Rozdział 53

261 22 4
                                    

Bańka wspaniałej imprezy zgasła. Pogotowie przyjechało za pół godziny a w tym czasie Lu o mały włos zwymiotowałaby wszystkie swoje narządy. Trzymałam ją w ramionach aby nie wpadła do toalety i ją uspokajałam, gładząc blondynkę po jej lśniących włosach, które w tamtym momencie straciły blask. Connor i Harry wpakowali ją do karetki i pojechaliśmy za nią. Opierałam się o zimną szybę a moje serce waliło jak opętane. Connor czasem spojrzał na mnie w lusterku i uśmiechnął się pokrzepiająco. Nie odwzajemniłam uśmiechu. Gdy tylko dojechaliśmy do najbliższego szpitala gdzie ją zawieźli, wybiegłam z auta i popędziłam za noszami. Zabrali Lucy do jakiejś sali i kiedy poprosiłam pięlęgniarkę czy mogę wejść, zabroniła mi i kazała czekać na korytarzu. Cudownie. Opieram się o ścianę i wdycham zapach chemikali, leków oraz środków odkarzajających. Jednym słowem: szpitalem. Ktoś dotyka mojego ramienia a ja odpycham tą rękę i odchodzę kawałek dalej. Nagle czuję szarpnięcie i ta osoba tuli mnie do swojego torsu. Wdycham znajomy zapach.
- Vanes, spokojnie. Nic jej nie będzie
- Connor co myślisz, że jej dolega ?
- Nie mam pojęcia Vanessa- Kiwan głową i mnie puszcza,gładząc moje ramiona. Uśmiecham się lekko,że wszystko jest już dobrze a on mnie puszcza. Harry dziwnie się tu czuje, nie za bardzo wie co się Lu stało i siedzi sam na sterylnie białym krześle,który idealnie pasuje do pomieszczenia. Ludzie czasem rzucają nam dziwne spojrzenia, prawdopodbnie zostaliśmy rozpoznani. Najbardziej Hazzy. Siadamy obok loczka i piszę do Brada aby posprzątali płatki róż w moim pokoju na co Connor się trochę oburzył. Trzeba posprzątać. Mija godzina, dwie , trzy a ja zaczynam wariować. W końcu brunet przyszpila mnie do ściany zapewne nakrzyczeć na mnie albo uspokojić ale ja zaczynam płakać w jego garnitur. Super. Który to już raz ? Przytula mnie i całuje w czoło. Mruczy mi do ucha, że zaraz wróci i po chwili wraca z jakimś napojem. Czyżby kawa ? Podaje mi kubek z ciepłym napojem a ja go połykam od razu. Zaraz, zaraz coś mi nie pasuje.. Otwieram szeroko oczy i wybucham śmiechem. W głowie zaczyna mi się kręcić z radości, która tak nagle mnie opętała. Słyszę jak Connor mruczy : ,, o nie. To znowu te krople..''. Znowu ? Ze śmiechem kiwam głową i nagle podchodzi do nas pięlęgniarka. Podbiegam do niej i biorę ją za rękę.
- Widziała pani króliki ? Są takie śliczne - Piszczę z radości a rudowłosa kobieta zdębiała na moje zachowanie. Chichoczę i nagle czuję jak silne ramiona oplatują moją talię. Zaczynam się wyrywać i chwilami chichocząc.
- Zboczeniec! Ratunku ! - Krzyczę ale raczej nikt mi nie uwierzy, ponieważ zachowuję się jak pijana. Brunet wsadza mnie do jakiegoś auta i zaczyna siarczyście klnąć. Nagle patrzy się na mnie i próbuje zamaskować rozbawienie.
- Pamiętaj nigdy więcej mam nie dawać ci jakiś leków ! Zachowujesz się jak naćpana! - Zaczynam się śmiać i bawić jego branzoletkami na co go rozkojarzam i musi zjechać na parking. Mierzwi swoje śliczne włoski i mierzy mnie niebieskimi oczami. Nagle przysuwam się do niego i go całuję. Odpycha mnie i patrzy się na mnie z otwartymi ustami.
- Kochaj mnie
- Co ?
- kochaj mnie co w tym nie rozumiesz ?
- jesteś chora Vanessa
- miłość to nie choroba ! Kochaj mnie
- wiesz co porozmawiamy jutro. Dzisiaj jesteś nie sobą- i odjeżdża z piskiem opon
------------------------------------------------------- Jest rozdział wybaczcie że krótki ale wakacje i pech aaa szkoda gadać. Miłego czytania *

Dream or dream|| Connor BallOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz