Rozdział 63

236 24 7
                                    

8 tys wyświetleń! Jestem przeszczęśliwa, że moje fanfiction się Wam spodobało! Bardzo dziękuję za każde miłe słowo i te niezbyt miłe. To fanfiction miało wiele szczęścia, że spotkało Was! Tak samo The Vamps, że spotkało osoby, które pokochali ich muzykę. Dobra to złe porównanie ale chyba wiecie i co mi chodzi. Xd Dobra znów gadu gadu ale musiałam Wam podziękować. Specjalne podziękowania dla wszystkich, którzy są od początku, komentują, gwiazdkują lub po prostu są. Dziękuję Wam z całego serducha. Wypada podziękować Bogu za wene chociaż ostatnio mnie zawodzi no ale cóż to już chyba moja wina. Leniwa się robię. Nie długo święta *.* i... Okej zapraszam na rozdział :*

***
Obudziłam się rano w czyiś ramionach. Próbowałam się obrócić ale z marnym skutkiem. Głowa chłopa uniemożliwiała mi jakiekolwiek ruchy. Próbowałam sobie przypomnieć co wczoraj się stało, ponieważ nie pamiętam zbyt wiele z wieczora. Nagle ktoś wbiega do pokoju i trzaska dzwiami na co Connor się budzi.
- Co się dzieje?- podnosi twarz z mojego ramienia i spogląda na Brada. - Co ty odwalasz? Wojna czy co?
- Gorzej. Twoja mama przyjechała!- loczek zamyka drzwi na klucz a ja wybucham śmiechem. Po chwili poduszka ląduje na mężczyźnie skulonym przy drzwiach.
- Za co?! Ja nie żartuje. Jak ona zobaczy ten bałagan ona nas zabije! Ja nie zamierzam wylądować u twojej matki na dywaniku
- Ja u twojej również. Znów będę musiał Anne powtarzać, że ty zawsze byłeś taki głupi a nie przeze mnie stałeś się takim idiotą- Bradley pokazuje mu środkowy palec i po chwili obydwoje wybuchają śmiechem.
- I wy byliście moimi idolami? Od dziś nimi nie jesteście - chcę wstać z łóżka ale silne ramiona obejmują mnie w tali i przewracają na klatkę mężczyzny.
- Ach tak? To może przypomnisz mi kto podniósł cię ze schodów? Albo kogo słuchałaś pod prysznicem?- wybucham śmiechem i próbuję się wydostać z jego ramion. - No kto to taki był? Albo kto wczoraj przeniósł cię, ponieważ zemdlałaś?
- Zemdlałam? Dlaczego?- spoglądam w niebieskie oczy, które błyszczą w promieniach słońca wpadającego przez zasłony. Marszczę brwi, kiedy chłopak próbuje mi coś powiedzieć.
- Hmm... Nie wiem czemu ale prawdopodobnie przez to, że byłaś zmęczona lotem a my zorganizowaliśmy tą całą imprezę i jeszcze Lauren...
- Co chciała?
- Coż... Wydarła się jakim jestem idiotą i jak mogła omotać mnie fanka i polka.- wzrusza ramionami i całuje mnie delikatnie w usta. Jest mi smutno, że tak go potraktowała. Nie zasłużył, żeby ta kobieta wrobiła go w takie kłamstwa jakie Lauren mu zafundowała. Obiecuję sobie, że ja nigdy go nie skrzywdzę- a wracając do tematu....The Vamps skarbie. The Vamps ciebie kocha a ty nas nie idealizujesz?
- Jeszcze będziesz krzyczeć tą nazwę nocą- Brunet mnie puszcza i kolejny raz rzuca ostatnią poduszką w przyjaciela. W tym czasie uciekam od niego i po przeciwnej stronie, gdzie stoi Bradley z poduszką, dosłownie płaczę ze śmiechu. Nie mam pojęcia czy chłopak naooglądał się za dużo filmów dla dorosłych czy po prostu on na poczekaniu znajduje teksty ( obstawiam to drugie) umie rozbawić człowieka do łez. Connor przykrył się kołdrą i słychać tylko jego zduszony chichot. Po jakiejś chwili się trochę uspokajamy ale czasami jeszcze chichoczemy. Nagle brunet odkrywa się i spogląda na Brada.
