74 ✉

14.2K 938 93
                                    

*Luke*

Rano obudził mnie straszny ból głowy. Jeszcze do tego słońce mi prosto na łóżko świeci... Otworzyłem powoli oczy i co widzę? Lucy! Moją Lucy! Ale skąd ona się tu wzięła? Nie za bardzo pamiętam wczorajszy dzień. Film mi się chyba urwał. Ostatnie, co sobie przypominam, to siedzenie przy barze i rozmawianie z barmanem. Popijałem coś przy tym. W sumie to nawet nie wiem co. Reszty dnia już nie pamiętam. Chyba nic głupiego nie odwaliłem...

Podniosłem się lekko na łokciach z grymasem na twarzy, łapiąc się za głowę. Ile ja wczoraj wypiłem? Westchnąłem głeboko i próbowałem wyczołgać się z łóżka. Po czwartej próbie mi się to udało. To nic, że wylądowałem twarzą na podłodze. Przez to ta wielka kula na moim karku, zaczęła boleć jeszcze bardziej. Już miałem się podnieść, gdy usłyszałem za sobą śmiech. Szybko odwróciłem się, siadając na skraju materacu.

-Yyy... Ten... Lucy! Już wstałaś? -uśmiechnąłem się lekko, drapiąc się nerwowo po karku. Mam nadzieję, że nie widziała tego updaku...

-Tak, już wstałam -odwzajemniła uśmiech -A twój upadek był taki pełen gracji i szyku

-A jednak widziałaś... -spuściłem głowę.

-Widziałam -zaśmiała się przysuwając się do mnie bliżej -boli cię głowa?

-No... No tak trochę... -podniosłem wzrok na dziewczynę -skąd wiedziałaś?

-Dziwne żeby cię nie bolała... Widząc w jakim stanie wczoraj byłeś sądzę, że nieźle popiłeś... -pokiwała głową.

-Boże... Co ja znowu narobiłem? -ukryłem twarz w rękach.

-Opowiem ci później, a teraz idę po jakieś tabletki... Czekaj tu na mnie -dziwczyna wstała i ruszyła w stronę drzwi.

-Będę -przesłałem jej buziaczka, na co usmiechnęła się szeroko i po chwili zniknęła za drewnianą powłoką.

*Lucy*

Kiedy wyszłam z pokoju chłopaka, usłyszałam jakieś głosy, dobiegające z dolnej części domu. Chyba już wszyscy wstali... Zeszłam po schodach i ruszyłam w stronę, z której dobiegają rozmowy. W końcu trafiłam do kuchni, gdzie siedzieli Michael i Calum.

-Hej -uśmiechnęłam się do nich szeroko.

-O Lucy... Ty nie miałaś wczoraj jechać do domu? -ciemnowłosy zmarszczył brwi.

-Wyganiasz mnie? -zaśmiałam się.

-Nie... No oczywiście, że nie. Jak dla mnie to mogłabyś tu nawet zamieszkać -wyszczerzył się do mnie.

-Gdzie macie jakieś tabletki na ból głowy? -podeszłam do nich bliżej.

-Są w szafce... W tej pierwszej, a po co ci? Boli cię głowa? -Mike uniósł jedną brew.

-Nie, to dla Luke'a... -mówiłam, przeszukując wskazane wcześniej miejsce -właśnie wstał

-Em... Lucy... -usłyszałam za sobą ten sam głos, co przed chwilą.

-Tak? -odwróciłam się do chłopaków, już z potrzebną mi rzeczą w ręku.

-Bo ten... No... No wiesz... Kiedy przyjdziesz do nas z Chloe? -powiedział strasznie niepewnie, na co zaśmiałam się cicho.

-Miałam przyjść dzisiaj, ale poszliście na imprezę i jakoś nie za dobrze się to skończyło... -uśmiechnęłam się do nich, przewracając pudełko tabletek w ręce.

-Ale... Ale... Ja chce już! Dzisiaj! No weź no proszę! -Mike podszedł do mnie i położył mi ręce na ramionach.

-No, ale... Ona nie wie gdzie mieszkacie... -patrzyłam na niego zdziwiona.

