Rano mój budzik zadzwonił o szóstej trzydzieści. Delikatnie wyszedłem z łóżka i podszedłem do szafy. Wyciągnąłem z niej szare dresy i zwykłą białą koszulkę. Wszedłem do łazienki i zrobiłem poranną toaletę. Wyszedłem z pomieszczenia i wszedłem do swojego pokoju. Wziąłem do ręki telefon i sprawdziłem godzinę. Zegarek wskazywał szóstą pięćdziesiąt. Podszedłem do łóżka i lekko szturchnąłem Mercy w ramię, żeby się obudziła. Mruknęła coś pod nosem i odwróciła się na drugi bok.
- Mercy wstawaj. - powiedziałem.
- Daj mi spokój Louis. - mruknęła, a ja się zaśmiałem.
- Przepraszam skarbie, ale to nie Louis. - zdarłem z niej kołdrę, wziąłem ją na ręce i postawiłem na ziemi.
- To było okrutne! - próbowała krzyknąć, ale chrypa w głosie jej to uniemożliwiła.
- Czekam na dole. - pocałowałem ją w czoło i wyszedłem z pokoju. Zszedłem na dół i nie znalazłem tam swoich rodziców. Za to znalazłem kartkę.
''Wyszliśmy wcześniej do pracy.
W lodówce masz śniadanie dla siebie i Mercy :)
Kochamy Cię,
Mama i Tata :) ''
Odłożyłem kartkę na stół i podszedłem do lodówki. Wyciągnąłem z niej talerz z kanapkami i odstawiłem go na stół. Z szafki wyciągnąłem dwa kubki i zrobiłem w nich herbatę. Po chwili na dół zeszła brunetka. Uśmiechnąłem się do niej, a Ona usiadła przy stole.
- Mers, dobrze się czujesz? - zapytałem. Niebieskooka nie wyglądała dobrze tego dnia.
- Tak. - powiedziała cicho i upiła łyk herbaty. Skończyliśmy swoje śniadanie i zabraliśmy swoje rzeczy. Wyszliśmy z domu i zakluczyłem drzwi. Złapałem dziewczynę za rękę i zaprowadziłem w stronę samochodu. Wsiedliśmy do auta i wyjechałem z posesji. Kierowałem się w stronę szkoły, a Mercy patrzyła przez szybę, po której zaczęły spływać kropelki deszczu. Po chwili byliśmy już pod szkołą. Wysiadłem szybko z auta i podszedłem do drzwi od strony pasażera. Dziewczyna wysiadła z auta i schował się pod bluzą, którą miałem w rękach. Zamknąłem auto i biegiem ruszyliśmy w stronę wejścia do budynku. Kiedy byliśmy już w środku opuściłem bluzę i ruszyliśmy w kierunku naszych znajomych.
***
Przez cały dzień Mercy wyglądała nie wyraźnie. Była blada, a w jej oczach nie tańczyły iskierki radości. Czułem, że jest coś nie tak, ale Ona upierała się, że wszystko jest w porządku.
- Niall słabo mi. - usłyszałem jej słaby głos, a po chwili była już w moich ramionach nie przytomna.
- Mercy, Mercy otwórz oczy. - mówiłem do niej. Po chwili podbiegł do nas Pan Wood i zadzwonił po pogotowie. - Mercy otwórz oczy. - powiedziałem i lekko poklepałem ją po policzku. W moich oczach pojawiły się łzy. Wszystko działo się tak szybko. Przyjazd karetki, kłócenie się z ratownikiem i przyjazd do szpitala. Nie wiedziałem co się z nią dzieje, bo nikt nie chciał mi udzielić informacji, ponieważ nie byłem z rodziny. Szybko wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do Louis'a, który zjawił się po kilkunastu minutach w szpitalu.
- Niall, spokojnie. Powiedz mi co się stało. - powiedział niebieskooki.
- No więc Mercy nie wyglądała dziś zbyt dobrze. Widziałem, że było coś nie tak, ale Ona pozostawała przy swoim i mówiła, że jest wszystko w porządku. Dalej wiesz co się stało. - opowiedziałem i schowałem twarz w dłoniach.
- Spokojnie, pójdę się czegoś dowiedzieć. W której Ona jest sali? - zapytał, a ja wskazałem na pokój z numerem dwadzieścia cztery. Brunet poklepał mnie po ramieniu i ruszył w kierunku sali, gdzie leżała jego siostra. Siedziałem na krześle, a twarz miałem schowaną w dłoniach. Po chwili wrócił do mnie Louis. Poderwałem się z miejsca i podszedłem do niego. - To tylko przez tą pogodę. - wytłumaczył, a ja odetchnąłem z ulgą.
- Mogę do niej wejść? -zapytałem po chwili.
