Joe prowadził mnie po jakichś ciemnych uliczkach, których nigdy wcześniej nie widziałam. Nie miałam pojęcia w jakiej części miasta się znajdowaliśmy.
Mam tylko nadzieje, że nie chce mnie gdzieś zabić, czy zgwałcić. Na ulicy nie było żywej duszy.
-Ymm...Joe? Gdzie idziemy? - zapytałam niecierpliwa i lekko spanikowana.
-Zobaczysz jak dojdziemy - powiedział z chytrym uśmiechem i złapał moją dłoń. Dzięki temu poczułam się odrobinę lepiej.
Po dłuższej chwili usłyszałam krzyki ludzi i ryk silników...
Nie on nie mógł mnie tu zabrać !
-Joe?
Nie odpowiedział, tylko dalej uparcie ciągnął mnie do przodu. Próbowałam wyszarpnąć dłoń ale był zbyt silny.
-Joe! Puść mnie - chłopak na te słowa zatrzymał się i spojrzał na mnie z wyrzutem.
-Dlaczego ? - zapytał od niechcenia.
-Bo nie lubię nielegalnych rzeczy, a poza tym wyścigi ? serio...to jest tak jakby, no przereklamowane?
Czuję się jak w tych wszystkich filmach o gangsterach i w ogóle ... - nerwowo się zaśmiałam.
Joe nie wyglądał na zadowolonego. Jego twarz była kamienna a mi zrobiło się gorąco.
Po chwili usłyszałam gromki śmiech. Skrzywiłam się lekko.
-Skąd pomysł, że nielegalne? - zapytał rozbawiony.
-Bo wszystkie takie są?
-Nie, nie wszystkie. Choć będzie fajnie. Nie będę się ścigał. Chcę tylko byś poszła tam ze mną.
-Zgoda.
Gdy doszliśmy na miejsce poza tłumem ludzi, dostrzegłam dwa ścigające się auta. Jechały z taką prędkością, z jaką ja nigdy nie miałam do czynienia i nigdy nie będę miała.
Nie wiedziałam czy mam ufać Joe. No ale w końcu, to jest to co kocha.
Spojrzałam na niego z boku. Stał i uśmiechał się spoglądając na ścigające się auta.
-To jest to co kochasz? Auta ? - zapytałam.
-Nie i tak. To co kocham najbardziej to prędkość.
Uśmiechnęłam się lekko.
Auta zatrzymały się przy prowizorycznej mecie.
Chłopak, który przegrał wysiadł z samochodu mocno trzaskając drzwiami. Nie oszczędzał sobie również epitetów.
Drzwi zwycięzcy powoli się otworzyły a ja cała zbladłam.
Dylan wysiadł z tego pieprzonego auta. DYLAN.
Dopiero teraz dotarło do mnie, że ja wcale go nie znam. Nawet w najmniejszym stopniu.
Odwróciłam się powoli. Musiałam stąd wyjść, Joe gdzieś zniknął a ja nie wiedziałam co mam robić.
Rozglądałam się nerwowo po ludziach, jednak gdy mój wzrok skrzyżował się z brązowymi tęczówkami zbladłam jeszcze bardziej. Nie czekając na nic, po prostu zaczęłam biec.
Przepychałam się przez ludzi i co chwilę na nich wpadałam.
-Vet? - usłyszałam głos, gdy po raz kolejny zatrzymała mnie czyjaś klatka piersiowa.
-Alex?! Co ty do cholery tutaj robisz?
-J-ja...mógłbym zapytać cię o to samo - powiedział zmieniając ton z przestraszonego na pewny siebie.