- Moment. Ty tak serio? Moja mama przyjechała?
- Tak serio Ball! Twój chłopak jest jakiś nieogarnięty- przestaje nam być do śmiechu. Nagle jakbyśmy dostali sił. Zauważam, że mam na sobie jego za dużą koszulkę i spodnie dresowe.
Na tyle szybko, jak potrafię biegać, podbiegam do szafki wybierając jakieś przyzwoite rzeczy, w końcu hej! To mama Connora! Nie zrobię dobrego, pierwszego wrażenia wychodząc w dresach i z potarganaymi włosami.Bóg wie co by sobie jeszcze o mnie pomyślala.
Biorę swoje rzeczy i gdy próbuję otworzyć drzwi od pokoju, przypominam sobie, że Bradley zamknął na klucz. Tylko zastanawiam się po co? Nie obchodzi mnie to. Przekręcam klucz i jak tylko wypadam na korytarz, przewracam się na kogoś. Cudownie. Na kogo wpadłam? Oby nie na...
- Dzień dobry- mówię to na jednym wydechu spoglądając na blondynkę, w średnim wieku, która pomaga mi wstać. Cudowne pierwsze wrażenie. Sto punktów dla Vanessy! Uśmiecham się wdzięcznie w stronę kobiety, która nie wie kim jestem. Nigdy Connor za dużo nie mówił nic o swoich rodzicach. Wiem o nich tylko, że często podróżują i nie ma ich w domu dlatego Connor większość swojego dzieciństwa spedził z dziadkami
- Mama! Nie wiedziałem, że dziś przyjedziesz nas odwiedzić- Spoglądam za drobną postać jego rodzicielki, gdzie właśnie stoi. Uśmiecha się do niej szeroko i zapina suwak bluzy. Nadal jest w spodniach od pidżamy tylko na wierzch założył ów szarą bluzę na nagi tors. Ja spoglądam na swój strój i czuję jak moje policzki się rumienią. Czemu nic mi nie wychodzi oprócz gubienia się w tłumie? To w sumie nieźle mi wychodzi. Boże co ona o nas pomyśli. Może, że razem spaliśmy? Znaczy się tak spaliśmy ale nie w tym znaczeniu! Czuję na swoim ramieniu, czyjąś ciepłą dłoń i patrzę po chwili w niebieskie tęczówki. Brunet uśmiecha się pokrzepiająco i mnie obejmuje jedną ręką w tali.
- Mamo skoro już się przez upadek poznałyście jak my. To chcę ci przedstawić moją dziewczynę. To jest Vanessa i spędzi całe ferie u nas- kobieta przenosi wzrok na mnie i się lekko uśmiecha, wyciągając w moją stronę dłoń.
- W takim razie witaj w rodzinie. Kelly Ball
- Miło mi i dziękuję- ściskam jej dłoń i odwzajemniam uśmiech. Mam nadzieję, że chociaż serdeczny. Nie panikuj Vanessa. Policz do 10. Jeden, dwa, trzy...
- Vanessa? - brunet szturcha mnie rozbawiony a ja marszczę brwi i każę mu powtórzyć na co lekko wybucha niskim śmiechem, który kocham.
- Chodź ubierzmy się a mama i Brad zrobią śniadanie.
- Bradley?
- Dzień dobry pani Ball- loczek wynurza się z pokoju jej syna. I posyła Kelly łobuziarski uśmiech na co kobieta kręci z rozbawieniem głową.
- Idzcie się już przebierać- wybuchamy wszyscy śmiechem i a ja całuję w zarośnięty lekko policzek Connora. Zapowiadają się szalone ferie.

Dream or dream|| Connor BallOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz