęboki oddech.
-Lucy, poczekaj! -podbiegłem do niej.
-Tak? -popatrzyła na mnie.
Patrzyłem prosto w jej piękne, ciemne oczy. Postanowiłem, że to zrobię. Bałem się jej reakcji, ale nie mogłem inaczej.
Złapałem ją w talii i przyciągnąłem do siebie. Teraz nasze ciała się stykały. Nachyliłem się powoli i już po chwili złączyłem nasze usta w delikatnym pocałunku. Świat wokół nas przestał istnieć. Teraz liczyła się tylko ona. Moja Lucy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I jest kiss :D
CZYTASZ
KIK ✉ || L.H.
FanfictionLuke96- hej piękna :* xLucy- znamy się? Luke96- nie, ale możemy się poznać :* xLucy- słaby tekst na podryw, ale doceniam starania ~*~ Okładka wykonana przez @luvlukex ~*~ •highest note: #9 in fanfiction•