-No ale weź! No wyślij jej adres... Na pewno trafi! Proszę proszę proszę! -złożył ręce jak do modlitwy i zaczął mnie błagać.

-No dobrze... Napisze do niej... -wywróciłam oczami.

-O BOŻE! O MATKO! DZIĘKUJĘ DZIĘKUJĘ DZIĘKUJĘ DZIĘKUJĘ! -przytulił mnie mocno, po czym zaczął skakać po całym domu.

-Idiota... -Calum pokręcił z niedowierzaniem głową.

-Czemu? No zakochał się... -zaśmiałam się.

-Ale i tak idiota -uśmiechnął się szeroko -yyy... Przepraszam, ale mój tron wzywa!

-Tron? -zmarszczyłam brwi.

Nie otrzymałam odpowiedzi na moje pytanie, bo zaraz po nim chłopak pobiegł na górę. Wzruszyłam tylko ramionami, wzięłam szklankę wody i pudełko tabletek, po czym wróciłam do pokoju Luke'a, po drodze omijając wciąż skaczącego Michaela. Usiadłam na skraju łóżka, podając blondynowi leki i wodę.

-Proszę... -popatrzyłam na niego, uśmiechając się szeroko.

-Dziękuję -dał mi buziaka w policzek.

Po chwili już połknął odpowiednią ilość tabletek, popijając je wodą. Pustą szklankę i pudełko odłożył na szafkę nocną.

-A teraz leż... Ja napisze do Chloe -powiedziałam, wyciągając telefon z kieszeni.

-Do Chloe? Po co? -chłopak posłusznie położył się,  przykrywając się kocem.

-Bo wiesz... Miałam z nią do was przyjść, a jak Mike dowiedział się, że to miało być dzisiaj, ale po wczorajszym to się nie odbędzie, zaczął mnie błagać. No i w końcu zgodziłam się do niej napisać... -szybko wytłumaczyłam.

-Ach ta miłość -Luke udawał zakochaną nastolatkę.

Zaśmiałam się cicho i weszłam w aplikację, aby napisać do przyjaciółki.

xLucy- hej Chloe :*

Chloe_x- no heej :**

xLucy- pamiętasz, że miałaś odwiedzić ze mną chłopaków?

Chloe_x- No Michaela i resztę?

xLucy- no tak, właśnie tych... No bo miałyśmy to zrobić dzisiaj...

Chloe- chcę go spotkać! Że w sensie Michaela! Dzisiaj!

xLucy- myślałam, że nie będziesz chciała ich poznać...

Chloe_x- ale chce! Słyszysz?! A raczej widzisz... No nie ważne... Ja chce!

Chloe_x- chce go spotkać! No ich spotkać... Ale głównie Boga wszystkiego co się rusza!

xLucy- no dobrze... Tylko ja nie mogę teraz po ciebie przyjechać...

Chloe_x- ja przyjade sama! Tylko powiedz gdzie!

xLucy- jesteś pewna?

Chloe_x- tak! Pewna jak nigdy!

xLucy- no okay...

Podałam Chloe adres chłopców, po czym odłożyłam telefon, bo dziewczyna już wychodziła z domu. Nieźle się nakręciła...

-Ona jest chyba bardziej podjarana niż Michael -zaśmiałam się, spoglądając na Luke'a.

-Oj wątpię... Ten idiota przez cały czas o niej gada... -chłopak pokręcił głową.

-A ona o nim -wyrzuciłam ręce w powietrze, po czym oboje zaczeliśmy się śmiać.

Blondynowi chyba już się trochę polepszyło, bo był jakiś weselszy. Ale to dobrze, bo nie mogę patrzeć, jak się męczy. Siedzieliśmy chwilę rozmawiając, gdy nagle zaczął dzwonić mój telefon. Popatrzyłam na wyświetlacz, a kiedy ujrzałam na nim zdjęcie mojej przyjaciółki, od razu odebrałam połączenie.

-L-Lucy? Musisz mi pomóc... -usłyszałam jej przerażony głos po drugiej stronie słuchawki.

KIK ✉ || L.H.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz