Już dzisiaj. Już dzisiaj wracamy do Londynu. Rano wstałem o szóstej i spakowałem wszystkie swoje rzeczy. Wziąłem szybki prysznic, ubrałem się, ułożyłem włosy i wyszedłem z pomieszczenia. Jason akurat wynosił swój bagaż na korytarz. Zrobiłem to samo, a z pokoju na przeciwko naszego wyszła Clarissa.
- Pomóż! - usłyszałem głos Mercy.
- Chwila! - krzyknęła blondynka.
- Co jest? - zapytałem.
- Nie może zamknąć walizki. - odpowiedziała.
- Czekaj, pomogę jej. - westchnąłem i wszedłem do pokoju dziewczyn. Zobaczyłem brunetkę, próbującą na wszystkie sposoby zamknąć walizkę.
- Jakie zabawne. - powiedziała, kiedy zobaczyła mnie śmiejącego się. - To przez Ciebie i Twoje zakupy. - stwierdziła.
- Usiądź na niej. - powiedziałem i podszedłem do łóżka. Moja dziewczyna - jak to pienie brzmi - usiadła na walizce, a ja chwyciłem za koniec zamka i zamknąłem go. - Należy się buziak. - powiedziałem i wyszczerzyłem się.
- Już lecę. - powiedziała sarkastycznie. Zaśmiałem się i zabrałem jej torbę i wystawiłem za drzwi. Po chwili poczułem na ramionach czyjeś ręce i usta na swoich. - Proszę bardzo. - uśmiechnęła się do mnie, kiedy oderwaliśmy się od siebie.
- Chodź. - uśmiechnąłem się i pociągnąłem Mercy za rękę. Zeszliśmy na dół do stołówki i usiedliśmy przy stoliku z naszymi przyjaciółmi.
***
- Zapnijcie pasy. - powiedziała Pani Morgan gdy siedzieliśmy już w samolocie. Zapieliśmy swoje pasy i złapałem dłoń Mercy. Kiedy tylko maszyna wzniosła się w górę, odpięliśmy swój pas i od razu wyciągnęliśmy telefony .
- Jak Louis? - zapytałem.
- W porządku, wyszedł już ze szpitala, ale ma zakaz ruszania się z łóżka przez tydzień. Mama u niego jest i się nim opiekuje, a Mark ma po mnie przyjechać. - wyjaśniła i sprawdziła coś na telefonie i schowała go do kieszeni. Napisałem szybkiego smsa do swojej mamy i schowałem telefon. - Idę spać. - powiedziała Mercy i oparła swoją głowę o moje ramię. Okryłem ją swoją bluzą i pocałowałem w czubek głowy. Brunetka po chwili zasnęła, a ja przyglądałem się jej. Nie mogłem uwierzyć w to, że jesteśmy razem. Była moja i tylko moja.
***
Po trzech godzinach w końcu wylądowaliśmy. Zabraliśmy swoje rzeczy i wyszliśmy na wielką halę lotniska. Zabraliśmy swoje walizki i wzrokiem szukaliśmy swoich rodziców.
- Louis! - pisnęła Mercy i pobiegła w stronę wysokiego bruneta. Rzuciła mu się na szyję, a On podniósł ją i okręcił w okół własnej osi.
- Niall! - usłyszałem. Odwróciłem głowę w lewą stronę i zobaczyłem swoich rodziców. Z wielkim uśmiechem podszedłem do nich i przywitałem się.
- Miałeś leżeć w łóżku. - usłyszałem znany głos i zobaczyłem Louis'a i Mercy idących w naszą stronę.
- Miałem, ale chciałem zobaczyć Cię jako pierwszy. - uśmiechnął się i pocałował swoją siostrę w głowę. Spojrzałem na Mercy, a Ona pokiwała głową na znak zgody.
- Mamo, Tato, Louis. - zacząłem. - Chyba musimy wam coś powiedzieć. - powiedziałem i złapałem Mercy za rękę.
- Nie wierzę. - powiedział Louis, a ja się zaśmiałem. - Mówiłem, że tak będzie. - dodał i uśmiechnął się . - Ale wiedz, że jeżeli ją skrzywdzisz to Ci nogi z dupy powyrywam. I przepraszam za wyrażenie państwo Horan. - powiedział, a Mercy zaczęła się śmiać.
- Idziemy? - zapytała Mercy.
- Wpadnę później do Ciebie! - krzyknąłem, gdy już się oddalili.
- Ja Ci dam! - krzyknął Louis, a ja się zaśmiałem. Razem z rodzicami wyszliśmy z lotniska i skierowaliśmy się do samochodu. Wsiadłem do sodka i wyciągnąłem telefon. Nacisnąłem ikonkę wiadomości i napisałem smsa.
Do Skarb ♥:
Jak tam Louis?
Od Skarb ♥:
Siedzi koło mnie i nie daję mi żyć. Powiedział już wszystko moim rodzicom.
Do Skarb ♥:
Powinienem się bać?
Od Skarb ♥:
Tak, powinieneś. / Louis
Zaśmiałem się i zablokowałem telefon. Schowałem go do kieszeni i oparłem głowę o szybę. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem.
XXXX
Mam nadzieje, że się podoba :)
Marcelina x
CZYTASZ
''friends''||n.h. ✔
Fanfictionnawet najlepsi przyjaciele potrafią się w sobie zakochać. #69 w fanfiction - 13.12.2015