- Tak, ale jest jeszcze nie przytomna. Za chwilę powinna się wybudzić. - odpowiedział brunet, a ja skinąłem głową i wszedłem do sali, w której leżała Mercy. Miała zamknięte oczy, a w jej lewą dłoń była wbita igła od kroplówki. Usiadłem po jej prawej stronie i chwyciłem jej dłoń.
- Nawet nie wiesz jak mnie wystraszyłaś. - powiedziałem i spuściłem głowę. Poczułem uścisk jej dłoni i usłyszałem jej głos.
- Niall. - wychrypiała cicho. Podniosłem głowę i uśmiechnąłem się.
- Już się wybudziłaś. - usłyszałem męski głos. Spojrzałem w stronę drzwi i zobaczyłem mężczyznę w białym fartuchu. - Narobiłaś wielkiego stracha temu chłopakowi. - dodał, a brunetka uśmiechnęła się lekko.
- Muszę zadzwonić do Louis'a. - powiedziała.
- Spokojnie, Louis jest na korytarzu. - powiedziałem i przytrzymałem jej dłoń.
- Zostaniesz w szpitalu jeszcze jakąś godzinę, dopóki kroplówka nie zejdzie, a potem możesz iść do domu. - powiedział lekarz i wyszedł z sali. Po chwili rozległo się pukanie do drzwi, a w środku pojawił się Louis.
- Nawet nie wiesz co Niall tutaj przechodził. - zaśmiał się brunet.
- Wyobrażam to sobie. - powiedziała i uśmiechnęła się do mnie. - Chcę już stąd wyjść. - mruknęła.
- Wytrzymasz jeszcze godzinę. - powiedział Louis i uśmiechnął się. - Przepraszam Cię Mercy, ale muszę wracać do firmy. - dodał.
- Dam sobie radę. - uśmiechnęła się do bruneta.
- Na pewno? - spytał.
- Tak. - potwierdziła.
- Przecież ja tu jeszcze jestem. - odezwałem się. Louis uśmiechnął się i pocałował Mercy w czoło.
- Masz od razu jechać do domu. - powiedział, kiedy był już przy drzwiach.
- Tak jest. - uśmiechnęła się, a brunet wyszedł z sali. - I co ja mam tu robić? - zapytała i usiadła na łóżku. Zaśmiałem się widząc jej minę. Wyglądała jak pięciolatka, która musi siedzieć w jednym miejscu. A wszyscy dobrze wiemy, że Mercy nie usiedzi na jednym miejscu.
***
Godzinę później wyszliśmy już ze szpitala. Wsiedliśmy do mojego auta i odjechałem spod budynku, kierując się w stronę mojego domu, żeby dziewczyna mogła zabrać swoje rzeczy.
- Zaraz wracam. - powiedziałem i wysiadłem z auta. Wbiegłem do domu i schodami wszedłem na górę do swojego pokoju. Zabrałem rzeczy brunetki i wyszedłem z pokoju. Zbiegłem na dół i wyszedłem z domu. Torbę Mercy wsadziłem a tylne siedzenie i po chwili siedziałem już na miejscu kierowcy. Odpaliłem silnik i włączyłem się do ruchu drogowego. Po kilki minutach byliśmy już pod domem mojej dziewczyny. Wysiadła z auta i chciała wziąć swoją torbę, ale wyprzedziłem ją. Brunetka podeszła do drzwi i otworzyła je. Weszliśmy do środka i weszliśmy na górę. Mercy od razu rzuciła się na swoje łóżko, a ja odłożyłem jej rzeczy na ziemię i usiadłem obok niej. - Nigdy więcej mnie tak nie strasz. - odezwałem się.
- To nie ja wybrałam taką pogodę. - powiedziała.
- Tak, ale mogłaś chociaż powiedzieć, że źle się czujesz. - powiedziałem.
- Nie chciałam, żeby ktoś się martwił. - mruknęła.
- Martwiłem się kiedy leżałaś w szpitalu nie przytomna. - położyłem się obok niej.
- Idziemy do skatepark'u? - spytała po chwili ciszy
- Dopiero byłaś w szpitalu i chcesz iść do skatepark'u? Nie ma mowy. - odpowiedziałem.
- Dobrze, mamo. - burknęła, a ja się zaśmiałem.
- Prześpij się. - powiedziałem i przykryłem ją kołdrą. Pocałowałem ją w czoło i wtuliłem w siebie. Dziewczyna po chwili zasnęła, a ja po chwili także usnąłem.
XXXX
Witam w nowym rozdziale :)
Marcelina x
CZYTASZ
''friends''||n.h. ✔
Fanfictionnawet najlepsi przyjaciele potrafią się w sobie zakochać. #69 w fanfiction - 13.12.2015