*miesiąc później*
Dzień wyjazdu nadszedł bardzo szybko. O szóstej rano byłem już na lotnisku i czekałem na swoją przyjaciółkę. Pan Wood, Pani Morgan i Pan Cook rozmawiali z moją mamą, a ja nerwowo stukałem palcami o rączkę walizki.
- Niall, spokojnie. Ma jeszcze godzinę. - powiedziała moja mama. Uśmiechnąłem się do niej i wyciągnąłem telefon. Żadnej nowej wiadomości. Co chwilę patrzyłem na wejście na wielką halę , ale nadal się nie zjawiła. Po pięciu minutach czekania pojawiła się razem ze swoim bratem. Odnalazła mnie wzrokiem i szybko ruszyła w moją stronę. Przez ostatni tydzień nie widzieliśmy się. Ja byłem chory, a Mercy miała zakaz wstępu do mojego domu, ponieważ nie chciałem jej zarazić. Zerwałem się z miejsca i przytuliłem ją. Wyglądaliśmy jakbyśmy nie widzieli się wieczność. Tydzień to wieczność. Przynajmniej dla mnie.
- Spokojnie. Spędzicie ze sobą dziesięć dni. - powiedział Louis.
- Louis, chyba zapomniałeś, że to Niall i Mercy. - odezwała się moja mama.
- Tak, ma Pani rację. - zaśmiał się, a ja puściłem brunetkę.
- Wieża Elfa? - zapytała.
- Wieża Elfa. - potwierdziłem.
***
Równo o siódmej nauczyciele sprawdzili listę uczniów. Pożegnałem się mamą, a Mercy pożegnała się ze swoim bratem.
- Widzimy się za dziesięć dni Mercy. Udusisz mnie. - zaśmiał się brunet.
- Będę za Tobą tęsknić.
- Ej, tylko mi się tu nie popłacz. Zadzwoń jak dolecisz i jak dojedziecie. - przytulił ją po raz ostatni i razem ruszyliśmy w stronę odprawy. Dziewczyna odwróciła się jeszcze na chwilę i pomachała swojemu bratu oraz mojej mamie.
- Ej, przecież ja tam będę. - powiedziałem.
- Wiem, ale Ty to nie Louis. - zaśmiała się.
- No wiem. Jestem przystojniejszy.
- Chciałbyś. - prychnęła i podała swój bilet wysokiej blondynce. Kobieta uśmiechnęła się do niej i przepuściła ją. Mercy zaczekała na mnie i razem weszliśmy do samolotu.
- Mercy, jaki masz numer miejsca? - zapytała Pani Morgan.
- Eee...sześćdziesiąt dwa. - odpowiedziała brunetka.
- A ty Niall? - skierowała się do mnie. Spojrzałem na bilet i uśmiechnąłem się.
- Sześćdziesiąt trzy. - nauczycielka zaprowadziła nas na nasze miejsca. Za nami siedział Jason i James, a przed nami Camila i Miranda. Super. Nie mam życia.
- Obudź mnie kiedy się odczepią. - powiedziała znudzona brunetka. Zaśmiałem się, a Ona mi zawtórowała.
- Coś Ci nie pasuje? - zapytała Camila.
- Nie, nie skądże. - odpowiedziała sarkastycznie niebieskooka. Dziewczyna prychnęła i odwróciła się.
''Prosimy o zapięcie pasów. Za chwilę startujemy. '' - usłyszeliśmy z głośników męski głos. Każdy zapiął swój pas i czekał aż maszyna wzniesie się w górę. Chwyciłem Mercy za rękę, wiedząc, że nie lubi jak samolot startuje. Uśmiechnęła się do mnie , a ja odpowiedziałem jej tym samym. Maszyna wzniosła się ku górze, a do nas przyszła wysoka brunetka.
- Można już odpiąć swój pas. - powiedziała firmowym głosem z uśmiechem. Puściłem dłoń mojej przyjaciółki i odpiąłem swój pas. Brunetka zrobiła to samo i oparła swoją głowę o moje ramie.
CZYTASZ
''friends''||n.h. ✔
Fanfictionnawet najlepsi przyjaciele potrafią się w sobie zakochać. #69 w fanfiction - 13.12.2015